wtorek, 16 lipca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Od razu zakochałem się w tej małej kruszynę, którą z tego, co zauważyłem i Psotka była przyjaźnie nastawiona do maleństwa, a to naprawdę było zaskakujące oczywiście trochę jeszcze zdawała się być nieufna w stosunku do szczeniaka, a mimo to nie wydawała się chcieć zrobić mu lub jej krzywdy.
Słysząc pytanie mojego męża zerknąłem na niego zastanawiając się, skąd moglibyśmy mieć tu buteleczki nie mamy już małych dzieci.
– Nie mamy tu takich rzeczy – Przyznałem, myśląc, co by tu zrobić, aby mieć taką buteleczkę, myśląc nad tym wstałem z kolan, ruszając do kuchni, gdzie może udałoby mi się coś znaleźć w tej kuchni, różne osoby tu mieszkały i te z dziećmi i te bez nich, a więc może coś tu będzie.
Oczywiście buteleczki nie było, był natomiast miękki smoczek, który umyłem, mogąc nałożyć go na buteleczkę, którą stworzyłem z lodu, wracając do męża.
– Proszę, zabezpieczyłem ją przed gorącem, a więc nie powinna ci pęknąć – Poinformowałem go nie mogąc tylko zapewnić go w trwałości smoczka, jutro zakupię butelkę ze smoczkiem dla szczeniaka, ale dziś musi wystarczyć mu to.
– Dziękuję – Uśmiechnął się do mnie wesoło zabierając ode mnie butelkę, wracając do kuchni, przygotowując szczeniakowi mleko pozostawiając mnie z dwoma uważnie obserwującymi się psami, z czego jeden z nich chciał się bawić, a drugi wąchał maleństwo z każdej strony.
– Już jestem – Sorey wyglądał na bardzo szczęśliwego nareszcie jest tu stworzenie, które się go nie boii, a to raduje moje serce, przykro mi było, gdy tak Psotka na niego warczała i, mimo że bardzo chciałem nie mogłem tego zmienić.
Mój mąż wziął małą na ręce, podając jej mleko, które szybko pochłaniała, biedactwo takie wygłodniałe.
Wpatrywałem się w ten obrazek przez dłuższą chwilę, widząc radość w jego oczach.
– Dlaczego mi się tak przyglądasz? – Sore, widząc moje spojrzenie.
– Podziwiamy, w końcu będziesz miał towarzystwo nieszczerzące w twoją stronę kieł – Przyznałem, drapiąc za uchem Psotkę, która uważnie obserwowała Soreya i małego szczeniaka.
Mój mąż kiwnął głową, traktując szczeniaka jak dziecko, komuś się chyba coś pomyliło.
Dałem mu nacieszyć się szczeniakiem w spokoju, obmyślając moje jutrzejsze wyjęcie przygotują ubrania i torbę, w której schowałem pieniądze, zerkając na Psotkę, która przez cały czas przy mnie stała, próbując wsunąć nos w torbę.
– Nie mam tam nic dla ciebie. Chcesz pójść ze mną piesku? – Na moje pytanie Psotka wesoło zamerdała ogonem co uznałem za tak.
Uśmiechnąłem się do suczki, drapiąc ją za uchem, zawsze to jakieś towarzystwo i obrona, w razie gdyby była taka konieczność.
Sorey w tym czasie wypuścił z ramion już suczkę, która od razu do nas podbiegła, zaczepiając starszą suczkę, która tylko się w malucha wpatrywała.
Szczeniak, widząc brak zainteresowania ze strony Psotki zbliżył się do mnie, kładąc swoje łapki na mojej nodze.
– Cześć mała – Delikatnie ją dotknąłem, wiedząc co przypadkiem może mi zrobić mała wydała z siebie dźwięk, który nie przypominał psiego szczekania, ale i psem nie do końca była.
– Nie rozumiem, a mimo to akceptuje – Cicho zaśmiałem się drapiąc ją za uchem. – Jak chcesz nazwać małą? – Tym razem zwróciłem się do męża, odwracając się w jego stronę.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz