Mimo, że bardzo chciałem od razu udać się za tym facetem, nie było to możliwe. Wpierw miałem poważniejszą rozmowę z Haną, która na początku się stawiała, i nie chciała się zgodzić, ale bardzo szybko mi odpuściła. Nie wiem, co to sprawiło; czy może faktycznie zrozumiała, że źle postąpiła, czy moja aura ją zdominowała, ale obiecała, że będzie wracać wcześniej do domu. Później jeszcze musiałem się zająć Banshee, która była bardzo zimna, dlatego na polowanie tej nocy nie mogłem się udać. Nie mogłem mu jednak odpuścić, i nie zamierzałem odpuszczać. Po prostu nie tej nocy.
Następny dzień nie był lepszy, bo Hana faktycznie, może i wróciła do domu wcześniej, ale też wcześniej wyszła. I najwidoczniej nie nakarmiła zwierzaków, bo obudziło mnie głośne miauczenie. Dlaczego tego nie zrobiła, nie miałem pojęcia. Czy ich nie było wtedy, czy zapomniała, bo się gdzieś spieszyła, ale byłem na nią zły. Od samego początku miała mówione, że zwierzaki są pod jej opieką, a ona na to się zgodziła. Jak wstałem także odkryłem, że i jedzenia nie było, co i ona miała pilnować i robić zakupy... oj, skończyło się wychodzenie z domu. Tylko na zakupy, na targ, by zakupić dla zwierzaków jedzenie, i prosto do domu. I z Mikim też sobie pogadam. Gdyby mnie nie uspokajał, że to normalne, że mam się niczym nie przejmować, to teraz nic takiego by się nie wydarzyło.
Mimo złości musiałem się uspokoić i udać się na ten nieszczęsny targ, do tych obrzydliwych, brudnych ludzi. Nie byłem zachwycony z tego powodu, ale nie miałem wyjścia. Zakupiłem jakieś mięso, mleko, ryż, nieco jajek, a także pewną piękną, czarną sukienkę. Czarna sukienka nie była na liście zakupów, ale czułem, że będę musiał odreagować ten cały stres. Już sama myśl i wyobrażenie o tym, że podarowuję ją Mikleo, jakoś mnie uspokajała.
Po powrocie Hany do domu, na szczęście tak samo wczesnym, jak żeśmy wcześniej ustalali, rozpocząłem kolejną poważną rozmowie, i zakazałem jej wychodzenia z domu w ogóle. Moja córka nie zareagowała najlepiej. Wiele słów i pretensji usłyszałem z jej strony, które bardziej mnie zezłościły niż zasmuciły, jak to było kiedyś. Kiedy zła na mnie udała się do swojego pokoju czułem, że może zrobić coś głupiego. A póki tamten mężczyzna żył, Hana nie jest bezpieczna.
- Będę musiał na jakiś czas udać się do miasta – powiedziałem cicho do Banshee, która to była chyba na ten moment jedyna istota, która mnie rozumiała i nie była na mnie zła. Na Piekła, jak ja tęskniłem za moim mężem. Kiedy on do mnie wróci? Potrzebowałem go. Musiałem go mieć przy sobie, by się uspokoić, bo teraz jedyne, co miałem w głowie, to zapewnienie Hanie bezpieczeństwa, nawet jeżeli ona nie wiedziała, że jest w niebezpieczeństwie. – Jakbyś słyszała, że Hana coś dziwnego robiła, musisz ją zatrzymać w domu. Jesteś silną dziewczynką, dasz radę – dodałem, drapiąc ją za uchem. Gdyby tylko była większa, wziąłbym ją ze sobą. Mięso grzesznika to chyba najlepsza dieta dla ogara piekielnego, ale nie dla tak małego. Jednak, jeżeli to miasto jest faktycznie tak złe, jakie daje wrażenie, jeszcze nie raz będę musiał pozbyć się kogoś, kto może zagrażać moim najbliższych, a do tej pory moja maleńka podrośnie i wtedy będziemy polować razem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz