Pokiwałem powoli głową na słowa męża, chociaż jakoś tak mi coś tu nie pasowało. Od faceta nie czułem nic podejrzanego, co było nawet trochę dziwne. Każdy ma swoje mroczne pragnienia, mniejsze czy większe, i ja jako demon powinienem znać je wszystkie, te bardzo ukryte czy też te mniej ukryte. A ten staruszek nie miał żadnych. Mógł mieć wyjątkowo dobre i czyste serce, to się zdarza, rzadko, ale jednak, no ale... jakoś tak sam nie wiem. Coś było nie tak.
- Nie wydaje ci się to dziwne, że taki staruszek, co sobie o lasce chodzi, ma takie gospodarstwo i tyle zwierząt? Aby opiekować się końmi, to jednak trzeba mieć siłę – mruknąłem, patrząc z oddali na konie, które nagle uniosły łby, strzygąc uszami. Chyba mój zapach poniósł wiatr, i im się zdecydowanie nie podobał.
- Może mu dzieci pomagają, wnuki, albo zatrudnia jakichś pracowników – odparł Mikleo, oczywiście niczym się nie przejmując. Mnie się tak łatwo jednak nie da oczu zamydlić. Nie widziałem żadnych pracowników, żadnych ludzi tu nie było. A też gdyby miał rodzinę, nie prosiłby nas o odwiedziny. Albo popadam w paranoję albo naprawdę było tu coś nie tak.
- Poczekam poza farmą – powiedziałem już z oddali widząc, że konie się zaczynają denerwować. Nie chciałbym, by mężczyzna się jednak rozmyślił.
Może sobie być podejrzany, ale darmowe wypożyczenie wozu i koni się często nie trafia, a im więcej pieniędzy mamy, tym lepiej. Potrzebuję chwili, by się przyzwyczaić do ludzi, nim zacznę z nimi pracować, a w końcu będę musiał to uczynić. Nie ma mowy, że puszczę Mikleo samego do pracy. Albo będziemy pracować w tym samym miejscu, i to tak, bym miał go ciągle na oku, albo ja będę pracował. Ale tylko wtedy, kiedy potrzebne będą nam pieniądze. Na tę chwilę mamy jeszcze ze sprzedaży domu, jeszcze pewnie jakieś zaskórniaki w naszym starym miejscu, a przynajmniej były nieco ponad rok temu, jak to się teraz prezentuje, to ja nie wiem. W razie czego coś się posprzedaje, na pewno mamy rzeczy, które już nam raczej się nie przydadzą. Może jakieś książki. Może jakieś duperele, które to Mikleo bardzo lubił trzymać na szafkach, i w gablotkach, chociaż po co one mu były, to nigdy nie wiedziałem. W końcu, po co to było? Jakieś figurki, które tylko kurz zbierały, albo komplety przepiękne, ale całkowicie nieużyteczne, bo Mikeo chciał je wykorzystać na jakieś ważne wydarzenia, no ale ja sobie nie potrafiłem przypomnieć, czy kiedykolwiek je użył. A skoro nigdy ich nie użył, to po co je trzyma? No, ale sprzedaż tego tylko w ostateczności.
Mikleo kiwnął głową, jeszcze o czymś rozmawiając ze starszym mężczyzną, a ja skierowałem się ku drodze. Oczywiście, kiedy tylko opuściłem farmę, od razu odwróciłem się z powrotem w kierunku męża. Niczego takiego nie wyczułem mrocznego, ale i tak wolałem być ostrożny. W końcu, tu chodziło o mojego męża... W końcu jednak mój mąż do mnie wrócił, cały w skowronkach, a to sprawiło, że i ja odruchowo się uśmiechnąłem na ten widok.
- I jak tam? – zapytałem, chwytając jego dłoń i całując jej wierzch. Swoją drogą, że on dalej miał te wszystkie pierścionki, jakie mu kiedykolwiek podarowałem, to mnie to zaskakiwało. Tyle lat minęło, a on dalej je wszystkie posiadał...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz