Nie sądziłem, że zwróci uwagę akurat na pierścionek. Sądziłem, że większą uwagę poświęci kamizelce, którą swoją drogą jeszcze nie przymierzył. Myślałem, że to ona zwróci jego uwagę. A tu... proszę bardzo, pierścionek. Podszedłem do niego i zabrałem od niego pierścionek,
- Cóż, zapomniałem o pudełku, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz – powiedziałem, a następnie teatralnie przed nim klęknąłem. - Czy zechcesz spędzić ze mną resztę mojego życia? - zapytałem równie teatralnie, oczywiście tylko żartując. Serathion zareagował trochę... dziwnie. Nie spodziewałem się tego rumieńca. A jednak, po chwili prychnął cicho, a rumieniec odszedł gdzieś w zapomnienie.
- Po głębokiej analizie stwierdzam, że tak, dostąpi cię ten zaszczyt – powiedział, wyciągając swoją dłoń tak, bym mógł założyć pierścionek na jego palec. Gdyby to było takie proste... chwyciłem jego dłoń, a następnie wstałem z klęczek.
- Pamiętasz, jak wygląda twoja twarz? - spytałem całkowicie poważnie.
- Oczywiście, że tak. Takie piękności ciężko by zapomnieć – odpowiedział, prychając cicho.
- Mówię całkowicie poważnie. Aby to zadziałało dobrze, musisz sobie wyobrazić swoją twarz. I to, jak chcesz, żeby ona wyglądała. Skup się na swoich oczach, i na zębach. To one najbardziej cię wyróżniają. I wtedy załóż go załóż – poinstruowałem go, już zachowując wszelką powagę.
Serathion spojrzał na mnie niepewnie, a następnie zamknął oczy. Czekałem cierpliwie na jego znak, aż w końcu kiwnął głową, i właśnie wtedy nasunąłem pierścionek pokryty runami na jego palec. A kiedy już otworzył oczy, nie patrzyły na mnie te tak dobrze znane mi czerwone ślepka, a zwykłe, brązowe, trochę takie... nudne. No ale ludzkie, nikt mu nic nie może zarzucić.
- I jak? - zapytał, a je nie dostrzegłem tych wampirzych kiełków.
- Cóż, udało się. Chociaż, przyznać muszę, że bardziej podobasz mi się w tej wampirycznej wersji – przyznałem zgodnie z prawdą. Te czerwone oczy, ostre kły... nie wiem, pasowały do niego. A teraz wyglądał tak trochę zwyczajnie.
- Na szczęście w każdej chwili można zdjąć, i już będę sobą, którego tak uwielbiasz – uśmiechnął się drapieżnie, co nie miało takiego mocnego wydźwięku, jak wtedy, kiedy widoczne były jego wampirze cechy. Ale, o to przecież chodziło. By wyglądał trochę bardziej zwyczajnie.
- Cieszy mnie ten fakt – powiedziałem zgodnie z prawdą, kładąc dłonie na jego biodrach i przyciągnąłem go bliżej siebie. - A teraz... teraz może mi potowarzysz przy kolacji? A później może przejdziemy się na spacer? - zaproponowałem, a jego oczy zabłysnęły w ekscytacji.
- Mogę teraz tam zejść na dół? - spytał podekscytowany, jakby nie mógł w to uwierzyć.
- Wyglądasz jak zwykły człowiek, więc tak, czemu by nie? Zresztą, powiedziałem już Donie, że zaszczycisz nas swoją obecnością. Lubi poznać swoich gości i nie chciała dać mi spokoju – powiedziałem zgodnie z prawdą, dając mu chwilę na przyswojenie sobie tych informacji.
- Więc... mogę założyć tą kamizelkę?
- Możesz. A nawet powinieneś. Pamiętaj tylko, byś wziął też ze sobą płaszcz, jeżeli później chcesz wyjść na zewnątrz. W końcu, zwykłym ludziom jest już teraz trochę zimno i nabiorą podejrzeń, jak wyjdziesz tak, jak stoisz – powiedziałem spokojnie, delikatnie uśmiechając się na jego widok. To podekscytowanie, ta czysta, dziecięca radość, że może wyjść z tego pokoju, zacząć coś robić... cieszyłem się, że mogę mu dać chociaż trochę tej radości.
<Wampirku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz