Byłem bardzo szczęśliwy z powodu uzyskania koni i wozu dzięki, nim będziemy mogli ruszać już jutro, a jak wiadomo im szybciej, tym lepiej. Chciałbym mieć już to wszystko za sobą, ciesząc się nowym domem i rodziną która będzie już razem.
– Mogę tu przyjść jutro po konie i wóz – Zadowolony nie przestałem się uśmiechać, ciesząc się z tak szybkiego załatwienia całej tej sprawy.
Sorey nie do końca był z tego powodu szczęśliwy, to znaczy był szczęśliwy dlatego, że ja się cieszyłem.
Wiedząc, dlaczego nie był do końca szczęśliwy stanąłem na palcach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
– Nie martw się – Poprosiłem, trzymając dłonie na jego ramionach, uśmiechając się do niego ciepło.
– Chciałbym się nie martwić, ale nie potrafię, nie będzie cię przy mnie przeszło tydzień – Powiedział mi to, co wiedziałem, a czego zmienić nie mogłem.
Zwierzęta bały się go, a ja chociaż bardzo chciałem i jakoś mu, w tym pomóc nie potrafiłem, nie jestem w stanie swoją energią ukryć jego energia na jego nieszczęście energia demona jest znacznie silniejsze od energii anioła i tego ukryć się nie da.
– Dasz radę tak jak i ja dam radę, obaj dobrze wiemy, że potrzebujemy te rzeczy w nowym domu – Wiedziałem, że nie muszę mu tego mówić obaj doskonale to wiemy. – Dlatego może zamiast się martwić spędźmy ten dziennie razem, ciesząc się czasem sam na sam –, Zaproponowałem, mając nadzieję, że chociaż to go trochę uspokoi.
Sorey kiwnął głową, składając na moim czole delikatne pocałunek mocniej ściskając dłoń, którą trzymał, kierując się w stronę domu, mając najwyraźniej już dość towarzystwa ludzi.
Po powrocie do domu od razu poinformowałem dzieci o jutrzejszej podróży, w której towarzyszyć będzie mi Haru, prosząc Hanę o pozostaniu w domu i zaopiekowaniu się naszymi zwierzakami, którymi tata nie będzie mógł się zaopiekować.
Dzieci przyjęły tą informacją bardo pozytywnie, zdziwiłby mnie, gdyby było inaczej.
Dzieciaki po uzyskaniu potrzebnych dla siebie informacji postanowiły wyjść na dwór, nie chcąc siedzieć w pustyni jeszcze domu, nie mając tu nic poza kilkoma parami ubrań i łóżka, na którym mogły spać, a to zdecydowanie mogło wywoływać u nich nudy.
Hana i Haru wyszli na dwór, pozostawiając nas samych.
Banshee oczywiście, widząc swojego pana od razu do niego podbiegła, chcąc, aby wziął ją na ręce porządnie wygrzewając.
Sorey, nie mogąc jej odmówić podniósł się z ziemi, przytulając do swojego ciepłego ciała, musząc zaopiekować się swoim maleństwem.
Ja, w tym czasie postanowiłem trochę rozpisać sobie cały plan podróży, przygotowując się chyba na wszystko, zawsze lepiej wszystko sobie zaplanować, niż później martwić się nieprzemyślanymi sprawami.
– Co tam robisz? – Mój mąż usiadł naprzeciwko mnie, patrząc na wypisywane przeze mnie rzeczy.
– Rozpisuję sobie plan podróży – Odpowiedziałem na chwilę, odrywając wzrok od kartki.
– Naprawdę? Przecież nie możesz wszystkiego zaplanować – To prawda, jednak czy to oznacza, że nie mogę sobie niczego zaplanować?
– To prawda nie mogę jednak, skoro i tak nie mam nic innego do zrobienia to przynajmniej zajmę się tym – Wyjaśniłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
– Przepraszam, muszę się nią zająć – Sorey czuł się winien za niepoświęcanie mi uwagi.
– Spokojnie, nie mam oto pretensji wiem, że mała potrzebuje teraz twojej uwagi – Zapewniłem, naprawdę, nie mając do niego oto pretensji.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz