wtorek, 30 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jego słowa mnie mocno zaskoczyły, naprawdę tak brzmiałem? Nie to było moją intencją. Nigdy bym go za to nie obwiniał, o to mogę obwinić tylko jedną osobę, której się już pozbyłem. Od razu pogładziłem jego łagodny policzek, chcąc trochę odkupić swoje winy. Naprawdę źle musiałem dobrać słowa, skoro je tak zinterpretował. 
- Wybacz, Owieczko, nie o to mi chodziło. O to obwiniać mogę tylko człowieka, który chciał skrzywdzić Hanę, tylko on był temu winien. Chodziło mi o to, że za bardzo pobłażasz dzieciom, a my, nie wiedząc, gdzie one chodzą i z kim się potykają, narażamy je na niebezpieczeństwo – powiedziałem, starając się utrzymać oczy otwarte, co było ciężkie. Jak jeszcze coś robiłem, to jakoś aż tak tego nie czułem, ale Mikleo zaciągnął mnie na łóżko, i jak tak sobie na nim leżę, to coraz bardziej senny się stawałem. 
- Może faktycznie za duże zaufanie co do nich mamy... – westchnął cicho Mikleo, ewidentnie intensywnie nad czymś myśląc. 
- Zdecydowanie za duże, skoro nic o nich nie wiemy. Będę także chciał sprawdzić ich znajomych. Muszę wiedzieć, jakie są ich pragnienia, nie mogę pozwolić, by złe osoby miały wpływ na moje dzieci – odpowiedziałem, po czym cicho ziewnąłem. To było zdecydowanie poza moją kontrolą. 
- Ale chyba wpierw musisz się trochę zdrzemnąć – zaproponował, na co pokręciłem głową. 
- Nie mogę spać, to jest słabość, na którą nie mogę sobie pozwolić. I trzeba pilnować dzieci. Na pewno skorzystają z tego, że nikt nie zwraca na nich uwagi i się mogą wymknąć z domu – odpowiedziałem, bardzo broniąc się przed snem. 
- Myślę, że w tym momencie są zajęte ogarnianiem własnych pokoi. Mają chyba jeszcze więcej rzeczy niż my tutaj musieliśmy wypakować. Wiedzą, że nie mogą opuścić domu bez pozwolenia, a wydaje mi się, że już wiedzą doskonale, że nie warto nas nie słuchać – uspokoił mnie, ale ja dalej nie byłem co do tego przekonany. Miki za bardzo ufa dzieciom. Ja teraz już nie do końca. – Chodźmy razem spać. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem spaliśmy – poprosił, używając takiego tonu, że nie mogłem mu odmówić, pomimo, że powinienem. W końcu, muszę działać, a nie odpoczywać, przez cały ten czas nieobecności Mikleo niewiele robiłem. Głównie  zajmowałem się w Banshee, no i zabiłem jakiegoś tam grzesznika w wyjątkowo brutalny sposób, czyli tak właściwie, to nic nie zrobiłem.
- A nie mogę poleżeć, a ty pójdziesz spać? Przypilnuję cię – zaproponowałem, nie chcąc w sobie wykształcać kolejnej słabości. 
- Może być i tak, żebyś tylko był tu blisko – poprosił, wtulając się w moje ciało. Oczywiście też się do niego przytuliłem, gładząc delikatnie jego plecy, które były jakieś takie... normalne. Znaczy się, zawsze były normalne, ale wcześniej miałem wrażenie, że nawet przez koszulę mogłem wyczuć kręgi w jego kręgosłupie. Teraz nie miałem tego uczucia. Widać, że przerwa ode mnie dobrze mu zrobiła, w końcu wrócił do zdrowia, a wystarczyło, bym tylko trzymał się od niego z dala, no ale chce mnie jak najbliżej siebie. I co ja z nim mam? 
Chcąc, by mój mąż szybko zasnął, delikatnie bawiłem się jego włosami, obserwując przy tym jego przepiękną, spokojną twarz. Zabiłbym chyba każdego, kto by ten spokój zakłócił...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz