Czy ja chciałem czekoladę? Nie za bardzo, odkąd nie jem, nie czuje potrzeby, aby to zmieniać, nie zależy mi na czekoladzie i innych słodkich rzeczach.
– Dziękuję nie mam na to ochoty – Odpowiedziałem, cmokając go w nos poprawiłem swoje ubrania, poprawiłem włosy w lustrze, mogąc opuścić sypialnię.
– Miki, dlaczego nie chcesz nic słodkiego? – Sorey ruszył za mną od razu, dostrzegając przywiezione przeze mnie torby.
– Nie mam zapotrzebowania na słodycze daj je Hanie i Haru – Poleciłem, opuszczając dom, zajmując się końmi, które potrzebowały się napoić i najeść, od wozu uwolniłem, wyczesałem, zastanawiając się, czy może nie odprowadzić koni jeszcze dziś, był już wieczór, a starszy pan może spać, lepiej może będzie odprowadzić je jutro, na spokojnie zapisać dzieciaki do szkoły, aby, i to mieć już z głowy.
Wróciłem do domu po wykonaniu dobrej roboty od razu, zabierając się za te mniejsze zwierzaki, które wciąż były głodne, wygląda na to, że ani Hana, ani Haru nie zainteresowali się zwierzakami zamknięci w swoich czterech ścianach.
– I co wy byście zrobili, mając takich opiekunów, jak oni – Zwróciłem się do zwierzaków, dając im jedzenie i pieszczoty których bardzo potrzebowały. – Smacznego – Traktowałem nasze zwierzęta jak członków rodziny, mówiąc do nich jak do dzieci, którymi trochę dla mnie były.
Uśmiechając się na ich widok zająłem się torbami, w których znajdowało się dość sporo rzeczy, które musiałem ustawić w kuchni, teraz już nie będziemy się martwić o żadne sztućce, szklanki i talerze w tej chwili, mając już dosłownie wszystko.
Rozkładając sobie wszystko na blacie dostrzegłem kątem oka Soreya wchodzącego do kuchni.
– Sporo tego tu – Słusznie zauważył, było tu dużo rzeczy przywiezionych z dawnego domu, dzięki czemu nie będziemy musieli nic zakupywać w razie jakichkolwiek nieoczekiwanych wypadków.
– No wiesz wszystko się przyda – Stwierdziłem, odwracając się w jego stronę.
– Jeśli tak uważasz to tak na pewno jest, daj pomogę ci – I tak dzięki wspólnej pracy w kuchni wszystko było już poukładane, a więc zostały tylko trzy torby, wina i drobne rzeczy, które ładnie będą wyglądały w salonie.
Trochę już zmęczony pracą zająłem jedno z krzeseł znajdujących się w kuchni, nie mając już siły na resztę rzeczy, może gdyby nie nasz seks wszystko wyglądałoby inaczej, a tak, no cóż, są rzeczy ważniejsze i przyjemniejsze od pracy, a tej przyjemności nigdy mu nie odmówię.
Odpoczywając w kuchni usłyszeliśmy kroki naszych dzieci, które kierowały się do kuchni…
– Dobrze, że jesteście musimy z wami rozmawiać o szkole – Sorey odezwał się jako pierwszy, zwracając uwagę naszych dzieci.
– O szkole? My już wybraliśmy szkołę – Hana odpowiedziała jako pierwsza, zwracając naszą uwagę trochę nas tym zaskakując.
– Tak? – Tym razem to ja odezwałem się zdziwiony jej słowami.
– Tak, poznaliśmy kilkoro fajnych ludzi, pokazali nam swoją szkołę, do której chcemy pójść i właśnie też, o tym chcieliśmy z wami rozmawiać – Tym razem odezwał się Haru, uświadamiając nam, że tak naprawdę oni już sami podjęli decyzję w tej sprawie.
– W takim razie możemy jutro pójść was zapisać? – Zapytałem, na co dzieci całkiem chętnie się zgodziły, tłumacząc nam, gdzie znajduje się szkoła abyśmy przypadkiem nie poszli do złej, bo jak się okazało w mieście były dwie szkoły, jedna bardziej w centrum, a długa na uboczu, i to właśnie do niej chcieli iść.
Skoro tego chcą, to nie mam najmniejszego problemu z tym, aby je tam zapisać.
– Tak sobie myślę, skoro dzieciaki wybrały szkołę, a ty nie za bardzo chcesz wychodzić z domu, czego nawet nie ukrywasz to może pójdę tam sam? Zrobię wszystko, co muszę zrobić i wrócę do domu, aby niepotrzebnie nie narażać cię na stres – Zapanowałem, nie widząc, w tym niczego złego, jeśli nie czuje się z tym dobrze nie musimy razem tam iść, sam też mogę sobie poradzić.
<Pasterzyku? C: >.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz