poniedziałek, 22 lipca 2024

Od Soreya CD Mikleo

Mimo, że w tłumie nie czułem się najlepiej, starałem się podążać za radami Mikleo i się trochę odstresować. Najgorsze były te spojrzenia kierowane w stronę mojego męża, i te nowe pragnienia, jakie to pojawiły się na jego widok. Nie wszyscy oczywiście tak na niego reagowali, ale u dosyć sporej ilości osób pojawiło się pragnienie posiadania go na chociażby jedną noc. Dużo osób także podziwiała urodę mojego męża, na co akurat pozwalałem, najważniejsze, by tylko go nie dotykali i go nie pragnęli. Znaczna większość wycofywała się, kiedy tylko posłałem złe spojrzenie, ale byli tacy, których to nie zrażało. I takich ludzi omijaliśmy. Teraz widziałem, że Mikleo spokojnie sobie wybierał rzeczy i prawie kończył, dlatego na chwilkę się od niego odłączyłem. Też chciałem się rozejrzeć po straganach, zobaczyć, co ludzie tutaj sprzedają. Być może znaleźć dla Mikleo coś ładnego. Jest aniołem, najcudowniejszą i najczystszą istotą pod słońcem, musi chodzić w czymś lepszym, niż w takich prostych rzeczach. Poza tym, jeżeli będzie chodził w czymś ładnym, w czymś krzyczącym o jego pozycji, niewiele osób będzie miało odwagę go zaczepić. No i też ja sam chciałbym coś kupić dla siebie. Coś takiego porządniejszego, lepiej wykonanego, co posłużyłoby mi na lata. Coś eleganckiego, ale i praktycznego... no ale tutaj nic takiego nie było. 
Odwróciłem się do męża i dostrzegłem, że dalej dyskutuje o czymś z tym sprzedawcą, a jak się skupiłem i poczułem bijące od niego pragnienia, mocno się zdenerwowałem. Podszedłem do męża i kładąc dłoń na jego biodrze, przysunąłem go do siebie, patrząc na faceta przez chwilę spod przymrużonych oczu. 
- Wszystko w porządku, kochanie? – spytałem, zwracając się łagodnie do męża, starając się brzmieć na spokojnego i łagodnego pomimo tego, że w środku chciałem temu mężczyźnie wydłubać oczy. On nie zasługiwał na to, by podziwiać mojego męża, czułem to aż za dobrze. 
- Tak, właśnie płaciłem i już możemy wracać, mamy już wszystko – powiedział, chcąc podać mężczyźnie odmierzoną kwotę. Nie mogłem pozwolić na to, by ich dłonie się zetknęły. Nie zasługiwał nawet na tak drobny kontakt fizyczny z nim. Z tego też powodu, wziąłem pieniądze od męża i z fałszywym uśmiechem na ustach, z chęcią mordu w oczach, podałem je sprzedawcy, co z niechęcią przyjął. 
- Cudownie – odezwałem się, chwytając po wszystkim chłodną dłoń mojego męża, prowadząc go w kierunku wyjścia. – Na pewno wszystko w porządku? Chciał czegoś od ciebie? – dopytałem, kiedy znaleźliśmy się wystarczająco daleko od straganu. 
- Nie, nic takiego, po prostu proponował mi... coś – wyjaśnił z zakłopotaniem, na co się zatrzymałem gwałtownie, czując gniew. Ja już wiedziałem, co to oznacza to coś. I to mi się absolutnie nie podobało. 
- Mam mu wyrwać ten impertynencki jęzor za te bluźnierstwa? – syknąłem, odwracając głowę w stronę tamtego typka, ale zaraz poczułem chłodne dłonie na policzkach, a łagodny głos męża sprawił, że skierowałem spojrzenie w jego stronę. 
- Nie ma takiej potrzeby, skarbie, nic się nie stało, wracajmy już do domu – poprosił, na co pokiwałem głową. Jeżeli takie było jego życzenie, to tak uczynię. 
- Nie chcesz gorącej czekolady? Lubisz gorącą czekoladę – zaproponowałem, kiedy przechodziliśmy obok jakiejś kawiarni, z której pięknie pachniało słodyczą. I to na tyle pięknie, że jakieś tam pragnienie się we mnie obudziło. Ale nie mogłem się mu dać. Musiałem być silny, by silnym pozostać. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz