Tak naprawdę… czy ja w ogóle potrzebowałem jego obecności w ruinach swojego zamku? Sam nie wiem. Nie mam pewności, czy będę w stanie tam pójść, a co dopiero, czy dam radę unieść wszystko, co może mnie tam czekać. Oczywiście chcę być silny. Chcę poradzić sobie sam z tym ciężarem, bo przecież jestem już dorosłym człowiekiem… a przynajmniej próbuję sam siebie o tym przekonać. Powinienem potrafić zachować się dojrzale. Powinienem nie płakać na samo wspomnienie o rodzicach. A jednak za każdym razem, gdy myślę o tym miejscu, o zamku w którym tyle mieszkałem, coś we mnie pęka. Cierpię. Boję się tego, co mogę tam zobaczyć. Boję się prawdy, która wciąż tam na mnie czeka.
- Cóż… jeśli chcesz - Odezwałem się w końcu, spokojnym, choć nieco ściszonym głosem, patrząc gdzieś w bok. - Myślę, że twoja obecność nie będzie dla mnie niczym złym. - Stwierdziłem, patrząc gdzieś w bok.
- Rozumiem. W takim razie wieczorem pójdziemy tam razem. Spróbuję ci pomóc odnaleźć to, czego szukasz. A jeśli faktycznie ten skarbiec przetrwał, to potrzebujesz kogoś, kto będzie w stanie unieść całe to złoto - Powiedział, uśmiechając się do mnie złośliwie, gdy już zdążył się ubrać.
Na dźwięk tych słów tylko przewróciłem oczami. Doskonale wiedziałem, o co tak naprawdę mu chodziło. Zależało mu na tych pieniądzach, to było oczywiste. I wcale mu się nie dziwiłem. Dzięki nim mógłby naprawdę wiele zdziałać, a ja miałem tego pełną świadomość. Wbrew pozorom sam wcale ich nie potrzebowałem. Chciałem jedynie sprawdzić, czy skarbiec w ogóle istnieje… głównie ze względu na niego. To on potrzebował tych środków do życia, nie ja. Dla mnie były obojętne.
- No tak, bo przecież zależy ci tylko na moich pieniądzach. Jak mogłem się spodziewać czegoś innego? - Zadrwiłem, posyłając mu złośliwy uśmiech. - Owinąłeś mnie sobie wokół palca tylko po to, żeby zdobyć kasę. Od początku coś takiego podejrzewałem. - Oczywiście byłem złośliwy, ale to przecież dla mnie naturalne, tak już jestem egocentryczny i myślący tylko o sobie. - Mój towarzysz odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się szeroki, złośliwy uśmiech. Oczywiście szybko załapał, w jaką grę gramy, i zamierzał ją ciągnąć tak długo, jak będzie mógł.
- Oczywiście, że tak - Rzucił teatralnie poważnym tonem. - W rzeczywistości zależało mi wyłącznie na twoim majątku, twoim bogactwie… i na tym cudownym ciele, które, jak dobrze wiesz, może należeć tylko do mnie. Posiadanie ciebie i twoich pieniędzy to idealny układ. A zdobycie cię było takie proste - Dodał z udawanym triumfem. - Wystarczyło okazać ci trochę zainteresowania i już jesteś mój. - Zbliżył się do mnie, już ubrany w czyste odzienie, chwycił lekko mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy z przewrotnym uśmieszkiem. - Mój słodki naiwniaczku - Mruknął, muskając moje usta krótkim pocałunkiem. Po czym odwrócił się i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie tam samego.
Od razu przewróciłem oczami, doskonale wiedząc, że tylko się zgrywa. W rzeczywistości naprawdę mu na mnie zależało i obaj dobrze o tym wiedzieliśmy.
- Ależ z ciebie dupek, masz szczęście że choć trochę cię lubię - Mruknąłem, ruszając za nim do salonu.
<Rudzielcu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz