sobota, 7 września 2024

Od Mikleo CD Soreya

Byłem gotowy do założenia ostatniej zabawki, czekając na jego ruch.
Sorey chwycił knebel, przyglądając mu się przez chwilę z uwagą.
– Zaczekaj chwilę – Poleci opuszczają sypialnie, dając mi jeszcze kilka chwil oddechów, nim powrócił do mnie, siadając na łóżku.
– Otwórz buzię – Rozkazał, a ja grzecznie wykonałem rozkaz, czekając na założenie knebla, który idealnie pasował do moich ust.
Mój mąż, widząc to, szarpnął smycz, zmuszając mnie do zejścia z łóżka, patrząc na mnie z wyższością.
– Wiesz, co robić, jest czysty, możesz się, nim zająć – Nie mogąc odpowiedzieć, kiwnąłem głową, chcąc od razu zabrać się do pracy. – Zaczekaj, nie tak szybko mój drogi – Zatrzymał mnie mocniej ciągnąć moją smycz, związując moje oczy, tak abym nie był w stanie, niż zobaczyć. – Od razu lepiej – Wymruczał, chwytając moją głowę siłą, wpychając mi penisa do ust.
Nie mogąc użyć swoich warg, mogłem jedynie pieścić go językiem, czując jego ręce kierujące moje dłonie na swoje jądra, które zacząłem masować, robiąc to, co mi rozkazał, doprowadzając go do szaleństwa, czując zaciskające się dłonie na moich włosach, mocne szarpnięcie smycz podduszając mnie, dławiąc swoim przyjacielem, który spuścił się prosto do mojego gardła, trzymając go we mnie, aż do ostatniej kropli jego nasienia.
– Dobra owieczka – Wymruczał jednym szarpnięciem, wyciągając go z mojego gardła.
Nie widziałem go jedynie, słysząc słowa i dźwięki zadowolenia.
Kolejny raz pociągnął mocno za smycz, przyciągając mnie bliżej siebie, popychając na łóżko, odwracając na brzuch, bezlitośnie, wpychając się w moje wnętrze.
Mój krzyk był utrudniony z powodu knebla, którego jeszcze mi nie ściągnął, najwidoczniej chcąc patrzeć na mnie bezbronnego i całkowicie zależnego od niego samego.
Zaciskając smycz, pociągnął ją do tyłu, zmuszając mnie do odchylenia głowy, utrudniając mi tym oddech.
– Moja grzeczna suka – Usłyszałem, czując jego napierające na mnie ciało poruszające się we mnie jeszcze szybciej.
Moje ciało drżało, czekając na każdy następny ruch, zaciskając dłonie na pościeli.
Mocno zaciskające dłonie na moim ciele parzyły moją skórę, wywołując ból i podniecenie, trzęsąc się z podniecenia.
Sorey zdjął z moich ust knebel, pozwalając mi głośno jęczeć, krzyczeć i błagać o więcej, aż ciało nie było w stanie dłużej mu się poddawać, a moje gardło nie potrafiło dłużej krzyczeć, boleć od każdego następnego dźwięku.
Poczułem ostatni raz jego nasienie wypełniające moje wnętrze, opuszczając moje ciało.
Mężczyzna zdjął z moich oczu chustę, pozbywając się kajdanek i smyczy, pozostawiając na mojej szyi obrożę.
– Czerwień pasuje ci, chciałbym ją częściej widzieć na tobie – Wymruczał, całując mnie w policzek, uważnie mi się przyglądając.
– Postaram się – Wydusiłem, ledwo będąc w stanie mówić, nie mówiąc już o ruszaniu się. Moje ciało bolało i coś czułem, że jak nic kilka dni mogę mieć problem z chodzeniem, no, chyba że znajdę się w jeziorze, ale i na to muszę mieć siłę.
– Wyglądasz tak uroczo, aż chciałbym jeszcze raz cię teraz skosztować – Wymruczał, opuszkami palców, drażniąc moją skórę.
Nie mając siły nic powiedzieć, ani nawet patrzeć czułem, jak odpływam, wtulony w cudowne ciało męża, potrzebując chwili oddechu, nie mogąc w tej chwili więcej mu dać.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz