Przez chwilę patrzyłem na niego w milczeniu. Miał rację, nic mi się nie stanie, jeśli teraz coś wypiję, a głód od dawna palił mnie od środka. Czułem, jak z każdą chwilą robi się coraz gorzej; w tej chwili zjadłbym cokolwiek, byle tylko uśmierzyć to piekące, narastające pragnienie.
Westchnąłem cicho i powoli usiadłem okrakiem na jego biodrach, na moment zatrzymując spojrzenie na jego oczach. Były spokojne, ufne… i właśnie ta ufność sprawiała, że bolało mnie to jeszcze bardziej.
- Daj mi znać, jeśli przesadzę - Wyszeptałem, zanim pochyliłem się i wbiłem zęby w jego szyję, zasysając pierwszą kroplę krwi, której w tej chwili tak desperacko potrzebowałem.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo byłem wygłodzony. Z każdym kolejnym łykiem czułem, jak napięcie opuszcza moje ciało, jak wreszcie mogę zaczerpnąć pełny oddech. Pragnienie było jednak niebezpiecznie silne, chciałem więcej, znacznie więcej, niż pozwalał rozsądek. Gdybym stracił czujność, mógłbym go skrzywdzić… a nawet zabić.
- Wystarczy - Usłyszałem jego słaby, lecz stanowczy głos.
Natychmiast się odsunąłem. Oblizałem wargi z resztek krwi, czując, jak ulga i nowa energia rozlewają się po całym moim ciele. Dzięki temu mogłem znów funkcjonować, znów udawać normalność, znów po prostu żyć.
- Widzisz? Potrafisz się zatrzymać. Nie jesteś potworem jak inni - Powiedział, uśmiechając się do mnie łagodnie.
Wyglądał jednak na zmęczonego, bladszego niż zwykle, i wcale mnie to nie dziwiło. Oddał mi część siebie coś, czego potrzebował do codziennego funkcjonowania. Nie mogłem w nieskończoność korzystać tylko z niego. Jeśli tak dalej pójdzie, pewnego dnia naprawdę mógłbym go wykończyć… a sama myśl o tym ściskała mnie w środku.
Musimy znaleźć inny sposób. Bezpieczniejszy. Trwalszy. Bo ile jeszcze razy będzie w stanie oddać mi swoją krew? Ile razy ja sam jestem gotów prosić o coś tak ryzykownego?
Tego wieczoru zrozumiałem jedno.
Jeśli chcę go chronić, muszę nauczyć się panować nie tylko nad głodem, ale i nad samym sobą.
W tym wszystkim był tylko jeden problem, on mi wszystko utrudniał. Karmił mnie własną krwią, nawet wtedy, gdy wyraźnie prosiłem, żeby przestał. Nie słuchał ani jednego mojego „nie”, choć przecież powinien. Choć wiedział, jakie to ryzykowne.
- Nic już nie mów. Połóż się… za dużo wypiłem, jestem zmęczony - Odparłem, widząc w jego oczach błyszczące zmęczenie, cichą prośbę o odrobinę spokoju.
- Masz rację, położę się - Mruknął, obejmując mnie w pasie i delikatnie kładąc obok siebie na łóżku. Zaraz potem przyciągnął mnie do siebie mocno, jakby bał się, że zniknę, jeśli choć na chwilę puści.
Na początku miałem zamiar narzekać, powiedzieć mu, że to nie tak powinno wyglądać, że powinien bardziej na siebie uważać… ale i tak odpuściłem. Zamiast słów przytuliłem się do niego, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi i wciągając w płuca ten kojący zapach.
- A mogłeś kupić ten różany - Stwierdziłem pół żartem, pół serio, wtedy na pewno chętniej skorzystałbym wtedy z kąpieli… nawet tej gorącej. Zwłaszcza u jego boku, tym bardziej że pachnąłby wtedy naprawdę zjawisko, tak jak lubię najbardziej.
<Towarzyszu? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz