Obudziłem się dość wcześnie, zachowując się bardzo cicho nie chcąc nikogo wybudzić ze snu.
Zażyłem zimnej kąpieli, przebrałem w czyste ubrania zajrzałem do syna, wybudzając go ze snu, prosząc o jego pomoc w przygotowaniu koni do podróży.
Haru mimo widocznej niechęci dość szybko doprowadził się do porządku, opuszczając ze mną dom.
Droga do farmy długo nie zajęła, a i samo przygotowanie koni i wozu czasu dużo nie zabrało.
Najdłużej trwała rozmowa ze starszym mężczyznom, który był bardzo sympatyczny, potrzebując trochę rozmowy przed naszym odejściem.
Dziękując jeszcze raz za dobroć mężczyzny zabraliśmy konie, ruszając w stronę naszego domu, chcąc pożegnać się z mężem i córkom, nim wyruszymy w drogę.
Po dotarciu do domu napotkałem na swojej drodze Psotkę i Banshee. Obie suczki od razu do nas podbiegły, merdając wesoło ogonami.
– Hej – Przywitałem się z pieskami, drapiąc je za uszami. – Pilnujcie pana i panią niech nie stanie im się coś złego – Poprosiłem, uśmiechając się ciepło do piesków.
W odpowiedzi obie suczki dały głos, nie przestając merdać ogonami, witając się z Haru, który podszedł do mnie.
W tym czasie ja, odrywając wzrok od zwierząt dostrzegłem Soreya stojącego przed drzwiami z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy.
– Dlaczego mnie nie obudziłeś? Chciałem pójść tam z tobą – Od razu usłyszałem pretensję w jego głosie.
– Dobrze wiesz, jakby zareagowały zwierzęta poza tym byłeś zmęczony i nie chciałem ci budzić. Haru pomógł mi ze wszystkimi – Wyjaśniłem, podchodząc do niego całując jego usta. – Nie gniewaj się tak – Poprosiłem, dostrzegając Hanę, która również przyszła się pożegnaj.
– Bezpiecznej podróży mamo, wracajcie do nas bezpiecznie – Przytuliła się do mnie, żegnając się.
– Wrócimy cali i zdrowi, zajmij się tatą i zwierzakami – Poprosiłem, wiedząc, że ktoś musi tu przy nich być.
– Obiecuję, że będę – Obiecała jeszcze chwilę, trwając w moich ramionach, nim postanowiła udać się do brata, z którym również chciała się pożegnać.
Sorey patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu, chwytając moją dłoń.
– Uważajcie na siebie – Poprosił, przyciągając mnie do siebie, łącząc usta w namiętnym pocałunku, który chętnie odwzajemniłem.
– Będziemy bądź spokojny, do zobaczenia – Ostatni raz nasze usta złączyły się w pocałunku, musząc się rozstać na jakiś czas.
Nie mogąc dłużej czekać wsiedliśmy na konie, wyruszając w podróż.
Oby była szybka i bezpieczna, bo tylko tego w tej chwili najbardziej potrzebowaliśmy.
– Mamo myślisz, że dadzą sobie bez nas ras radę? To znaczy, czy tata da sobie radę sam bez pilnowania go? – Haru słusznie się martwił nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć, Mam tylko nadzieję, że nic złego się nie wydarzy.
– Wierzę w tatę i wiem, że wszystko będzie dobrze – Zapewniłem syna, nie chcąc, aby się martwił, takimi sprawami martwić powinienem się ja on nie musi.
Syn już nic więcej nie powiedział, kiwając łagodnie głową, skupiając się na drodze to samo zrobiłem i ja, myśląc tylko o podróży, która jest teraz dla nas najważniejsza. Ostrożność z naszej strony jest wymagana, a podróż bardzo męcząca, dlatego lepiej nie tracić energii na martwienia się rzeczami, nad którymi nie mamy w tej chwili kontroli.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz