piątek, 21 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

 Pudełeczko z różą. Jakie to szczęście, że chociaż ono przetrwało ten cały pożar mały, kruchy kawałek mojej mamy, który będę mógł zatrzymać przy sobie już na zawsze. Delikatnie przesunąłem kciukiem po jego krawędzi, jakbym mógł dotykiem odtworzyć wspomnienia, które płonęły razem z moim zamkiem.
Samotna łza spłynęła po moim policzku. Za szybko, za łatwo, jakby czekała tuż pod powierzchnią. Ścisnąłem pudełeczko mocniej, czując pod palcami jego chłód, jedyną rzecz, która pozostała niewzruszona, gdy całe moje życie zmieniło się w popiół.
W końcu otarłem policzki wierzchem dłoni i ostrożnie odłożyłem pudełko na szafkę. Wpatrywałem się w nie w milczeniu, jakby samo patrzenie mogło powstrzymać mnie przed rozpadnięciem się na kawałki.
- Dziękuję… To naprawdę wiele dla mnie znaczy - Wyszeptałem. Róża błyszczała, nieskazitelna mimo tragedii, zupełnie jakby mama naprawdę potrafiła zaczarować wszystko, czego dotknęła. Może wciąż to robi, w jakiś sposób, którego nie jestem w stanie pojąć.
- Wszystko w porządku? - Usłyszałem jego niepewny głos za sobą. W brzmieniu tej prostej frazy było coś więcej niż zwykła grzeczność. Brzmiał, jakby naprawdę się martwił.
Ludzie są tacy prości… widzą łzy i myślą, że to słabość, że trzeba interweniować. A ja… ja nie powinienem pozwalać sobie na takie emocje. Powinienem być silny. Powinienem mieć to już dawno przepracowane. A jednak wystarczy wspomnienie moich rodziców, a pękam na pół, jak dziecko, które mimo upływu lat wciąż nie potrafi poradzić sobie z ciężarem własnej straty.
- Tak, tak, wszystko w porządku. Nic się nie dzieje, ja po prostu… - Urwałem na moment, czując jak powietrze ucieka mi z płuc. - Cieszę się, że choć to ocalało. - Wyznałem w końcu, odwracając wzrok.
Westchnąłem cicho i usiadłem na łóżku. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo jestem zmęczony. Zmęczenie osiadało na mnie ciężko, jakby ktoś obłożył mnie kamieniami, a pod skórą pełzał głód, powoli, uporczywie, z nieprzyjemną znajomością. - Wracając do tego pijaczyny… - Zacząłem, wyciągając nogi przed siebie. - Spotkałem go dziś. Był tak zalany, że trudno było zrozumieć cokolwiek, co bełkotał. Ale udało się z niego coś wyciągnąć. - Skrzywiłem się na samo wspomnienie. - Tak jak podejrzewałem: Duranowie dowiedzieli się skądś, że nadciągają wampiry. Nie byle jakie. Te bardziej groźne. Bardziej niebezpieczne. Takie, przed którymi nawet oni się kłaniają ze strachu. Dlatego zbierają armię. - Przetarłem twarz dłonią i spojrzałem na niego z boku, chcąc ocenić, jak przyjmie moje następne słowa. - Chcieli, żebyś mnie schwytał. - Powiedziałem to spokojnie. - Myśleli, że mógłbym im zdradzić coś cennego… albo że mógłbym być kartą przetargową dla tamtych. Nie wiedzą tylko jednego: że dla tamtych ktoś taki jak ja to śmieć. Nie zabijam, bo tak trzeba. Potrafię żyć długo bez krwi. I nie bawi mnie mordowanie, tak jak ich to bawi. Niewiele by zyskali nawet, gdyby udało im się mnie dopaść - Dokończyłem w końcu, opadając na łóżko zmęczone sam już nie wiedziałem czym, chyba dosłownie wszystko już było w stanie mnie wykończyć. 

<Elianie? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz