poniedziałek, 22 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

To był bardzo dobry pomysł, z którego chętnie bym skorzystał, gdyby nie to, że musiałbym pić ją sam, a to nie do końca, by mi się podobało.
– Nie, to znaczy tak chciałbym, ale wiem, że ty nie będziesz chciał się ze mną jej napić, a sam nie mam na nią ochoty – Wytłumaczyłem, chcąc pójść już do domu zastanowić się spokojnie nad rozplanowanie najważniejsze rzeczy, które nie mogą czekać na nas zbyt długo.
Skoro jesteśmy już w nowym domu oprócz sprowadzenia naszych rzeczy musieliśmy porozmawiać z dzieciakami o zapisaniu ich do nowej szkoły.
– Jeśli chcesz nie musisz na mnie patrzeć i po prostu napić się gorącej czekolady w kawiarence – Sorey był kochany, chcąc, abym napił się lubianego przez siebie napoju, który mogłem sobie z łatwością odmówić, nie potrzebując go aż tak bardzo.
– Spokojnie, nie ma takiej potrzeby – Zapewniłem, uśmiechając się do niego ciepło składając pocałunek na jego policzku. – Jeśli i ty będziesz chciał kiedyś napić się gorącej czekolady przyjdziemy tutaj, a na razie wracajmy już do domu – Poprosiłem, ruszając w stronę budynku, zerkając na męża, który po ciężkim westchnięciu ruszył za mną, chwytając moją dłoń, starając się trzymać mnie jak najbliżej siebie nawet mimo tego, że nikogo tu już nie ma.
W domu Hana i Haru bawili się z Banshee i Psotką która zakolegowała się ze szczeniakiem, a przynajmniej tak to wyglądało.
– Mamo, tato wróciliście – Nasze pociechy od razu podeszły do nas chętne do rozpakowania wszystkich produktów znajdujących się w torbach, dzięki czemu zajęło nam to zdecydowanie mniej czasu.
– Chcecie może coś zjeść? – Po wypakowaniu wszystkich produktów zwróciłem się do dzieci, chcąc dowiedzieć się czy muszę już teraz zacząć coś im przygotowywać, czy będę musiał zrobić to potem.
– Nie jesteśmy głodni – Stwierdzili wspólnie, zachowując się troszkę podejrzanie, zdecydowanie coś chcą tylko jeszcze nie wiem co.
– Co chcecie? – Zapytałem, przyglądając im się z uwagą.
– Możemy wyjść na dwór? Chcielibyśmy zwiedzić to miasto i może poznać nowych ludzi – Haru zadał pytanie, tłumacząc nam, dlaczego chcą to zrobić, chociaż akurat tego mówić nam nie musieli.
Zerknąłem od razu na Soreya, chcąc, aby to on zadecydował doskonale znał mnie i wiedział, że nie odmówię naszym pociechom.
– Możecie iść tylko uważajcie na siebie ludzie chętnie wykorzystają, takich jak wy – Sorey musiał ostrzec dzieci dla swojego spokoju.
– Dobrze tato obiecujemy, że będziemy uważać – Hana jak zwykle potrafiła owinąć sobie tatę wokół palca, mówiąc mu wszystko to, co chciał usłyszeć pięknie się przy tym uśmiechając.
Sorey poczuł się lepiej dając im spokojnie opuścić dom, pozostawiając nas w nim samych.
– Oby nic im się nie stało – Mój mąż był zmartwiony zapewne w tej chwili, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze postąpił, pozwalając im opuścić dom.
– Jeśli nie jesteś pewien swojej decyzji zawsze możesz ocenimy iść, byleby cię nie zobaczyli – Stwierdziłem, uśmiechając się do niego łagodnie, całując w usta. – Nie martw się – Poprosiłem, idąc do łazienki, gdzie chciałem zażyć kąpieli, która pozwoliła mi wracać do zdrowia tak jak i obecność mojego męża.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz