Jakoś tak nie potrafiłem być spokojny i mocno martwiłem się o męża. Dalej w pamięci miałem istotę, która to wygoniła Banshee oraz jej matkę z czeluści piekielnych. Nie byłem pewien, czy ta istota została na dole, czy dalej goniła ledwo żywą sukę. Bo jeżeli gdzieś on tutaj jest, to Mikleo i Haru mogą się dla niego stać kolejnym celem. I to mnie tak martwiło. Oczywiście, równie dobrze mogę sobie coś wymyślać i mieć małą paranoję, ale nie potrafiłem przestać myśleć o tym, że Mileo będzie musiał jechać tam beze mnie, a ja zostanę tutaj. I to wszystko przez to, że Miki nie pozwolił mnie zabić. Odkąd nic nie idzie zgodnie z planem, wszystko się wali.
- Po prostu uważaj na siebie, bardzo proszę. Mam bardzo złe przeczucia – poprosiłem, gładząc go po policzku. Gdyby to było możliwe, to bym się nie przejmował, ale jak się miałem nie przejmować, kiedy całe moje życie poświęcam dla niego? Dosłownie i w przenośni. A teraz, kiedy jestem demonem, nie mam absolutnie żadnych skrupułów i ograniczeń. To, że popełnię grzech, to mnie nie obchodzi, że obrażę Boga, nie ma najmniejszego znaczenia. Ktoś dotknie mojego męża, powie coś nieodpowiedniego, spojrzy nie tak, i ja bez problemu mogę sprawić, że to będzie ostatnia rzecz, jak zrobi w życiu. Prawie bez problemu. Mikleo mnie powstrzymuje przed sianiem całkowitego zniszczenia.
- A ty się trochę odstresuj, wszystko będzie dobrze – uspokoił mnie, uśmiechając się do mnie tak cudownie. Wszystko będzie dobrze... nic nie jest dobrze, odkąd obudziłem się po walce z Abaddonem. Że Mikleo tego nie widzi, to ja trochę w szoku jestem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że ja i on razem to nie jest dobry pomysł. – Położymy się? – zaproponował, kładąc ręce na moim karku.
- Muszę się umyć. I jeszcze nakarmić Banshee. I ją wyprowadzić – powiedziałem, uśmiechając się przepraszająco. – Ale ty idź spać. Jutro musimy konie załatwić – przypomniałem mu. Ten wypad na farmę to dla mnie nic przyjemnego nie będzie. Pewnie będzie tam mnóstwo zwierząt, i żadne z nich nie zareaguje na mnie przyjaźnie. A mnie to tak trochę mimo wszystko boli. W końcu, lubię zwierzaki, tak mi się przynajmniej wydaje, zawsze je lubiłem więc i teraz muszę je lubić, no ale jak ja mam się czuć, kiedy to każdy zwierzak szczerzy na mnie kły?
- Tylko nie siedź za długo – poprosił, a ja w odpowiedzi ucałowałem go w nos.
Tak jak mu zakomunikowałem, udałem się do łazienki, gdzie wziąłem porządną kąpiel która być może sprawi, że mój zapach będzie przyjemniejszy dla zwierzaków i własnego męża. Co prawda, nie mówił mi, że pachnę źle, ale zawsze boję się, że będzie ode mnie śmierdzieć siarką, a to nic za bardzo przyjemnego. Kiedy wyszedłem po kąpieli od razu wyczułem, że cały dom śpi, dlatego starałem się zachowywać jak najciszej, jak tylko mogłem. Przygotowałem Banshee mleko z moją krwią, nakarmiłem ją zauważając, że smoczek był już całkowicie pogryziony. Trzeba będzie sprawić jej nowy. Albo powoli ją uczyć pić z miski. Też będę musiał się zastanowić, kiedy jej zacząć wprowadzać do diety mięso... nie mówiąc o treningu. Muszę w końcu z niej zrobić wspaniałego obrońcę naszej rodziny.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz