Obserwowałem Eliana z dystansu. Coś podpowiadało mi, że w okolicach mojego zamku, a raczej w tym, co z niego zostało, ktoś może się kręcić. Nie zdziwiłbym się, gdyby włóczył się tam jakiś wilkołak, albo jeden z tych biedaków, którzy w spalonych ruinach próbują znaleźć cokolwiek magicznego, choćby odłamek mocy, byleby tylko przedłużyć swoje marne życie.
Jednak im bliżej Elian podchodził do mojego dawnego domu, tym bardziej ja sam się oddalałem. Nie potrafiłem tam wrócić. Po prostu nie potrafiłem. Nie teraz, nie w chwili, w której dopiero co straciłem wszystko, co kiedykolwiek posiadałem.
Ból siedział we mnie głęboko, zamek stał tam od stuleci. Nigdy nikomu nie przeszkadzał. A jednak komuś przyszło do głowy, żeby go zniszczyć. Dlaczego? Skoro tak bardzo chcieli mnie schwytać, dlaczego spalili to, co do mnie należało? Przecież gdybym był w środku, zginąłbym.
Chyba że najpierw upewnili się, że mnie tam nie ma… a potem, żeby odebrać mi choćby cień miejsca, do którego mógłbym wrócić, podłożyli ogień.
Ci ludzie są naprawdę okrutni.
A jeśli to wilkołaki zrobiły to na zlecenie Duranów… cóż. Wtedy mogą się spodziewać odwetu. I to takiego, który z chęcią im zagwarantuję.
Stałem pośrodku lasu, czekając, sam nie wiem na co. Może na znak, może na impuls. Cokolwiek, co pozwoliłoby ruszyć dalej, choćby o krok.
- To nie ma najmniejszego sensu - Szepnąłem do siebie.
Nie czułem w pobliżu żadnych wilkołaków, co oznaczało, że również przy Elianie nikt się nie kręci. Przynajmniej na tę chwilę. Postanowiłem wrócić bliżej miasta, by obserwować jego tętniące życiem, chaotyczne ulice.
Znalazłem tam tego przeklętego pijaczka, którego miałem już nieprzyjemność zaczarować. Patrząc na jego stan, nie mogłem od niego wiele oczekiwać, ale liczyłem, że może tym razem uda mi się coś z niego wydusić.
Zaciągnąłem go w najciemniejszą uliczkę tej wioski. Ku mojemu zdumieniu, wyglądał, jakby mu się to podobało, może liczył na zabawę, może na coś jeszcze. Ironia losu. Z kimś takim nigdy w życiu nie poszedłbym do łóżka.
Odwróciłem się do niego i użyłem moich magicznych oczu, aby wyciągnąć z niego wszystko, co miał mi przekazać już dawno.
I wtedy potwierdziły się moje podejrzenia.
To Duranowie gromadzą wilkołaki i straż w pogoni za mną. Nadchodzą wampiry. Potężne, szybkie, głodne i takie, których ludzie Duranów mogą nie być w stanie zatrzymać. Myślą, że jeśli mnie pojmą, będę dla nich kartą przetargową.
Że wampiry zawahają się przed atakiem, bo przecież „swojego” nie zabiją.
Jak bardzo się mylą…
Nawet gdyby mnie schwytali, nie stanowilibyśmy dla wampirów jednej strony. Ja pijący ludzką krew tylko w ostateczności, nie mam nic wspólnego z tymi, którzy mordują bez wahania.
Wygoniłem mężczyznę, mając już dość jego zapachu i zachowania. Odszedł, zataczając się, a ja skierowałem się z powrotem do pokoju. Może zastanę tam mojego towarzysza. Muszę przekazać mu to, czego się dowiedziałem. I to jak najszybciej.
Mojego towarzysza wciąż nie było w pokoju, ale to nie miało już większego znaczenia. I tak nie miałem najmniejszej ochoty, by ponownie wałęsać się po mieście. Całą resztkę energii wyczerpałem na tego głupiego człowieka, który ostatecznie nie powiedział mi nic, czego bym już wcześniej nie wiedział.
Zmęczenie wsiąkało we mnie coraz głębiej.. Czułem, jak każda komórka mojego ciała domaga się wzmocnienia, jakby, coś od środka powoli mnie wyłączało.. Potrzebowałem krwi, choćby odrobiny, żeby odzyskać choć część sił i zatrzymać narastające osłabienie.
<Towarzyszu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz