To ciekawe... co takiego zrobili Durandowie, że aż tak się nimi zainteresowali? Musieli ich czymś mocno wkurwić. I nie wiem, czy teraz tak naprawdę powinniśmy się w to wszystko mieszać, jeszcze oberwiemy rykoszetem, a ja się w taką wojnę nie chce mieszać. Chyba lepiej przeczekać chwilę, zobaczyć, co się stanie, chociażby do ich pierwszego starcia. Siły zarówno jednych, i drugich będą osłabione, i wtedy my będziemy mogli coś zrobić.
– Jutro wieczorem powinniśmy opuścić to miejsce. W mieście łatwiej nam będzie wtopić się w tłum, znaleźć kryjówkę, nawet tobie – powiedziałem cicho, spokojnie, sięgając po swoją koszulę. Zdecydowanie nasza zemsta powinna poczekać. – Ubierz na razie to. Przepiorę twoje rzeczy już teraz, by na pewno zdążyły wyschnąć.
Serathion zrobił to, o co go poprosiłem; bez żadnych seksualnych podtekstów, powolnego rozbierania się, a po prostu zdjął, założył i znów się położył na łóżku, wpatrując się w szkatułkę. Dobrze, że ją tam znalazłem.
Zabrałem jego rzeczy i od razu ruszyłem do sypialni, zabierając się za pranie. Zdecydowanie będę musiał kupić mu mniej krzykliwe, proste ubrania. To będzie od razu przyciągać wzrok, jakby jego cała aparycja już tego nie robiła. I te oczy... Kiedy są takie brudne, ciemne, jeszcze wygląda to w miarę dobrze, naturalnie, bo są normalnie takie kolory oczu. Ale ja, wiedząc kim jest, nie mogę na to pozwolić. Niektóre wampiry mają umiejętności magiczne, opanowały iluzję i ukrywają pod nią swoje nie do końca ładne cechy. Takie są najgorsze, chyba raz miałem okazję z takim walczyć, i to był chyba mój najcięższy przeciwnik. Ledwo uszedłem z życiem. Czy to był jeden z tych wampirów, o których wspominał Serathion? Bardzo prawdopodobne. I jeżeli tak, to pozostało mi mieć nadzieję, że jego rodzinka nie dowiedziała się, kto go zabił.
Rozwiesiłem w łazience jego ubrania, samemu założyłem na siebie coś do spania i wróciłem do pokoju. W środku mój wampirzy towarzysz już przysypiał, a to był bardzo niedobry znak. Był słaby. Za słaby. Podszedłem ostrożnie do niego, usiadłem przy nim i dotknąłem jego ramienia, troszkę go wybudzając.
– Najwyższa pora coś zjeść – powiedziałem cicho, gładząc spokojnie jego ramię.
– Nie, jeszcze mogę wytrzymać – powiedział, chociaż nie brzmiał jakoś specjalnie dobrze. Ledwo mówił, ledwo trzymał oczy otwarte.
– Czyli mam ci pomóc – powiedziałem cicho, sięgając po sztylet. Błysk srebra w świetle świecy od razu zwrócił jego uwagę, ale ja tylko naciąłem swoje przedramię. Niewielka rana, na centymetr, by trochę pociekło krwi. Jej zapach od razu pobudził Serathiona, jego oddech przyspieszył, a źrenice rozszerzyły się. – No już, nie powstrzymuj się. Potrzebujesz jej – odpowiedziałem, podsuwając mu swoją rękę pod nos.
<Różyczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz