poniedziałek, 17 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

 Czułem się zaskakująco dobrze w jego ramionach, a to było dla mnie czymś zupełnie nowym, zupełnie innym. Nigdy wcześniej nie przytulałem się do nikogo po seksie. Zawsze odchodziłem, nie potrzebując bliskości drugiej osoby. A jednak dziś, kiedy wszystko tak bardzo mnie przygniotło, poczułem nagłą potrzebę ciepła. Potrzebę tego, żeby to właśnie on obejmował mnie mocno i trzymał tak długo, jak tylko będzie to możliwe.
I choć nie musieliśmy rozmawiać, samo leżenie przy nim, nic nie mówiąc, nic nie robiąc, po prostu będąc. Okazało się zaskakująco kojące. Przyznam, to było dziwne uczucie. Sen w moim przypadku i tak nie wchodził w grę, ale ta chwila bezruchu, ta jego obecność tuż obok, dawała mi rodzaj przyjemności, której nie znałem… i którą chciałem zatrzymać jak najdłużej.
Sekundy mijały jedna po drugiej, minuty przekształcały się w godzinę wspólnego leżenia. Miałem wrażenie, że mogłoby to trwać bez końca, aż do momentu, gdy usłyszałem burczenie jego brzucha. Ciche na początku, potem coraz wyraźniejsze. Uśmiechnąłem się pod nosem. Ot, człowiek. Krucha istota, która tak szybko traci energię i natychmiast potrzebuje ją uzupełniać. Słaba ludzka maszyna, która mimo swojej delikatności potrafi wyrządzić szkody takim jak ja.
A jednocześnie… ja też mam swoje słabości. Ja, który nie musi spać ani jeść, poza krwią, bez której staję się równie bezbronny, jak oni bez powietrza. Wampir, istota rzekomo silna, a jednak zdolna być równie słaba jak każdy człowiek.
- Powinieneś coś zjeść - Szepnąłem, słysząc kolejne, coraz głośniejsze burczenie jego brzucha.
- Wiem, ale… całkiem dobrze mi się tu leży - Przyznał, a jego dłoń mimowolnie przesunęła się po moich plecach. Ten delikatny gest był tak przyjemny, że miałem ochotę zostać w tej pozycji jeszcze dłużej.
- Myślę, że powinieneś korzystać z dobrodziejstw tego miejsca póki możesz - Zauważyłem, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Mój skarbiec pewnie spłonął razem z całym zamkiem. Kiedy skończą się zapasy, możesz już nie mieć takich luksusów jak teraz. - Wyszeptałem, patrząc prosto w jego oczy.
- Poradzisz sobie beze mnie? Czujesz się… - Zawahał się, marszcząc lekko brwi, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowo - Em… sam nie wiem, jak to nazwać… dobrze? - Widziałem, że to dla niego trudne. Nigdy nie zadawał takich pytań, nigdy nie wchodził w rejony, które dotykały emocji. To nie była jego domena. A mimo to próbował, niezgrabnie, niepewnie, ale szczerze. I to właśnie w tej nieporadności było czymś, co sprawiało, że czułem wdzięczność.
Ja sam przecież też nie należę do tych, którzy łatwo mówią o uczuciach. Od zawsze uśmiechałem się, zakładając maskę, ukrywając wszystko, co bolało. Byłem w tym dobry. Może aż za dobry. Tyle lat udawania sprawiło, że stało się to dla mnie czymś naturalnym. Nawet teraz chciałem instynktownie obrócić wszystko w żart, zepchnąć emocje na bok, schować je w cień jak niechciane wspomnienia.
Ale on na mnie patrzył. Poważnie. Ciepło. I chyba pierwszy raz od dawna poczułem, że mogę odpuścić.
- Poradzę sobie - Odpowiedziałem cicho, unosząc kącik ust w zadziornym, trochę prowokującym uśmiechu, który miał rozładować napięcie. - Myślę, że jestem dużym chłopcem i nie umrę bez ciebie. - Zrobiłem krótką pauzę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy, a gdy to zrobiłem, maska sama zaczęła pękać. - Choć będę tęsknił za tobą bardzo - Dodałem, z tym swoim zadziornym uśmieszkiem.

<Rudzielcu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz