piątek, 6 września 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Westchnąłem ciężko, bo tylko to mi pozostało Sorey musi zadbać o Banshee, a ja, mimo że bardzo nie chcę, aby atakowała ludzi, nie mogę jej przedtem powstrzymać, Sorey ma rację to ogar, a one muszą jeść ludzkie mięso, raczej grzeszników, którzy zasługują na karę, która z mojego punktu widzenia nie ma prawa zostać wykonana, może lepiej, abym po prostu o tym nie wiedział wtedy na pewno będę dużo spokojniejszy.
Patrzyłem jak opuszcza dom, nie wypowiadając Ani jednego słowa, na moje przekonania i tak nie zwrócił uwagi, dlatego po prostu będę czekał, aż wróci do domu.
Czas płynął wyjątkowo wolno, mojego męża nie było chyba wieczność sekundy mijały, minuty mijały, a nawet godziny, a go wciąż nie było, mógłby już wrócić, bo naprawdę bardzo zanim tęsknię, już nawet nie zwracam uwagi na to, co poszedł zrobić, byleby tylko już przy mnie był.
– Już jestem – słysząc głos męża wstałem z łóżka, ruszając w jego stronę, bardzo ciesząc się z jego powrotu.
– Dlaczego to trwało tak długo? – Zapytałem, wtulając się w jego ciało.
– Wybacz Miki, Banshee musiała się najeść i trochę to potrwało – No tak, polowanie, nie chcę w to głębiej wnikać.
– Dobrze, nie chcę wiedzieć, jeśli będziesz potrzebował z nią wyjść, nie chcę o tym wiedzieć, ja nigdy tego nie poprę – Wytłumaczyłem, od razu, dostrzegając łagodny uśmiech na jego twarzy.
– Nie martw się skarbie zrobię wszystko, aby to cię nie kłopotało – I tyle mi wystarczyło, abym mógł zapomnieć o tym niechcący roztrząsać tego tematu.
Kiwnąłem łagodnie głową, wyrzucając z pamięci ową sytuację, chcąc powrócić do codziennego życia, ciesząc się obecnością męża, naszych cudownych dzieci i zwierząt, aż do samej nocy.

Obudziłem się rano jak zwykle bez mojego męża, zapewne ten odprowadził nasze dzieci do szkoły, a ja nie mogłam spać bez niego spać, postanowiłem przygotować prezent dla mojego męża.
Opuściłem łóżko zażyłem szybkiej, ale porządnej kąpieli, idąc do sypialni, gdzie założyłem na swoje ciało sukienkę razem z obrożą i pod piętą do niej smyczą na łóżku, kładąc kajdanki i knebel który mógł, ale nie musiał użyć.
Rozpuściłem włosy porządnie poczesałem, w tej chwili, czekając tylko na powrót męża, który w końcu zjawił się w domu.
– Miki? Co ja tu widzę, czyżby to twoja niespodzianka? – Od razu zwrócił całą swoją uwagę na mojej osobie, podchodząc bliżej mnie, chwytając za smycz.
– Tak, wszystko bez wyjątku – Wyszeptałem, patrząc głęboko w jego oczy.
Sorey oblizał wargi, patrząc na mnie tymi swoimi wielkimi oczami pragnącymi wziąć mnie tu i teraz, a tego właśnie chciałem.
– No proszę, proszę, obroża, smycz, kajdanki i knebel? Miki zaskakujesz mnie – Stwierdził, mocniej szarpiąc za smycz.
– Taki właśnie był plan, chciałem cię zaskoczyć, i to jak najbardziej pozytywnie – Stanąłem na palcach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
– I jesteś pewien, że tego chcesz? Nie chcę, żebyś się do czegoś zmuszał – Podpytał, kładąc dłoń na moim policzku.
– Chce tego, chcę być upodlony, chcę byś zrobił ze mną wszystko, na co masz ochotę bez litości tak jak obaj lubimy – Wyznałem, będąc z nim naprawdę szczerym, chcą już teraz dostać go całego.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz