niedziela, 23 listopada 2025

Od Mikleo CD Soreya

 Rachel. Dawno nie słyszałem tego imienia, aż zaśmiałem się mimowolnie, czym wyraźnie zaskoczyłem mojego męża. No tak… najpierw płaczę, teraz się śmieję. Po tej walce ewidentnie coś jest ze mną nie tak.
- Co cię tak bawi, Miki? - Zapytał zdziwiony, nie odrywając ode mnie wzroku nawet na sekundę.
- Cóż… Rachel była moją przyjaciółką, kiedy jeszcze byłem człowiekiem. Gdy spotkałem ją po latach, wykorzystała mnie, podając Arturowi jak na tacy. A w Azylo mieszkała Aurora Serafin wody, tak jak ja. Twoje ludzkie ja chyba właśnie przypomniało sobie nie tę dziewczynę. I to… chyba mnie rozbawiło - Wyjaśniłem, ocierając łzy, które wciąż trzymały się powiek.
Przez chwilę milczałem, a potem dodałem ciszej, bardziej szczerze.
- Aurora i ja nigdy nie moglibyśmy być razem. Anioły zakochują się tylko raz, pamiętasz? Gdybyś nie wrócił… żyłbym dalej, służąc innemu pasterzowi, aż w końcu zginąłbym w którejś z walk. A i tak Bóg znowu wysłałby mnie na ziemię, bym robił to, co słuszne, a nie to, czego naprawdę chcę. Dzięki temu, że wróciłeś, pokazałeś mi, jak bardzo mój Bóg nie słucha tego, co czujemy. Jak bardzo kocha nas za to, że nie jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być. - Mówiłem coraz szybciej, coraz ciaśniej zaciskając palce. - I choć wciąż będziesz powtarzał, że jesteś błędem mojego życia… to nieprawda. Nie cierpię przez ciebie. Cierpię przez to, jak zostałem stworzony. Od początku byłem tylko częścią jego planu. Jako człowiek robiłem to, co chciał. Jako anioł robiłem jeszcze więcej, żeby… żeby mnie pokochał takim, jakim jestem. Ale on nigdy tego nie docenił. Za każdym razem, gdy czyniłem dobro, to było tylko moje zadanie. A kiedy ty poświęciłeś się dla rodziny, a ja cię nie odtrąciłem, odebrał mi moce i skrzydła - Głos mi zadrżał, z wściekłości, bezsilności albo wszystkiego naraz. - Tak strasznie mnie to denerwuje. Chronię ludzi. Poświęcam się. Staram się być dobry, a jednak to nigdy nie wystarcza. Bóg widzi we mnie narzędzie, a nie mnie. A ja… ja chcę po prostu być przy tobie. I naprawdę nie obchodzi mnie, jaki jesteś. - Zrobiłem krok do przodu. - Więc proszę cię… przestań wmawiać mi, że żałuję. Twoje myśli wciąż odbijają się echem w mojej głowie, ale ja niczego nie żałuję. Cierpię tylko dlatego, że widziałem to wszystko. Byłoby łatwiej, gdybym miał po prostu zabrać duszę, a nie patrzeć, jak ona umiera. - W moim głosie pojawiła się twardość, której sam po sobie się nie spodziewałem. - Mam już dość słuchania, co czuję. Co powinienem czuć. Czego nie powinienem robić. Z kim nie powinienem być. To wszystko tak bardzo mnie męczy. Jestem dorosłym serafinem, do cholery i wiem lepiej, czego potrzebuję. - Poczułem, jak złość i ulga mieszają się we mnie jak dwa ognie. - Przestańcie wszyscy mówić mi, że robię źle. Chcę robić źle. Chcę być z tobą. A jeśli mam przez to upaść, nie obchodzi mnie to. Podjąłem decyzję. I nikt, ani człowiek, ani anioł, ani nawet on, nie będzie żył za mnie. - Zamilkłem, oddychając ciężko, ale po raz pierwszy od dawna czując, że naprawdę powiedziałem wszystko.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz