W kuchni wyciągnąłem wszystko na blat dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że tak w sumie to nie mam za dużo produktów. Cóż będąc we dwoje nie jedliśmy za wiele, to znaczy ja nie jadłem on posiłku nie potrzebuje i raczej potrzebować nie będzie. To znaczy ja też go nie potrzebuje i jeść nie muszę ale kiedyś nauczył mnie jeść gdy był jeszcze człowiekiem i niestety tak się to skończyło, że teraz nie próbuję nawet sobie niczego odmawiać.
- A wy co tu robicie? Nie powinniście się rozpakować czy coś? - Zapytałem, gdy wszyscy weszli do kuchni.
Czyżby Sorey kazał im mi pomóc? Niepotrzebnie ja moje zrobić wszystko sam, nie potrzebuje pomocy.
- Przyszliśmy pomóc - Stwierdzili a ja już wiedziałem, że to zasługa Soreya. Zapewne gdyby nie on nie przyszli by bo przecież wiedzą, że nie muszą.
- No dobrze, w takim razie możecie obrać ziemniaki, zrobię placki może być? - Zaproponowałem, wiedząc lekkie skrzynie malujące się na ich twarzach. - To może ryż z warzywami i kurczakiem? - Zaproponowałem, wiedząc że w stworzonej przeze mnie tak zwanej zamrażarce znajdzie się kurczak a to jedyne mięso które jedzą bez kręcenia nosem. I tylko czekać aż staną się wegetarianami tak jak kiedyś ich tata.
- Tak, zdecydowanie to lepszy pomysł. - Dzieciaki chyba wolały kurczaka z warzywami i ryżem. Bo był to szybszy posiłek, a przy ziemniakach trzeba więcej robić.
- W porządku, w takim razie przynieście mięso. - Poleciłem, wyciągając ryż oraz warzywa, które trzeba było obrać i pokroić.
Haru bez słowa poszedł po mięso, a Hana zajęła się obieraniem marchewek i papryki, od czasu do czasu zerkając w moją stronę, jakby upewniała się, że robi to poprawnie.
Sorey natomiast podszedł do mnie cicho jak kot. Oparł się o moje plecy i otoczył mnie ramionami, po czym musnął ustami moją szyję. Jego dotyk był delikatny, jakby chciał tylko przypomnieć mi o swojej obecności.
- A ja… w czym mogę ci pomóc? - Wyszeptał tuż przy moim uchu, zupełnie nie przejmując się spojrzeniem Hany. W końcu nie robiliśmy nic niewłaściwego, nic zbyt intymnego przy dzieciach.
- Możesz się położyć i odpocząć. Poradzę sobie z dziećmi. - Odwróciłem się lekko, żeby spojrzeć mu w oczy, i obdarzyłem go łagodnym, uspokajającym uśmiechem.
- Mama ma rację, tato, powinieneś się położyć. Nie wyglądasz najlepiej. - Hana stanęła po mojej stronie, potakując ze szczerym zmartwieniem. To było z jej strony bardzo miłe. Rzadko pozwalała sobie na tak otwarte okazywanie troski, w strony do taty.
Sorey naprawdę wyglądał na wyczerpanego, blada twarz, lekko przymglone spojrzenie, nawet jego oddech wydawał się cięższy niż zwykle. Chyba dopiero w tej chwili sam uświadomił sobie, jak źle się czuje.
W między czasie Haru przyniósł mięso, dumny jak zawsze, bo może się przydać. Hana kontynuowała obieranie warzyw z miną małej gospodyni. A ja poczułem, jak serce wypełnia mi się ciepłem.
- No idź, odpocznij, później i ja do ciebie dołączę - Znów zwróciłem się do niego, kładąc dłoń na jego policzki, chcąc aby skupił się tylko na mnie, nie martwiąc o całą resztę.
<Pasterzyku? C;>