środa, 19 listopada 2025

Od Eliana CD Serathiona

 Jego słowa wywołały we mnie mimowolny uśmiech. Oczywiście, że musiał o sobie pomyśleć takie rzeczy, nie byłby sobą, gdyby nie zaznaczył, jaki to on nie jest piękny. Jednak z dwojga złego... chyba wolę, gdyby był właśnie taki, jaki jest; świadomy swojej atrakcyjności, nie wstydząc się tego, jak wygląda i jakie ma ciało. Są jeszcze osoby, które pomimo tego, że są piękne, cały czas powtarzają, że wcale piękne nie są. Chodzi mi o te osoby, które udają, że mają słabą samoocenę i chcą w ten sposób atencji. Chyba najgorszy rodzaj człowieka, jaki może istnieć. Inaczej postrzegam osoby, które mają tą samoocenę zaburzoną. Nie, żebym znał ich jakoś bardzo dużo. Co najwyżej trochę osób z mojej branży, bo bądź co bądź zdarza mi się ich mijać, albo bardzo rzadko pracować. Nie cierpię pracować z kimś. Serathion jest wyjątkiem, chociaż prawdziwa współpraca, która wszystko zweryfikuje, jest dopiero przed nami. 
– Aby móc cię ocenić, musisz wstać. Będę cię wtedy widział w całej okazałości – powiedziałem, opierając się o framugę drzwi.
Nie musiałem nic więcej mówić. Serathion wstał, powoli, z gracją podchodząc do mnie. Chwyciłem jego dłoń i spokojnie obróciłem go wokół własnej osi, obserwując go z każdej strony. Już tyle razy widziałem go nagiego, a jednak dopiero teraz dostrzegam, że jest chudy. Nie szczupły, a chudy. Jeszcze wiele brakowało mu do tych wychudzonych, zezwierzęconych wampirów, które zabijałem, ale na pewno nie jest do końca zdrowy. Nie raz czułem kości, kiedy go mocno chwytałem za biodra, uda... Ale ta koszula, ewidentnie na niego za duża, wszystko uwypuklała. 
– Podoba mi się jej długość na tobie. Niby wszystko ładnie zakryte, a jednak ukazujące odpowiednio dużo. Działa to na wyobraźnię – powiedziałem zgodnie z prawdą, przyciągając go bliżej siebie. – Zauważyłem jednakże pewien defekt. 
– Defekt? – powtórzył, delikatnie marszcząc brwi. – Jestem idealny, nie mam żadnych defektów – dodał, pusząc policzki.
– Może defekt to za duże słowo... ale brakuje ci czegoś. Mianowicie tkanki tłuszczowej. Mało jesz – dodałem niemal z czułością, gładząc jego policzek. Martwię się, bo... bo musi być w formie, kiedy przyjdzie czas na kontratak. A tylko najedzony będzie najsilniejszy. 
– Gdybym chciał się najeść, musiałbym cię wyssać do zera. Mamy... spory apetyt – powiedział, spuszczając wzrok. 
– Coś o tym wiem – powiedziałem spokojnie, po czym chwyciłem ostrożnie jego podbródek, zwracając jego twarz w swoją stronę. – Regeneruję się trochę szybciej niż przeciętny człowiek. Jeżeli codziennie, albo co drugi dzień byś coś ze mnie spijał, powinieneś szybko wrócić do formy. A potrzebuję cię przy sobie jak najsilniejszego – dodałem, gotów na podarowanie mu jeszcze trochę mojej krwi. Do tej pory nie czułem żadnych skutków ubocznych, a pił ze mnie prawie że codziennie. Tylko wczoraj i dzisiaj się wyłamał, i już wpływa to na jego oczy... a czy jego całokształt? Ciężko mi było stwierdzić, czy to kwestia ostatnich dni, tygodni, czy może lat. 

<Różyczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz