Jak na mój gust trochę za bardzo przesadzał. To była moja domena, bycie przewrażliwionym, on raczej zawsze spokój zachowywał i uważał, że to ja za bardzo przesadzam. W sumie, to nie powinienem narzekać, a z dwojga złego lepiej być nadmiernie ostrożnym niż zbyt pobłażliwym, zwłaszcza, że dalej nie mam pewności, jak chodzi o te wampiry. Dalej nie wiem, czy było ich więcej, i czy zwłoki nieumarłego zostały już odkryte, a zapach Haru na pewno działa na nich jak płachta na byka. Na szczęście jeżeli jakiś umarlak byłby w pobliżu, Haru też szybko by go wyczuł, dlatego żaden blisko nie podejdzie. Pytanie tylko, czy nie zaskoczy mojego męża siłą. W końcu, skoro jeden był w stanie go zranić, i to dosyć poważnie, najprawdopodobniej byłby i w stanie go zabić. Obyśmy już więcej na swojej drodze takowych potworów nie spotkali.
– Jeżeli będzie nas atakować istota inteligentna, postarajmy się załatwić sprawę pacyfistycznie. Nie ma co niepotrzebnie wdawać się w walkę – zaproponowałem, delikatnie ściągając wodze pokazując tym samym Ignisowi, że ma się zachowywać. Jeszcze chyba nigdy nie był tak cięty na kogoś, jak właśnie na Haru, i to było jeszcze przed tym, zanim wszyscy dowiedzieliśmy się o jego wilczej stronie. Co sprawia, że go tak nie lubi? Chyba, że ostrzega mnie przed czymś innym. Rozejrzałem się mimowolnie dookoła, ale niczego nie zauważyłem. Zresztą, zmysły Haru są chyba lepiej wyczulone, tak więc jeżeli coś by się działo, on wiedziałby pierwszy. A mój wierzchowiec po prostu daje mi znać, że nie lubi mojego partnera. Może to zazdrość przez niego przemawia? Odkąd jestem z Haru, nie poświęcam mu tyle uwagi, co kiedyś. I nie robiłem takich głupot jak ganianie za nim po lesie, samemu będąc ciężko rannym.
– Wszystko będzie zależeć od jej nastawienia. Jak się na nas rzuci nie będę się pytać, tylko też zaatakuję – odpowiedział, na co westchnąłem cicho. A później ja go będę zszywać, nie potrafiąc szyć.
– Oby jednak nic nas nie atakowało – mruknąłem, gładząc Ametyst po grzbiecie. Kotka była strasznie podekscytowana podróżą i rozglądała się z zaciekawieniem dookoła, ale nie próbowała się wyrywać. Grzecznie siedziała na siodle wraz ze mną, z zainteresowaniem odwracając łebek raz w lewą, raz w prawą. Oby także podczas postoju się nas trzymała i raczej za daleko nie odchodziła, nie chciałbym jej później szukać po lesie.
Na nasze szczęście, pierwsza połowa drogi minęła nam spokojnie. Deszczu żadnego nie było, nic nas nie zaatakowało, Ami trzymała się blisko nas. Tylko Ignis miał kilka prób odgryzienia Haru palców, kiedy jego dłonie znalazły się przypadkiem zbyt blisko jego zębów. Możliwe, że poświęcałem mu za mało uwagi na tym wyjeździe. Będę musiał to naprawić, jak już odejdę ze straży, będę miał trochę więcej czasu. I też będę musiał zobaczyć, co u tamtych odratowanych koni... możliwe, że nie będę miał tyle czasu, ile początkowo zakładałem, że będę miał. Sen na razie wydaje mi się najmniej potrzebny z tego wszystkiego.
– Żadnych zaniedbanych koni, może tym razem nie będzie tu tak źle, jak ostatnio – odezwałem się, kiedy zaprowadziliśmy nasze wierzchowce do stajni przy karczmie.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz