piątek, 21 listopada 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Czułem, że coś było nie tak. Że ostatnie wydarzenia wstrząsnęły nim mocniej, niż jest w stanie przede mną przyznać. Zapomniał chyba trochę, że łączył nas pakt, który wiele nam dawał, a zabierał prywatność, chociaż ja tam bardzo starałem się uważać, by nie czytać jego myśli. Te głośniejsze i tak słyszę, owszem, ale to nie moja wina, na to nic nie poradzę. Podobnie, jak nie mogłem nic poradzić na jego poczucie winy, chociaż bardzo bym chciał. Nic, co powiem czy zrobię nie poprawi mu humoru. Ta myśl przerażała i bolała mnie najbardziej. 
– W takim razie połóż się. Kupię nową pościel, farbę, dywan... Jak dojdzie do malowania, to i tak się jeszcze tam nie położymy, ale chociaż wszystko będzie gotowe na następny dzień – powiedziałem z delikatnym uśmiechem, gładząc jego policzek. 
– Nie, nie. Nie chcę się kłaść, już się wyspałem. Z chęcią zająłbym czymś ręce – powiedział jakoś tak dziwnie cicho, trochę wolno, uśmiechając się przy tym lekko. Coś chciał przede mną ukryć... a ja nie wiedziałem, co. I to mnie martwiło, że nie chce mi tego mówić, że trzyma wszystkie swoje emocje w sobie. Gdyby nie pakt, nigdy bym się nie zorientował, że coś się dzieje. Znaczy, może zauważyłbym, że coś mu na sercu leży, ale nie miałbym pewności, potwierdzenia... A zresztą, nawet jak to mam, i tak mi nic to nie daje. 
– W porządku – kiwnąłem głową. I tak go w łóżku nie utrzymam, będę najpierw na mieście, później zamknięty w sypialni... nie, zdecydowanie nie dam rady jeszcze go ogarnąć, by grzecznie leżał i wypoczywał. – W takim razie zajmij się kotami i Psotką. Jak będziesz miał siłę, spróbuj doszorować ścianę... chociaż szczerze wątpię, czy ci się uda – tutaj westchnąłem cicho. Jak już raz krew wsiąknie, ciężko ją zmyć. A jeszcze w dodatku demoniczna krew? Te ściany i podłoga już na zawsze będą w sobie nosić jej cząstkę. Oby chociaż farba ją pokryła... bo jak nie, to co? Jakąś tapetę nałożyć? Na razie trzymajmy się wersji z farbą. Wezmę może coś ciemniejszego, może będzie sprawdzała się wystarczająco dobrze. Wiem, że Mikiemu się to może nie spodobać, ale chyba ważniejsze jest to, by przykryć krew. 
– Będę się starał – stwierdził, unosząc kąciki swoich ust nieco wyżej. W tym delikatnym uśmiechu było coś smutnego. Po jego zachowaniu łatwo wywnioskować, że nie powinien był mnie ratować. 
– Jakbyś był zmęczony, gorzej się czuł, albo potrzebował czegoś... jestem do twojej dyspozycji – odpowiedziałem, unosząc jego dłoń, by zaraz ucałować jej wierzch. Był trochę ciepły... muszę go obserwować, by nie przegapić jakiegoś ważnego znaku. 
– Też na siebie uważaj. Nie wyglądasz najlepiej, jeszcze ci brakuje trochę do powrotu do zdrowia – odezwał się niepewnie, jak zwykle za bardzo się o mnie martwi. 
– Ja nie wyglądam najlepiej? A siebie widziałeś, kochanie? Oboje wyglądamy, jakby coś nas zjadło i wypluło, i powtórzyło ten proces trzykrotnie – odpowiedziałem, nie przejmując się zbytnio jego słowami. Oboje potrzebowaliśmy odpoczynku, którego przez najbliższy czas nie zaznamy ze względu na dzieciaki...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz