wtorek, 25 listopada 2025

Od Mikleo CD Soreya

 Tak, to był naprawdę dobry pomysł, żebym to właśnie ja zajął się pościelą. W końcu wiem, jak zrobić to porządnie, a przy okazji nie będę się krzywić, przynajmniej nie wtedy, kiedy będę patrzył na większą ilość zaschniętej krwi.
- Dobrze, zajmę się tym. Jeśli będziesz mnie potrzebował, po prostu daj znać. Mogę też pomalować drugą część ścian, kiedy skończę - Powiedziałem spokojnie, chwytając w dłonie ciężką, jeszcze ciepłą pościel. Zacząłem ją przebierać powoli, bez pośpiechu, z uwagą na każdy ruch.
- Ty się, mój drogi, skup lepiej na tej pościeli, a resztę zostaw mnie - Odparł z tym swoim charakterystycznym uśmiechem, takim, który zawsze potrafił zdjąć ze mnie cały ciężar dnia. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Mój mąż… naprawdę jest kochanym człowiekiem. Owszem, ma swoje za uszami, tak samo jak ja, ale właśnie to jest piękne, jesteśmy niedoskonali, a jednak idealni dla siebie.
Kochamy się i stanowimy dla siebie wszystko. Bez tej miłości nie byłoby nas takich, jacy jesteśmy. Nie byłoby naszych dzieci, naszej rodziny, całego dobra, które razem daliśmy światu. Nie bylibyśmy szczęśliwi ani nie uratowalibyśmy tylu istnień, gdyby nie to, że kiedyś zdecydowaliśmy się iść razem przez życie.
- Myślę, że sobie z tym poradzę - Zaapewniłem, otrzepując pościel tak, by układała się równo i miękko na łóżku. Materiał pięknie opadał, jakby sam wiedział, gdzie powinien leżeć.
Sama zmiana pościeli nie zajęła mi wiele czasu, w końcu cóż w tym trudnego, prawda? Zostało tylko ładnie ułożyć poduszki, wygładzić kołdrę i na koniec narzucić na nią koc, żeby chronił pościel przed kurzem i ewentualnymi plamami od farby. Lubiłem, kiedy wszystko wyglądało schludnie, zwłaszcza w tym pokoju, który i tak prosił się o odrobinę porządku.
- Gotowe - Oznajmiłem z nutą dumy. - Chociaż… póki co tylko połowa tego pokoju wygląda tak, jak powinna - Dodałem rozbawiony, bo faktycznie efekt był jeszcze daleki od ideału. Mimo to czułem się znacznie lepiej niż kilka chwil temu. Jego obecność działała na mnie jak najprostszy, a zarazem najskuteczniejszy lek.
Nie umiałem tego do końca wyjaśnić, ale gdy był przy mnie, wszystko stawało się łatwiejsze lżejsze, jakby życie ważyło o połowę mniej. Nawet to, co zrobiłem, nie ciążyło już tak bardzo, bo obok był ktoś, kto znał mnie lepiej niż ja sam. Czułem się przy nim bezpiecznie. Wiedziałem, że go kocham i że on kocha mnie, a ta pewność dawała mi siłę i spokój. Z nim nie bałem się niczego.
 - Tak sobie teraz myślę, że mogłeś kupić trochę ładniejszy kolor tej farby. W końcu można by było zrobić tu jakiś porządny remont. Ten sam kolor na ścianach zaczyna mnie już trochę nudzić… Te meble też moglibyśmy w końcu wyrzucić i kupić nowe. Jedyne, co w tym pokoju wciąż naprawdę mi się podoba, to łóżko - Mruknąłem, niby to od niechcenia.
Gdy wypowiedziałem to na głos, zerknąłem na męża. A on podniósł jedną brew tak wysoko, że trudno było odczytać, czy bardziej go to bawi, czy zaskakuje.
- Ty tak poważnie? - Zapytał, rozbawiony, kręcąc głową. - Mogłeś mi powiedzieć wcześniej, zanim kupiłem tę farbę. - Wzruszyłem ramionami i usiadłem na brzegu łóżka, które dopiero co tak starannie układałem.
- Wybacz… ja po prostu tak odreagowuję stres - Wyznałem cicho, uśmiechając się do niego głupkowato. 

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz