niedziela, 21 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Musiałem się z tym faktem pogodzić mała sunia potrzebowała jego ciepła za co nie mogłem być zły, mimo że troszeczkę byłem, ja też chciałem przytulić się do męża no cóż, nic na to już nie poradzę.
– No dobrze, jakoś to przeboleje – Położyłem się do łóżka, przy którym położyła się Psotka wracająca do domu po otworzeniu przez dzieci drzwi.
– Dobranoc owieczko – Usłyszałem, będąc pewien jego uśmiechu pojawiającego się na twarzy.
– Dobranoc – Ziewnąłem zmęczony, wtulając się w poduszkę, nim pachnącą, odpływając w przeciągu kilku może kilkunastu minut.

Psotka obudziła mnie wczesnym rankiem bardzo chcąc wyjść na dwór, aby załatwić swoje potrzeby.
Zmuszony do podniesienia się z łóżka i wypuszczenia jej na dwór nie wracałem już ponownie spać, do odpoczynku miałem jeszcze godzinę i mógłbym oczywiście z tego skorzystać i pewnie bym tak zrobił, gdyby nie nasza podróż, która musi odbyć się, skoro świt, a to już niebawem.
Cicho sprawdziłem, czy wszystko zostało spakowane i posprzątane przez nas, nie chcąc usłyszeć od dziecka nieprzyjemnego słowa na do widzenia.
Upewniając się, że wszystko zostawiliśmy tak jak to zastaliśmy skorzystałem jeszcze z kąpieli, po której mogłem spokojnie wybudzić męża ze snu.
– Skarbie, hej obudź się – Delikatnie szturchającą go za ramię wynudziłem go uśmiechając się ciepło. – Dzień dobry – Musnąłem jego usta, kładąc dłoń na jego policzku. – Pora wstać musimy powoli wychodzić z domu – Mówiłem do niego cicho nie chcąc zbyt ostro wyrywać go ze snu.
– Dzień dobry owieczko, już wstaję – Tak jak powiedział tak też zrobił podniósł się z fotela, kładąc na chwilę malucha na bok, rozciągając swoje mięśnie. – Muszę ją nakarmić przed naszym wyjściem – Dodał, zerkając na rozciągające się maleństwo.
Nie mając nic przeciwko poczekałem na niego wynosząc już wszystko na dwór, nie tracąc więcej czasu, niż było to konieczne.
– Jestem gotowy – Sorey trzymający na rękach szczeniaka opuścił chatkę, podając mi na chwilę Banshee, aby założyć torbę. – Mamy wszystko? – Zapytał, upewniając się, czy aby na pewno niczego nie zapomnieliśmy, zabierając ode mnie swoją małą pociechę.
– Oczywiście ruszajmy – Mając już Psotkę na smyczy ruszyliśmy w stronę bramy, gdzie czekały na nas już dzieci przygotowane do podróży wraz z naszymi kotami.
Koty, widząc Soreya nie zareagowały strachem najwidoczniej są dużo mądrzejsze od psa i wiedzom, kim on jest.
Będąc pewnym, że mamy wszystko ruszyliśmy do naszego nowego domu, którego ja zdążyłem już poznać, a oni dopiero będą mieli szansę poznać.
Pokazałem im dokładne miejsce naszego nowego domu, zapraszając do środka, gdzie mieliśmy wszystko, pokoje, łazienki, pokój gościnny, salon, kuchnia, piwnice, strych, taras, ogród i kominek, z którego dzieci najbardziej się ucieszyły.
Hana i Haru od razu obejrzeli cały dom, decydując się wziąć pokoje znajdujące się na górze, a więc nam pozostały te na dole, przynajmniej tutaj będziemy mieli trochę więcej prywatności z powodu odległości ich pokoi, a naszej sypialni.
– I ja ci się podoba? – Wiedząc, że nasze pociechy są zadowolone z tego miejsca chciałem poznać zdanie mojego męża, który rozglądał się uważnie po naszym, nowym, bezpiecznym kąciku oddalonym od ludzi.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz