niedziela, 23 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

Może rzeczywiście miał rację. Może po wszystkim uda mi się wreszcie zemścić na tych gnojach… choć sam już nie wiem, czy naprawdę chcę dalej brnąć w tę nocną zabawę w zemstę. Czasem mam tego po prostu dość. Wszystko mnie męczy: ciągłe czuwanie, planowanie, ucieczki. Coraz częściej łapię się na tym, że nie chcę już karać nikogo, mam wrażenie, że wypaliłem się gdzieś po drodze.
Przecież miałem tylko jeden, prosty plan: dopaść tych, którzy skrzywdzili moich rodziców. Tyle. A jak wyszło? Nie dokończyłem zemsty, nie poczułem ulgi ani satysfakcji. A teraz… teraz jeszcze mogę mieć na głowie całą watahę wilkołaków i ród wampirów. I to takich, którzy jednym ruchem potrafiliby nas zmiażdżyć. Czy nam się to podoba, czy nie, nie jesteśmy w stanie z nimi wygrać.
- Pomyślę o tym później - Mruknąłem w końcu, bardziej do siebie niż do niego. - Teraz i tak nie ma to większego znaczenia. Musimy znaleźć bezpieczne miejsce, zanim zrobi się dla mnie niebezpieczne. - Przysunąłem się do niego bliżej, pozwalając sobie na moment słabości. W jego ramionach czułem się zaskakująco spokojnie, jakby cały ten chaos na chwilę przestał istnieć. Było mi tu ciepło, pewnie, bezpiecznie. Idealnie. W tej chwili naprawdę wystarczał mi tylko on… i to, by jak najszybciej wynieść się z tego przeklętego miejsca.
Im dłużej tu stałem, tym bardziej irytowało mnie samo poczucie, że muszę być w gotowości, wciąż walczyć, wciąż uciekać. A ja miałem już dość. Chciałem tylko odetchnąć, chociaż przez moment poczuć, że jeszcze można żyć, a nie tylko przeżyć kolejny dzień.
- O to nie musisz się martwić. Znajdę bezpieczne miejsce i dla ciebie, i dla siebie. Nikt cię nie skrzywdzi, dopilnuję tego - Powiedział spokojnie, a w jego głosie było coś, co potrafiło uciszyć we mnie każdy strach.
To było naprawdę miłe z jego strony. Podobało mi się, jak na mnie patrzył, uważnie, troskliwie, trochę tak, jak kiedyś moi rodzice. Dziwne uczucie… kiedy ktoś martwi się o ciebie naprawdę. Jeszcze dziwniejsze, że tak bardzo tego potrzebowałem. Chciałbym, żeby ta chwila trwała wieczność, a nie tylko moment rzucony pośród chaosu.
Nie pozwolę mu zginąć. Jestem silny. Może nie aż tak jak on, może jeszcze mi brakuje… ale gdybym tylko był odpowiednio najedzony, gdybym miał choć odrobinę więcej energii… wszystko byłoby znacznie prostsze.
- Wiesz, fajnie jest mieć swojego własnego bodyguarda - Rzuciłem z szerokim uśmiechem, szturchając go lekko w ramię.
Chciałem, żeby zrozumiał, że nie tylko polegam na nim, że też chcę być dla niego kimś ważnym.
Mój towarzysz parsknął śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Ależ ty jesteś irytujący - Mruknął, choć w jego głosie brzmiało więcej czułości niż złości. Mimo wypowiedzianych słów objął mnie mocniej, jakby bał się, że mogę mu nagle zniknąć.
- Cóż, a ty jesteś dupkiem, i jakoś ci tego nie wypominam - Odparłem rozbawiony, szczerząc się do niego szeroko i pokazując rząd równych, białych zębów.
Jego uśmiech poszerzył się lekko, jakby moja zaczepka wcale go nie uraziła, wręcz przeciwnie, jakby dokładnie na nią czekał. 

<Towarzyszu? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz