Na jego słowa trochę się zastanowiłem. Minęło kilka dni, czegoś musiał się dowiedzieć, to z pewnością. Te wilkołaki nie są jakoś super mądre, więc nawet bardzo się nie starając można coś podsłuchać, zauważyć. Nie, żebym był wielkim specem od tych stworzeń, ale jedno spotkanie wystarczyło mi, bym sobie wyrobił o nich zdanie. Mnóstwo niedociągnięć w planie, zagrożeń, braku logicznego myślenia... nie wiem, czy wszystkie osobniki takie są, pewnie nie, pewnie alfy, czy po prostu przywódcy, mają więcej ikry. Mam nadzieję, że jednak walczymy przeciwko głupcom. I tak już mamy pod górkę, miło by było, gdyby świat tak odrobinkę nam pomógł.
- Czegoś na pewno. Tylko czy spotkanie z nim jest dalej możliwe – odpowiedziałem, przyglądając się mu z uwagą. Troszkę się o niego martwiłem, ale... ale co ja miałem zrobić? Jak go pocieszyć? Nie miałem za bardzo doświadczenia w tej kwestii, jak i w wielu innych.
- A czemu miałoby nie być możliwe? - zapytał, delikatnie marszcząc brwi.
- Z tego, co kojarzę, relacje miał ci zdawać po zmroku i w twojej rezydencji. Wydaje mi się, że właśnie tam będzie na nas czekać. Chyba, że masz jakieś dzikie moce, i możesz mu telepatycznie zmienić miejsce spotkania – widząc jego tężący wyraz twarzy wiedziałem, że możliwe go nie jest. - Zajrzę tam dzisiaj wieczorem. Może się już pojawi – zaproponowałem, nie mając z tym problemu, w przeciwieństwie do niego. Nie mogę wejść w jego buty, nie byłem aż tak przywiązany do mojego domu, który tak właściwie nie był nasz, a wynajmowaliśmy go za kwotę nieadekwatną od warunków, które tam panowały. Ale mama zawsze pilnowała, by było czysto, w miarę ciepło i posiłek też zawsze jakiś był... od kiedy odeszła nie mam miejsca, które to mógłbym nazwać domem.
- Byłbym wdzięczny. Nie chcę... nie chcę tam jeszcze wracać – powiedział cicho, wbijając wzrok w podłogę.
- Rozumiem – powiedziałem cicho, obserwując go z uwagą, by w razie czego zaraz mu pomóc, chociaż w czym, to ja sam nie wiem. Raczej do niczego mu się w tej chwili nie przydam...
- Też straciłeś dom? - spytał cicho, gorzko, wpatrując się w swoje dłonie. - Płonął na twoich oczach?
- Moim domem była mama. Nieważne, jakie było to miejsce, ona zawsze sprawiała, że te wszystkie meliny, w jakich pomieszkiwaliśmy, w pewien sposób mogły być domem. Ale od kiedy jej nie ma, to domu też nie mam. Ale wydaje mi się, strata podobna – wzruszyłem ramionami, mimo wszystko czując lekkie ukłucie na wspomnienie o mojej rodzicielce.
Serathion spojrzał na mnie niepewnie, z jakimś dziwnym błyskiem w oku. Co sobie pomyślał, nie mam pojęcia, ciężko było mi stwierdzić. Nie oczekiwałem empatii, nigdy od świata jej nie dostałem, więc czemu miałbym ją dostać od niego? Zapytał, to odpowiedziałem, chociaż i tak się nie spodziewałem się pytań osobistych z jego strony. Raczej nikt się mną nie interesuje, co zawsze mi jest w sumie na rękę. Nauczyłem się radzić sobie sam ze wszystkim, z emocjami, z problemami, i jakoś żyję.
<Różyczko? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz