No nie, po prostu nie. To jakaś kpina. Nie zgadzam się na ukrywanie w tym miejscu aż do wieczora. Tu śmierdzi, jest brudno, wilgotno i wygląda, jakby ktoś od lat udawał, że jego zmysł wzroku nie istnieje. A no tak bo przecież nikt tu nie mieszka, a więc nikt nie dba, o to śmierdzące miejsca. Cudownie, po prostu cudownie. Trzeba było zostać w zamku i spłonąć razem z nim, przynajmniej nie musiałbym teraz tułać się po takich przybrudzonych dziurach.
Chociaż… sam chciałem zakosztować innego życia, prawda? Więc teoretycznie nie powinienem narzekać. Teoretycznie. W praktyce, narzekanie to moja naturalna forma komunikacji. Jestem cholernym hipokrytą, trudno. Taki już jestem. Zawsze taki byłem. A jednak muszę uważać… jeśli zacznę marudzić zbyt głośno, on znów każe mi iść na zewnątrz. A z dwojga złego wolę gnić w tym zatęchłym, obrzydliwym pomieszczeniu niż ryzykować, że słońce mnie dosłownie uśmierci.
- Niech ci będzie - Fuknąłem w końcu i usiadłem na ziemi. Od razu poczułem, że to błąd. Ta podłoga była tak ohydna, że aż chciało mi się rzygać, gdy na nią patrzyłem.
- A nie wolisz usiąść na kocu? - Zapytał Elian, patrząc na mnie swoimi zmęczonymi oczami. Wyglądał, jakby każdy kolejny oddech kosztował go sporo wysiłku. On naprawdę potrzebował odpoczynku, a ja… ja nie potrzebowałem teraz opieki. Nikt się nie zbliżał, a nawet jeśli, ja poczuję zagrożenie szybciej niż on. Mógłby odpocząć i może wtedy przestałby być taki spięty. Jego panika naprawdę nie miała sensu.
- Nie. Ja sobie tu posiedzę - Mruknąłem, przytulony do ściany, daleko od okien, daleko od światła. - A ty się połóż i zdrzemnij. - Stworzyłem spokojnie.
- Nie mogę. Muszę cię pilnować. Co jeśli ktoś tu podejdzie? - Uniósł głos, jakby moja propozycja była idiotyczna. - Nie zdążysz zareagować. Jeśli ktoś otworzy drzwi, słońce od razu tu wpadnie, a ty nic nie zrobisz. - Prychnąłem tak głośno, że aż echo odbiło się od brudnych ścian. On serio? W takim stanie? On mnie nie ochroni nawet, gdyby chciał. Ledwo stoi na nogach, a próbuje udawać bohatera. Ależ ci ludzie są głupi. I upierdliwi.
- Mój drogi, niestety ale myślę, że. W takim stanie nie ochronisz ani mnie, ani siebie, choćbyś bardzo chciał. Poza tym chciałbym ci przypomnieć, że jako wampir wyczuwam zagrożenie na dużą odległość. Ty jeszcze nie wiesz, a ja już wiem, kto tu krąży. Więc połóż się, odpocznij, a jeśli coś się zacznie zbliżać, obudzę cię. - Wzruszyłem ramionami, żeby podkreślić, jak oczywiste było to, co mówię.
Elian wyglądał, jakby chciał protestować, ale zmęczenie wygrało. W końcu opadł na koc, ułożył się bokiem i zamknął oczy.
- Tylko pięć minut… - Mruknął.
Tak, jasne. Pięć minut. Na pewno. Znam to tylko chwilę, aż za dobrze. Ale nie miałem serca ani powodu, żeby go budzić. Jeśli coś się zbliży. Usłyszę, poczuję, zareaguję.
A jeśli nie… obudzę go dopiero po zmroku. Nie ma opcji, żebyśmy spędzili tu więcej czasu niż musimy, zdecydowanie tak zatęchłe miejsca, może sobie wsadzić w dupę, jako arystokrata mam wymagania które nie są w ogóle spełnione. No i jak z tym mam żyć?
<Rudzielcu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz