Na jego słowa uniosłem lekko brew. Mój słodziaczek się martwił... jak uroczo. I trochę też dziwne, ale powoli się przyzwyczajam do tej myśli. To, co jest między nami, wydaje się takie... naturalne. Proste. Jakim cudem, to nie wiem, bo przecież powinniśmy być wrogami. Tak właściwie, to już raczej nic nas nie trzymało, zemsta na tych Durandach, którzy przeżyli, jest jak misja samobójcza. Powinniśmy się rozejść. A jednak... a jednak myślę, co robić, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Pilnuję, by jadł dobrze. Robię wszystko to, czego robić nie powinienem... i nie chcę, żeby się to kończyło.
– Nie martw się, mój organizm poradzi sobie z regularnym pobieraniem niewielkiej ilości krwi. Jestem silnym, i dużym chłopcem. W przeciwieństwie do ciebie, już nie rosnę – odpowiedziałem, puszczając do niego oczko.
Serathion uśmiechnął się lekko, a następnie trochę się tak jakby zasmucił. A może raczej zastanowił? Coś mu po głowie chodziło, nad czymś się intensywnie zastanawiał. Ciekawe, czy mi powie, o co chodzi.
– Nie uważasz, że to... że to powinno się skończyć? – spytał w końcu zdawkowo. – Nasza relacja? Mieliśmy się zemścić, ale w świetle nowych informacji nie ma to sensu.
– Jeśli chcesz, nasze drogi mogą się rozejść. Jednak ja nie chcę. Nasza relacja mi odpowiada. Jesteś wredny, złośliwy, często mnie irytujesz, ale w tym wszystkim... twoja obecność jest dla mnie kojąca. Potrzebna do życia. Jeśli jednak ty masz inaczej, nie będę cię trzymał. Tego wieczoru nasze drogi mogą się rozejść – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, przyglądając się mu z uwagą chcąc się dowiedzieć, co on o tym wszystkim myśli.
– Nagle ci na mnie zależy? Martwienie się o mnie nie jest koniecznością, dbaniem o dobro sprawy? – spytał, uśmiechając się gorzko.
– Skoro nasza sprawa kwalifikuje się pod samobójstwo i nic nas nie trzyma razem... to wychodzi na to, że nie. Najwidoczniej chcę się o ciebie martwić – wzruszyłem ramionami, co go trochę zaskoczyło.
– I tak to stwierdzasz, tak po prostu? – zapytał, niedowierzająco.
– A co, mam się wypierać? Czuję co czuję, nie wyprę się tych emocji przecież – powiedziałem spokojnie, nieprzejęty. W końcu, miałem chwilę by to przetrawić. Nie jest to coś, co powinni istnieć, pomiędzy nim i mną, jednak... Istnieje. A skoro oboje, tak mi się wydaje, czujemy to samo, czemu mielibyśmy to przerywać? – Poza tym, podoba mi się fakt, że mogę pieprzyć takiego słodziaka jak ty, kiedy tylko mam na to ochotę – wyszczerzyłem się, koniecznie musząc to dodać. To też jest jeden z wielu plusów, który przemawia za faktem, byśmy dalej podróżowali dalej. – Więc... jak będzie? Chcesz, żeby ta podróż się skończyła? – spytałem, wplatając palce w jego włosy i odchylając jego głowę do tyłu. Wystarczy jedno jego słowo, a go zostawię, jeśli tylko tego chce.
<Różyczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz