To całkiem miłe z jego strony, że był tak chętny do podzielenia się ze mną swoją krwią. Ja jednak nie czułem głodu, A może właśnie czułem tylko nie chciałem głośno o tym mówić, po tym wszystkim co się wydarzyło nie miałem ochoty na żadne przyjemności a mimo wszystko spożywanie krwi to przyjemność Na którą w tej chwili nie miałem ochoty.
- Ależ to miłe z twojej strony że się tak o mnie martwisz - Odparłem rozbawiony świetnie grając swoją rolę której wyuczyłem się już lata temu. Roztrzepany, szalony, uroczy i niczym się nie przejmujący, to pozwalało mi przeżyć nie jedną ciężką chwilę i zapomnieć o nie jednej ciężkiej sytuacji gram w grę sam ze sobą odkąd odebrano mi wszystko co kiedyś pozwalało mi szczerze się śmiać.
- Nie jestem miły i nie martwię się o ciebie. - Stwierdził chłodno. - Ja po prostu mam z ciebie korzyści. Układ, który pasuje i tobie, i mnie. Szkoda byłoby z tego rezygnować. - Słuchałem go, ale coś mi nie pasowało. Mówił to jakby z obowiązku, dla zasady, dla zachowania pozorów. Gdyby naprawdę zależało mu tylko na korzyściach, nie przychodziłby po mnie do ruin. Nie chronił by mnie podszedł powrotu tutaj, przed słońcem. Nie troszczyłby się tak bardzo, nie próbował nakarmić mnie własną krwią. A jednak… mimo że czułem w sobie narastający głód, nie potrafiłem jeść. Nie wtedy, gdy w środku wciąż rozdzierało mnie cierpienie. Wiedziałem, że prędzej pozwolę, by głód mnie złamał, niż sięgnę po jedzenie zanim emocje we mnie nie ucichną. Miałem w sobie jeszcze energię, nic mi się nie stanie jak kilka dni nie będę jadł.
- Oczywiście, ty tylko tak mówisz. - Mruknąłem. - Jeszcze za mną zatęsknisz. Gdy już dokonamy zemsty… a potem każdy pójdzie swoją drogą. - Chyba mówiłem bardziej o sobie niż o nim. Wiedziałem, że jeśli kiedyś odejdzie, jeśli naprawdę zechce ruszyć dalej beze mnie, poczuję pustkę, która w tej chwili nie bolała aż tak bardzo, bo w końcu ktoś tu był. A jednak miałem wrażenie, że on czułby to samo… lub przynajmniej tak mi się wydawało. Albo to ślepa wiara w niego która nigdy nie powinna mieć miejsca.
- Myślisz? - Uniósł brew, zajmując na powrót miejsce obok mnie na łóżku. - A może znajdę sobie kogoś lepszego i ładniejszego? A już na pewno mniej wrednego - To mnie ukuło. I to porządnie. Jak niby ktoś miałby być lepszy ode mnie? Nie ma takiej opcji. Nikt taki przecież nie istnieje. Ja doskonale wiem, jak wyjątkowy jestem.
- Możesz sobie pomarzyć, że znajdziesz kogoś tak pięknego i tak dobrego w łóżku jak ja. - Warknąłem, urażony za jego słowa.
Odwróciłem się plecami i opadłem na łóżko, demonstracyjnie ignorując jego obecność. Może zachowywałem się dziecinnie, ale nie mogłem nic poradzić na to, że lęk przed stratą dławił mnie od środka. Nie chciałem, by kiedyś ode mnie odszedł. Nie chciałem, by znalazł kogoś „lepszego”.
Zresztą… nie ma nikogo lepszego ode mnie. Bo nie ma prawda?
<Złośniku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz