piątek, 28 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

 Siedziałem, leżałem, chodziłem w kółko… powtarzałem ten sam rytuał od godzin, aż miałem wrażenie, że rzeczywistość zaczyna się mi mieszać.. Bez niego czas stawał się lepki, rozciągnięty, zupełnie pozbawiony sensu. W tych czterech ścianach każdy dźwięk brzmiał tak samo, każdy kąt wyglądał tak samo, a ja… ja po prostu się nudziłem. Nudziłem się do szpiku kości. Chciałbym już wyjść, wyjść i zrobić cokolwiek więcej niż tylko chodzić i leżeć, leżeć i chodzić. Powtarzam się, wiem, ale ta monotonia naprawdę drenowała ze mnie resztki cierpliwości.
Byłem wampirem. Potrzebowałem ruchu, przestrzeni, czegoś, co rozbudziłoby we mnie tę część, która domagała się bodźców. Chciałem zwiedzać, czuć noc na skórze, patrzeć, jak świat zmienia się z każdą godziną. Potrzebowałem czegoś, co nadałoby sens moim dniom, a właściwie nocą. Gdyby nie to, że mam przy sobie jego… jego obecność była jedyną rzeczą, która trzymała mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach.
Kiedy zapadł wieczór, poczułem aż parcie, by wyrwać się z tego pokoju. Chciałem ruszyć przez miasto, pozwiedzać, odkryć, co kryje się w wąskich uliczkach i za zamkniętymi okiennicami. Pewnie naprawdę bym to zrobił, gdyby nie fakt, że byłem tu obcy. Nie znałem tego miejsca, ani ludzi, ani ich zwyczajów. A przede wszystkim, obiecałem, że nie będę sprawiał problemów.
A żeby nie sprawiać problemów… musiałbym unikać ludzi. To z kolei jest wyjątkowo trudne, gdy twoje oczy świecą nawet w najgłębszej ciemności. Gdyby tylko mnie nie karmił… moje tęczówki już dawno przybrałyby bardziej ludzki wygląd, zlałyby się z mrokiem, i być może nikt nie zwróciłby na mnie uwagi. Teraz jednak, mimo że czułem się lepiej dzięki napełnionemu żołądkowi, wyjście z pokoju wciąż było ryzykiem. Mogłem wyjść, owszem, ale tu było bezpieczniej. Tu mogłem być po prostu sobą.
Z nudów zacząłem wsłuchiwać się w to, co działo się na dole. Mój słuch był świetny, a więc słyszałem wszystko. Rozmowy, szepty, skrzypienie krzeseł, stuk naczyń. Różne dziwne, zabawne, a czasem absurdalne rzeczy. Nie spodziewałem się, że w takiej gospodzie potrafi dziać się aż tyle. Gdybym tylko nie miał tych nieszczęsnych wampirzych akcentów… mógłbym tam zejść, usiąść przy barze i poobserwować ludzi. Wtopić się w tłum, choć na chwilę.
Znużony, opadłem z powrotem na łóżko, ale nagle podniosłem się do siadu, kiedy tylko usłyszałem znajome kroki na korytarzu. Jego kroki. Te, które rozpoznawałem już bezbłędnie. I nagle cała ta monotonia, całe dławiące mnie zmęczenie… zniknęły. Nie mogłem się doczekać, aż Elian przekroczy próg i wreszcie wyrwie mnie z tej ciszy, z tego uwięzienia między czterema ścianami.
- No nareszcie - Mruknąłem, gdy wszedł do środka, nie kryjąc ulgi. - Myślałem, że z nudów tu zwariuję. - Przyglądałem mu się uważnie, chłonąc każdy detal, jakby sama jego obecność była powietrzem, którym wreszcie mogłem oddychać.
- Nie dramatyzuj. Nie było mnie ledwie chwilę. Musiałem zrobić zakupy, a to trochę trwa. - Zerknąłem na torby, od razu wyciągając po kolei wszystko co zostało tam schowane.
Elian obserwował mnie z pobłażliwym uśmiechem, ale nic nie mówił, dając mi czas nacieszyć się tą chwilą.
- Cóż, gust to ty masz… - Ale powiedz mi, po co ten pierścionek? Planujesz się komuś oświadczyć? - Zapytałem, rozbawiony tym faktem.

<Towarzyszu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz