Na jego słowa jedynie pokręciłem z niedowierzaniem głową, dalej nie rozumiejąc, czemu w tak siebie nie wierzył. Jeszcze nigdy nie przygotował mi nic, co by mi nie posmakowało. Owszem, są rzeczy, które smakowały mi bardziej, niektóre smakowały mi mniej, ale nie dlatego, że były niedobre, a dlatego, że miałem swoje preferencje smakowe; dla mnie zawsze słodkie smaki będą górować nad tymi bardziej wytrawnymi. Może to wynikać z tego, że przez większość swojego życia nie miałem dostępu do faktycznie dobrych, idealnych słodkich deserów, albo miałem, ale spożywanie ich było zakazywane przez babkę. A później się trochę odzwyczaiłem od słodkiego smaku, rezygnując z deserów w swoim menu, musząc przecież dbać o dietę i figurę, którą to przecież za duża ilość cukru może niszczyć. Dopiero Haru na nowo sprawił, że słodkości się u mnie pojawiły i zostały. Chociaż, jak tak teraz patrzę na to ciasto... z jednej strony, bardzo chciałem je zjeść, ale z drugiej, miałem z tyłu głowy nieprzyjemną myśl, że po tym przytyję tak mocno, że nie wrócę do swojej wagi już nigdy. To chyba nie jest do końca zdrowe myślenie.
- Proszę bardzo, łyżeczka – usłyszałem po chwili, kiedy już mój mąż wrócił ze swoją porcją, a także łyżeczkami, za pomocą których zjem tę cudowną i jakże kaloryczną słodkość.
- Dziękuję – odezwałem się, opierając się o jego ramię, kiedy tylko zajął miejsce obok mnie na kanapie. Ciasto było przepyszne, normalnie biała czekolada jest dla mnie za słodka, ale kwaskowość malin przełamywała to, także połączenie było idealne. I ciasto wręcz rozpływało się w ustach... – Przepyszne – odezwałem się zadowolony, wręcz pochłaniając ciasto nie przejmując się tym, że nie zachowuję się tak, jak zachowywać się powinna osoba z moim statusem, ale to ciasto było tak dobre... za dobre.
- Cieszy mnie to niezmiernie – odezwał się, a w jego głosie usłyszałem rozbawienie.
- A co cię tak bawi? – spytałem, odwracając głowę w jego stronę i mrużąc podejrzliwie oczy.
- Nic mnie nie bawi, po prostu pierwszy raz widzę, byś się tak cieszył jedzeniem. Chyba nawet nie poczułeś, że masz krem na nosie i na krawędzi warg, co? – odpowiedział, wyciągając dłoń w moją stronę i zaczął wycierać kciukiem te miejsca, które to według niego były brudne.
- To ciasto jest tak dobre, że takimi głupotkami się przejmuję w tej chwili – wyznałem, czując jego kciuk na swojej wardze. A gdyby tak...? Nim odsunął dłoń ode mnie, wziąłem jego do ust, by móc zlizać ten przepyszny krem, i jednocześnie lekko go zasysając. Widząc minę Haru, a także zauważając, że wstrzymuje oddech, musiałem powstrzymać się zwycięskiego uśmiechu. Mój cel osiągnięty, jego wyobraźnia pobudzona, a tego chciałem. – No co? Krem był mój, musiałem go zlizać – uśmiechnąłem się niewinnie, powracając do jedzenia, tym razem bardziej uważając na to, jak jem. Możliwe, że odrobinkę przesadziłem, nie chcę, by sobie pomyślał, że jem jak świnia. Chociaż, przed chwilą właśnie tak jadłem... mój panie, co za wstyd. Śmiało mogłem stwierdzić, że był to jeden najlepszych deserów, jakie jadłem, ale nie dawało mi to żadnego prawa do tego, bym się zachowywał w ten sposób. Od tamtej chwili jadłem już znacznie bardziej spokojnie, by znów nie mieć całej twarzy w kremie, jak to miało miejsce przed chwilą. Co on sobie pomyśleć o mnie musiał...
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz