niedziela, 30 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

 Festyn sam w sobie brzmiał naprawdę kusząco, gdyby tylko nie ta perspektywa tłumu ludzi. Nie mam pojęcia, jak to zniosę, ani jak mój wampirzy głód poradzi sobie w takiej sytuacji.
- Cóż, brzmi świetnie. I tak nic lepszego nie wymyślimy, a przynajmniej nie zwariuję z nudów, siedząc w pokoju - Stwierdziłem, odwzajemniając jego uśmiech.
- W porządku, w takim razie skończę kolację i zaraz idziemy - Poinformował mnie, jakby nie zauważał, że widzę każdy jego ruch. Nie pośpieszam go; może zjeść spokojnie. Byle tylko nikt nie zmusił mnie ponownie do jedzenia ludzkiego posiłku. Nie wiem, jak długo mój organizm będzie jeszcze tolerował takie eksperymenty. Na razie nic mi nie było, ale kto wie, czym może się to skończyć później.
Dona znowu przysłała do nas swoją córkę, jakby specjalnie sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Już wiem, że jej nie polubię. O ile starsza kobieta jest do zniesienia, tak młoda działa mi na nerwy. Widzę aż nazbyt wyraźnie, w jaki sposób spogląda na Eliana.
- Dziękujemy, wszystko było naprawdę bardzo dobre - Powiedział, jakby nie dostrzegał jej spojrzenia, zbierając się do wyjścia.
Dziewczyna zamieniła z nim jeszcze kilka słów, zupełnie ignorując moją obecność. Dla niej wyraźnie nie istnieję, a raczej istnieję tylko jako przeszkoda. Widać, że chciałaby odebrać mi mężczyznę, który teraz jest mój. I nie zamierzam na to pozwolić.
- Chodźmy - Zwrócił się w końcu do mnie. Zareagowałem od razu, narzucając na ramiona płaszcz, o którym na szczęście nie zapomniałem, i ruszyłem w stronę wyjścia z gospody, nie zamierzając dłużej znosić jej obecności.
Miasto, w którym się teraz znajdowaliśmy, było naprawdę piękne. W pewien sposób nawet mnie zauroczyło, rzadko mogłem spokojnie oglądać coś nowego, bez obawy, że ktoś spróbuje mnie zabić tylko dlatego, że… istnieję. Tutaj jednak nikt nie patrzył na mnie z podejrzliwością. Ludzie mijali nas zajęci swoimi sprawami, uśmiechnięci, beztroscy.
Oczywiście, gdyby dowiedzieli się, że jestem wampirem, sytuacja zmieniłaby się natychmiast. Wyciągnęliby broń, krzycząc, że trzeba mnie unicestwić, bo wampiry są złe, potworne, nieludzkie. I owszem, niektóre naprawdę są. Ale nie ja. Ja jestem inny. Zawsze byłem.
- Całkiem urocze miejsce - Mruknąłem, zatrzymując wzrok na tłumie ludzi rozświetlonych kolorowymi lampionami. Festyn rozciągał się przez całą ulicę, głośny i chaotyczny, pełen śmiechu, muzyki i zapachów, których nie potrafiłem nawet nazwać. Było tu tłoczno do granic możliwości, lecz jednocześnie pełno rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziałem. Musiałem przyznać, że… wszystko to było naprawdę interesujące.
- Jest coś, co chciałbyś zobaczyć jako pierwsze? - Zapytał Elian, zerkając na mnie z autentycznym zaciekawieniem. Jego spojrzenie było łagodne, jakby naprawdę zależało mu na tym, bym dobrze się tutaj czuł.
Zawahałem się, ogarniając wzrokiem cały ten chaos kolorów, świateł i dźwięków.
- Cóż… szczerze mówiąc, nie mam pojęcia - Przyznałem, po czym uśmiechnąłem się do niego lekko, może nawet odrobinę zbyt uroczo. - Wszystko jest dla mnie nowe. Chętnie zobaczyłbym wszystko, jeśli tylko to w ogóle możliwe. - Przez chwilę patrzyłem na niego, jakby to on miał wskazać mi kierunek w tym ludzkim świecie, którego właśnie się uczyłem. A prawdę mówiąc, to właśnie jego obecność sprawiała, że miejsce wydawało mi się mniej przytłaczające.

<Towarzyszu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz