Zmrużyłem oczy na jego słowa, absolutnie nie mając ochoty go puścić. On chce karać mnie? Komuś tu się chyba coś pomyliło... powinienem mu pokazać, kto tu naprawdę rządzi i kto tu kogo karze. I absolutnie nie miałem zamiaru go puszczać. Uniosłem jego nadgarstki ponad jego głowę, uśmiechając się do niego zadziornie. Czułem, jak próbował się wydostać z mojego żelaznego uścisku, ale było to bezcelowe. Co jak co, ale silniejszy ode mnie fizycznie nie był, ani kiedy byłem aniołem, ani tym bardziej teraz.
- A jak cię nie puszczę? To co zrobisz? – spytałem, zbliżając usta do jego szyi, by złożyć na jego skórze kilka pocałunków. I kilka malinek, oczywiście.
- Sorey, nie możemy... – zaczął, ale kiedy tylko dotarłem ustami do jego obojczyków, westchnął cicho, ewidentnie zadowolony z tego, że moje usta się tam znalazły. Wolną dłonią zacząłem rozpinać guziki jego koszuli, jeden po drugim, co mnie trochę drażniło. Zdecydowanie bardziej wolałbym, gdyby zamiast guzików było wiązanie. Raz bym pociągnął za koniec sznurka i koniec bawienia się. A najlepiej to by było, gdyby Miki był bez koszuli, od razu miałbym dostęp do jego ciała, tak cudownego, tak smukłego... kochałem to, jak drobniutko przy mnie wygląda. – Mamy rzeczy... i konie... – kontynuował, wijąc się pod dotykiem moich ust.
- Mamy czas – wymruczałem pomiędzy pocałunkami, schodząc coraz to niżej z nimi. Już udało mi się rozpiąć ostatni guzik, tak więc miałem w tej chwili jego tors podany jak na tacy.
- I dlatego możemy dokończyć wieczorem – zaproponował, na co może bym się zgodził, gdybym nie czuł, jak bardzo się mu to podoba.
- Owieczko, twoje ciało krzyczy, bym nie przestawał. A kim bym był, gdybym miał zignorować takie desperackie wołanie – powiedziałem, podgryzając delikatnie jego skórę, co spowodowało u niego kolejne westchnięcie, ale takie, które było na granicy jęknięcia.
Czując, że jest tylko mój, puściłem jego dłonie, potrzebując trochę się od niego odsunąć, by móc znaleźć się przy jego spodniach. Rozpiąłem je, dając sobie pełen dostęp do jego przyjaciela, ale nim porządnie wziąłem go do ust, wpierw lizałem jego trzon, od czasu do czasu ssąc jego główkę, nie zapominając o jego jądrach, które delikatnie masowałem. Z przyjemnością słyszałem jego ciche posapywania, a kiedy to poczułem jego palce zaciskające się na moich włosach włożyłem w końcu jego przyjaciela do ust, na co mój mąż zareagował cichym, ale za to jak pięknym jękiem.
W końcu wyczułem, że jeszcze chwila i Miki osiągnie spełnienie, dlatego też szybko wysunąłem go ze swoich ust, i szeroko uśmiechnąłem się do męża. Patrząc na niego w tym stanie tuż przed spełnieniem było nawet satysfakcjonujące. Cóż, może tak troszkę złośliwy jestem... ale on pierwszy zaczął z karą. Teraz moja pora, bym mu pokazał prawdziwą karę.
- A teraz musisz mi powiedzieć całym zdaniem, co takiego ode mnie oczekujesz. I też, jak na dobrego chłopca przystało, ładnie poprosić – powiedziałem, uśmiechając się do mojego szalejącego z bezradności Mikleo.
- Sorey... – wymamrotał drżącym głosem, chyba ledwo co kontaktując.
- O co chodzi, Owieczko? – spytałem niewinnie czekając, aż rozwinie zdanie, bo ja przecież nie mam pojęcia, czego on ode mnie chce.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz