To było z jego strony naprawdę brutalne. Przecież mówiłem mu, że nie chcę jeść, że to jeszcze nie pora, że mogę poczekać, jeden dzień, może dwa. Nie umrę… a przynajmniej tak próbowałem siebie przekonać.
- Jesteś naprawdę okrutny - Mruknąłem, przełykając ślinę, której coraz więcej zbierało mi się w ustach, gdy ten obezwładniająco piękny zapach docierał do moich nozdrzy.
- Cóż, wygląda na to, że muszę się tobą zaopiekować, bo ty sam nie za bardzo umiesz to robić - Stwierdził spokojnie, choć dostrzegłem cień niepokoju w jego oczach. Kropla krwi spadła na pościel, czerwienią rozcinając biel materiału. Na jej widok żołądek ścisnął mi się gwałtownie z bólu.
Głodny do granic wytrzymałości chwyciłem jego dłoń. Nie miałem już siły walczyć, nie tym razem. Otworzyłem usta, a potem wgryzłem się w skórę, czując jak pierwsze, gorące krople krwi wypełniają mnie od środka. Była tak pyszna, tak strasznie kusząca, że cały świat wokół przestał istnieć. Nie potrafiłem nad sobą zapanować, choć wiedziałem, że muszę. Musiałem przestać w odpowiednim momencie, zanim zrobię mu krzywdę, ale jak przerwać coś, co smakowało jak najdroższa słodycz?
Gdy oderwałem wargi od jego nadgarstka, czułem, jak moje ciało powoli odzyskuje siły. Energia wracała do mnie jak ciepło do zmarzniętych dłoni. Nie byłem jeszcze zdrowy, do pełni brakowało mi wiele, ale… było lepiej. Zdecydowanie lepiej.
- Dziękuję - Szepnąłem cicho i opadłem na łóżko, wzrok kierując w stronę pudełeczka z różą, które ktoś on, zostawił dla mnie na stoliku.
- Gdybyś tak nie walczył i się nie głodził, już dawno dałbym ci się jej napić - Odparł, ocierając kciukiem resztki krwi z nadgarstka. Westchnął ciężko, jakby nosił na barkach ciężar, którego nie był w stanie unieść. - Nie musisz cierpieć sam. - A ja tylko zamknąłem oczy, czując, że po raz pierwszy od wielu dni mogę oddychać bez bólu.
- Gdybym tak nie walczył i się nie głodził, byłbym taki sam jak ci wszyscy gnoje, którzy spijają krew dla zabawy - Odparłem, ziewając cicho. Zmęczenie wciąż trzymało mnie uporczywie; chociaż energia powoli wracała, ciało nadal domagało się odpoczynku. Chyba potrzebowałem jeszcze chwili, żeby dojść do siebie.
On skrzywił się lekko, jakby nie podobało mu się to co powiedział.
- Myślę, że nie byłbyś taki sam. - Jego głos był spokojny, pewny. - Nie skrzywdziłbyś nikogo. Coś mi mówi, że twoje sumienie nigdy by ci na to nie pozwoliło.
Mówił to z taką pewnością, jakby znał mnie od lat. A przecież byliśmy wspólnikami zaledwie kilka dni. Kilka dni, a on już potrafił czytać mnie jak otwartą księgę. Spostrzegawczy drań.
Przekręciłem głowę w jego stronę, unosząc brew.
- Jesteś tego pewien? - Wymruczałem powoli, przyjemnie rozciągając kręgosłup. - A co, jeśli któregoś dnia, kiedy będziesz spał, wgryzę się w twoje ciało i odbiorę ci życie? - Podniosłem się do siadu i uśmiechnąłem szeroko, może odrobinę zbyt szeroko, pozwalając, by w moich oczach błysnęło coś niepokojącego albo może tylko udawanego. Czułem się naprawdę o wiele lepiej, a wraz z siłami wracała też moja przekorna natura.
Jego reakcja była bezcenna.
<Towarzyszu c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz