czwartek, 20 listopada 2025

Od Eliana CD Serathiona

 Doskonale pamiętałem o tym całym spotkaniu się z naszym brzydkim, pijanym szpiegiem. Znaczy, miałem nadzieję, że w końcu się pojawi, przekaże nam jakieś ważne informacje i w końcu będziemy mogli działać. Mierzi mnie siedzenie w jednym miejscu, podczas kiedy te pojeby chodzą sobie po świecie, wolni i bezkarni. Zresztą, ileż można siedzieć w jednym i tym samym miejscu? Owszem, marzy mi się własna chatka, w której bym mógł dożyć starości... no ale to było coś zupełnie innego. Własny kąt to w mojej profesji nierealne, odległe marzenie. Nie chcąc za bardzo spędzać tu czasu sam, podniosłem się z łóżka. Załatwię to, co mam załatwić, i pójdę spać. No chyba, że wcześniej Serathion wróci, i wtedy będę mógł mu przekazać to, czego się dowiedziałem. Gorzej, jak się niczego nie dowiem... ale byłem dobrej myśli. Minęło wystarczająco dużo czasu, na pewno dowiedział się czegoś, co nam pomoże. 
Szybko się ubrałem, uzbroiłem w srebro oraz pochodnię i dopiero wtedy mogłem spokojnie opuścić pokój, uprzednio go zamykając. Jeśli Serathion będzie chciał wrócić, zawsze może skorzystać z uchylonego okna, dla istoty z jego umiejętnościami nie jest to nic trudnego.
Ledwo przebyłem kilkadziesiąt metrów od gospody, a od razu poczułem dobrze znajome mi uczucie; ktoś mnie obserwował. W pierwszej chwili sięgnąłem dyskretnie po rękojeść szyletu; czy to był wampir, człowiek czy wilkołak, nie miało to znaczenia, była to broń srebrna i ostra, zatem idealna na każdego przedstawiciela z tych ras. A trochę później pojawiła się inna myśl. 
Co, jeśli to Serathion? 
Rozejrzałem się dyskretnie dookoła. Czy to by do niego pasowało? Czy ma powód, by mnie śledzić? Z drugiej strony, owa obecność, którą czułem, nie była... Zła. Nie czułem się, jakby miało mnie coś zaraz zaatakować. Nie miałem jednak pewności, dlatego postanowiłem trzymać dłoń na broni oraz zachować czujność. 
Im bardziej jednak zbliżałem się do spalonej rezydencji, tym słabsza ta obecność była. Czyli to musiał być Serathion. Ciekawe, czego on ode mnie chciał... Co chciał osiągnąć tym podglądaniem mnie? 
Uniosłem wysoko pochodnię, rozglądając się dookoła. Na razie nikogo nie było... zamiast stać i czekać na zbawienie, albo cofnąć się do tawerny, zacząłem powoli przechadzać się po zgliszczach. Miała tu być jakaś skrytka z pieniędzmi... no ale nie wiem, czy ją znajdę. Chciałem się po prostu trochę rozejrzeć, być możne znaleźć dla niego coś wartościowego, coś, co trochę pomoże mu się podnieść. 
I w tym samym momencie w świetle ognia coś błysnęło. Małe pudełeczko, szkatułka z malowanymi różami, ewidentnie należąca do jakiejś damy. Schyliłem się po nią, od razu niemalże czując magię od niej bijącą; musiała zostać zabezpieczona przed wszystkim, w tym przed ogniem i przede mną. Skoro była tutaj, z pewnością należała do jego rodziny. Może on jakoś będzie w stanie ją otworzyć, o ile będzie chciał.

<Różyczko? c;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz