Zerknąłem na kotkę, która zapewne będzie potrzebowała trochę czasu, aby polubić się z jej panem, który trochę się zmienił, a to może niepokoić zwierzaki.
– Tak jak myślałem nie mamy już nic dla zwierzaków – Zauważyłem, zdając sobie sprawę z przymusu ruszenia do miasta w cały zakupienia pokarmu dla naszych zwierzaków i produktów, z których będę mógł ugotować coś dla naszych dzieci.
– W takim razie musimy pójść do miasta – Sorey nie brzmiał na zadowolonego, a mimo to bardzo chciał ze mną pójść uważam, że nie jest to potrzebne, ale jeśli on czuje taką potrzebę nie będę się z, nim kłócić z powodu tego, że nie chciałbym się z, nim kłócić, a i nie ma to sensu, bo po co kłócić się o coś takiego?
– Dobrze, pójdź proszę do dzieci i zapytaj się, czy czegoś nie potrzebuję, a ja w tym czasie zastanawiam się co trzeba jeszcze kupić.
– Tak jest moja owieczko – Szeroko się do mnie uśmiechnął, idąc do naszych dzieci, które wciąż przebywały w swoich nowych pokojach.
Robiąc listę zakupów wciąż myślałem o tym, Jak przetransportować nasze rzeczy tutaj do nowego domu.
Nie miałem niestety żadnego innego pomysłu, jak tylko wypożyczyć konie i powóz, aby być w stanie za jednym razem zebrać wszystkie rzeczy, w końcu nic ciężkiego zabierać ze sobą nie będziemy, ubrania, jakieś potrzebne nam przedmioty, które przydadzą nam się w nowym domu, a więc po ładnym ułożeniu wszystkiego w powozie damy radę zrobić tylko jedną rundę.
– Dzieci chcę coś słodkiego – Sorey przerwał moje rozmyślania, zmuszając mnie do zejścia na ziemię.
– Dobrze to też kupimy możemy iść? – Zapytałem, chcąc się upewnić, że jest pewien swojej decyzji, bo wciąż przecież mogę pójść sam dla mnie to nie jest wielki problem.
– Tak, jestem gotowy – Zapewnił, pozostawiając małego demona pod opieką naszych dzieci, opuszczając wspólnie nasz dom.
Nie wiedziałem, skąd u mojego męża to całe przeświadczenie o złu panującym w tym mieście, byłem tu przecież już raz sam podczas kupowania naszego domu i nic złego się nie wydarzyło. A więc czemu nagle miałoby się coś takiego wydarzyć? Najwidoczniej Sorey jest trochę za bardzo przewrażliwiony.
– Spójrz tam znajduje się farma, po której chodzą konie może… – Nie zdążyłem dokończyć, bo usta mojego męża złączyły się z moimi.
– Nie dziś owieczko, dziś odpoczniemy, a jutro się do niego udamy – Obiecał, uśmiechając się do mnie łagodnie, prowadząc w stronę kolejnych budek, w której mieliśmy zakupić produkty dla zwierząt i dla naszych dzieci.
Sorey przez cały czas wydawał się być bardzo nerwowy, patrząc na sprzedawcę, który przyjaźni uśmiechał się do nas najwidoczniej wyczuwając w, nim konkurenta, którym przecież, nim nie był, miałem męża i nie patrzę na nikogo innego w taki sposób, w jaki patrzę na mojego ukochanego.
– Mogę coś jeszcze za promować? – Mężczyzna był bardzo miły, a to się naprawdę ceni.
– Dziękuję to już wszystko – Uśmiechnąłem się z wdzięcznością gotowy do zapłaty wybranych przeze mnie produktów, dostrzegając, że mój mąż poszedł troszeczkę dalej, aby coś sobie obejrzeć.
– A myślałem, że będę miał możliwość zamienić z tobą kilka zdań – Wyczułem od razu co tu jest grane, i to mnie trochę zaniepokoiło, Soray był trochę dalej, ale wciąż nie na tyle daleko, aby nie usłyszeć słów wypowiedzianych przez mężczyznę.
– Przepraszam, ale chciałbym już zapłacić – Zignorowałem jego słowa po prostu, chcąc jak najszybciej odejść, aby mój mąż niepotrzebnie się nie denerwował.
Mężczyzna nie był zadowolony z mojej odpowiedzi, składając mi kolejne propozycje, które nie powinny nigdy zostać w moją stronę rzucone, teraz już rozumiem co Sorey miał na myśli, mówiąc, jak bardzo dziwnie i podejrzani są ci ludzie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz