poniedziałek, 17 listopada 2025

Od Serathiona CD Eliana

 Mimo wszystko, niezależnie od tego, co mógł w tej chwili o mnie pomyśleć, naprawdę mu współczułem. Czułem jego ból aż do szpiku kości, znałem go przecież doskonale. Wiedziałem, jak to jest patrzeć, jak ukochane osoby odchodzą, giną, znikają na zawsze, zostawiając za sobą pustkę, której nic nie potrafi wypełnić. Nie powiedział mi wprost, że jego matka zginęła, ale czy umarła na jego oczach, czy po prostu zgasła gdzieś daleko… to tak naprawdę niczego nie zmienia. Gdy tracimy najbliższych, ból i tak rozrywa nas jednakowo.
Całe życie z moimi rodzicami wspominam dobrze, czasem aż nazbyt dobrze, bo te wspomnienia ranią równie mocno, co pocieszają. Pamiętam śmiech mamy, gdy nocą wyruszaliśmy w kolejne podróże. Chciała pokazać mi tak wiele, nauczyć mnie wszystkiego, co kochała… ale odeszła zbyt szybko, zostawiając mi tylko strzępy historii, których nigdy nie dokończyła.
Pamiętam też ojca, zawsze surowego, czasem wręcz przytłaczającego. Ale kiedy świat walił mi się na głowę, potrafił znaleźć dla mnie słowa, które podnosiły, choćby trochę. Nieważne, jacy byli. Tęsknię za nimi wszystkimi.
Tęsknię też za moją siostrą. Ona naprawdę była wyjątkowa, świat ciągnął ją ku sobie, a ona odpowiadała mu uśmiechem. Czasem żałuję, że to nie ja zginąłem tamtego dnia. Mam wrażenie, że ona poradziłaby sobie o wiele lepiej w tym świecie, w którym nagle zabrakło naszych rodziców. Nie byłaby tak zagubiona, tak rozbita… nie jak ja.
- Naprawdę mi przykro. Wiem, co czujesz - Odezwałem się w końcu cicho, niemal szeptem. - Utrata bliskich boli najbardziej. I czy nam się to podoba, czy nie… zostawiają po sobie pustkę, której nie da się tak po prostu zastąpić. Ani czymś, ani kimś. - Chyba pierwszy raz rozmawiałem z nim tak poważnie. Przy nim wszystko wydawało się prostsze, jakby te ciężkie słowa wychodziły nie z głowy, ale prosto z serca. I po raz pierwszy poczułem, że naprawdę chcę, by był blisko. Że przy kimś można być… nie należąc do nikogo.
- No proszę, od kiedy ty taki mądry? - Rzucił z przekąsem, a na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech. Uśmiech, który po chwili przerodził się w coś bardziej szczerego, miękkiego.
- Drań - Mruknąłem, ale uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy.
Mimo wszystko potrafił mnie rozbawić nawet wtedy, gdy serce rwało się od bólu.
- Taki już mój urok - Stwierdził z przesadną swobodą, rozsiadając się wygodnie na łóżku. Przyglądał mi się przy tym jakby z ukrytym niepokojem, jakby czekał, aż nagle pęknę, rozsypię się na tysiąc kawałków i już nie zdołam ich pozbierać. Może naprawdę obawiał się, że jestem na granicy. Że poddam się, bo wszystko, co kochałem, właśnie zgasło na moich oczach.
Cierpiałem, to prawda. Ale nie na tyle, by pozwolić sobie zapłakać przy nim. Nigdy nie chciałem, by ktokolwiek widział, jak bardzo cierpię. Całe życie nauczyłem się ukrywać smutek pod warstwą śmiechu, żartów i pozornie lekkich słów. Szukałem oparcia w innych tylko po to, by chociaż na chwilę odsunąć od siebie własne emocje. Nie analizować ich. Nie czuć tak dotkliwie.
- Dyplomata był by ciebie nijaki - Mruknąłem w odpowiedzi, podnosząc się z fotela. Nie chciałem już siedzieć sam, skulony w tej ciężkiej ciszy. Położyłem się obok niego na łóżku w końcu było duże i wygodne, a za dnia jako wampir i tak nie mogłem nic więcej zrobić. Mogłem tylko leżeć, trwać w bezruchu. Z nim lub bez niego.

<Towarzyszu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz