Widząc bramy miasta zdjąłem płaszcz ze swoich ramion i pomimo szoku termicznego, jaki od razu przeżyłem, narzuciłem go na ramiona Serathiona. Wampir spojrzał na mnie niepewnie, z niezrozumieniem, ewidentnie nie rozumiejąc, po co to robię.
– Dlaczego mi to dajesz? Mi to zimno nie przeszkadza – odpowiedział, delikatnie marszcząc brwi, już chcąc mi zwrócić płaszcz.
– Ja mam jeszcze kurtkę, a ty nie masz nic. Będziesz zwracał na siebie uwagę, w końcu jest zimno. W końcu też ci kupię płaszcz, bo jak tak dalej będzie to wyglądać, to będę marznąć – odpowiedziałem, naciągając kaptur na jego głowę. – Chodźmy.
Gospoda, do której zmierzaliśmy, może nie należała do najbardziej prestiżowych i drogich, ale też nie była to zwykła speluna, także może Serathion nie będzie jakoś bardzo narzekał. A zresztą, niech tylko spróbuje. Zawsze może spróbować szukać kryjówki sam.
Jako, że było nad ranem, w środku nie było dużo osób, praktycznie nikogo nie było, ale na szczęście też nie przyszła pomoc na ranną zmianę. Cudownie, bo chciałem pogadać strikte z właścicielką. Po dole krzątała się młoda dziewczyna, szczupła, ładna, z bujnymi, brązowymi lokami spiętymi w kucyk. Lidia strasznie wyrosła. Widziałem ją raptem dwa lata temu...
– Cześć – rzuciłem do niej. Na mój głos wzdrygnęła się, spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się, a jej policzki chyba delikatnie się zarumieniły.
– Hej – powiedziała lekko drżącym głosem, przygryzając dolną wargę. Zaraz też poczułem, jak Serathion zbliża się do mojego boku, i przytulił się do mojego ramienia. A to co to ma znaczyć? Co mu się dzieje? – Już wołam mamę – dodała, biegnąc do kuchni.
– Nie lubię jej – odpowiedział cicho Serathion, dalej do mnie przytulony.
– A jest ktoś, kogo lubisz? Masz nie sprawiać jej i jej mamie żadnych przykrości – odpowiedziałem mu równie cicho, podchodząc z nim do lady.
– Elian! Proszę, jak ty wyrosłeś – powiedziała Dona, kiedy tylko wyszła z kuchni. Wyglądała jak nieco dojrzalsza wersja swojej córki, tylko może trochę bardziej przy kości, jak prawdziwa gospodyni. Miała przyjemną, sympatyczną dla oka twarz, która od razu wzbudzała zaufanie. Wiedziałem, że miała ochotę mnie przytulić, ale też wiedziała, że ja za tym nie przepadałem. No chyba, że do takiego pewnego wampira.
– Poza kilkoma bliznami nic się we mnie nie zmieniło – wzruszyłem ramionami. – Chcielibyśmy wynająć pokój na kilka dni. I śniadanie, nie jadłem nic od dwóch dni.
– Już się robi. Lidka, przygotujesz pokój, ten na poddaszu? – na te słowa dziewczyna od razu zniknęła na schodach. – Twój uroczy towarzysz też chciałby coś zjeść?
– Nie, on jest tylko zmęczony. Pokój będzie gotowy, to uda się na spoczynek. Chyba, że chcesz mi towarzyszyć podczas posiłku– zwróciłem się wprost do niego, odwracając głowę w jego stronę. Cały czas był przytulony do mojego ramienia, czego kompletnie nie rozumiałem. O co mu chodziło, że tak do mnie przyległ?
<Różyczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz