wtorek, 15 kwietnia 2025

Od Mikleo CD Soreya

Odprowadzałem go spojrzeniem, nim zniknął za jednym ze starych budynków, pozostając tu sam, mogąc spokojnie skupić się na potrzebnych mi produktach, aby o niczym nie zapomnieć.
Do upieczenia ciasta potrzebowałem przede wszystkim mąkę, potrzebowałem również jajka, mleko przyda mi się również cukier, oczywiście masło, proszek do pieczenia i oczywiście owoce, które zakupi Sorey.
Zakupiłem wszystko, co kupić miałem, nie zwracając na siebie zbyt sporej uwagi, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Nie patrzyłem na innych, a więc nie widziałem, jak patrzą na mnie, wiedziałem jednak, że jeśli spojrzę, a ktoś zwróci na mnie uwagę, a nie daj boże, mój mąż to zobaczy, zakończy się to bardzo źle, a ja nie chcę, niepotrzebnych wojen patrzyłem w dół, nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi.
Mając już wszystko, pozostało mi tylko czekać na Soreya, który jeszcze do mnie nie wrócił, stając gdzieś na uboczu, słyszałem rozmowę dwóch mężczyzn, którzy ewidentnie rozmawiali o mnie, a to mnie trochę niepokoiło, ale nie dlatego, że o mnie rozmawiali, ale dlatego, że planowali podejść. A to bardzo zły pomysł zdecydowanie zbyt głupi pomysł, jeśli Sorey ich zobaczy, zrobi im krzywdę, a jeszcze tego mi brakuje, aby zrobił im przypadkiem krzywdę.
– Już jestem – Nim nieznajomi zdążyli do mnie podejść, Sorey zjawił się obok, dostrzegając niepokój malejący się na mojej twarzy. – Coś się stało? Ktoś cię zaczepiał? A może coś ci zrobił? Mam kogoś naprostować? – Od razu zaczął dopytywać gotów zrobić wszystko, aby mój nastrój się polepszył.
– Sorey uspokój się i mów trochę ciszej, nic się nie dzieje, możesz być spokojny. Masz już wszystko? Możemy wracać do domu? – Zapytałem, chcąc już wrócić do domu, powiedz trochę dość tych zakupów, oczywiście nic złego się nie wydarzyło, po prostu chciałem już wrócić do domu, w końcu to nasz ostatni dzień przed jego odejściem, a więc chciałem spędzić z nim czas nawet podczas pieczenia ciasta i przygotowywania lodów.
– Mam wszystko, jeśli i ty masz wszystko, możemy iść – Kiwając głową, ruszyłem w stronę domu już w głowie, układając sobie plan na ciasto i lody, które tak bardzo chciałem już zjeść.
Po dotarciu do domu od razu skierowałem się do kuchni, wyciągając wszystko na stół, przygotowany do rozpoczęcie pracy, czekając tylko na owoce, które również położył na stole.
– Pięknie, wyglądając – odruchowa chwyciłem za jedną truskawkę, wkładając ją sobie do ust. – Słodka – Zauważyłem zadowolony ze smaku, który rozszedł się po moich ustach.
– Słodka jak moja mała owieczka – Sorey złożył na moim czole szybki pocałunek, ruszając do szafek, aby wyciągnąć wszystkie potrzebne rzeczy do przygotowania ciasta.
Obserwowałem go uważnie, aby upewnić się, że na pewno wszystko przygotował i o dziwo, o niczym nie zapomniał, wygląda na to, że chyba jednak poradziłby sobie z ciastem, no może poza kupnem składników, których by po prostu nie miał, ze względu na to, że nie wiedziałby, jakie kupić ma.
– Chcesz kroić owoce? Zrobimy suche ciasto z owocami szybkie, proste i bardzo smaczne zaoszczędzony czas możemy wykorzystać na przygotowanie lodów, a później pomogę ci spakować się na podróż, jeśli tylko będziesz chciał – Zaproponowałem, wykładając owoce do miseczki, oddzielając truskawki od borówek.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Ależ ja go kochałem, ależ on mnie kręcił, ależ ja miałem na niego ochotę. Mój mąż był jedynym, którego w życiu tak bardzo kochałem i za czym, a raczej, za kim tak bardzo szalałem.
Kochałem go nad życie i nikt ani nic już tego nie zmieni. Trafił mi się anioł złośliwy, ale za to, jaki piękny i mądre nie mogę zignorować takiego cudu, którym zostałem obdarowany.
Spragniony smaku mojego męża chciałem mieć go już, chciałbym mieć go natychmiast i pewnie bym mógł, gdyby nie jego nastroje, które udzielały się również i mnie.
– Myślę, że lepiej zapakowane już być nie może – Stwierdziłem, szczerząc się do niego jak głupi do sera.
Mój mąż przewrócił rozbawiony oczami, a jego koń prychnął z pogardą, ależ on mnie wkurza, nic złego mu nigdy nie zrobiłem naprawdę nic złego, on jest do mnie negatywnie nastawiony tylko dlatego, że jestem wilkołakiem, uważa, że jestem zagrożeniem dla jego pana i za każdym razem, gdy tylko ma okazję, właśnie mi to pokazuje. Nie cierpi mnie i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to się już nigdy nie zmieni, i to nie tak, że ja sobie to wszystko wymyśliłem i też nie tak, że nie próbowałem nic z tym zrobić, próbowałem, i to nieraz niestety jego koń nie cierpi mnie, bo zabrałem mu pana jednak, czy coś takiego uczyniłem? Absolutnie nie, jego pan zawsze będzie jego panem, a ja nie będę o niego walczyć w taki sposób, w jaki chciałby ze mną konkurować jego koń. Chciałbym się z nim kiedyś zaprzyjaźnić… Chociaż nie teraz już nie, za późno na przyjaźnię, teraz wystarczy, że będziemy się tolerować i pewnie by tak było, gdyby ten durny koń co chwilę nie pokazywał swoich humorów, chcąc za wszelką cenę zrobić mi na złość, pokazując swojemu panu, jaki to jestem zły i okrutny.
Nie komentowałem jednak zachowania konia, ponieważ wiedziałem, że mój mąż i tak stanie w jego obronie, bo przecież to tylko koń, a ja jako człowiek powinienem mieć inne nastawienie, gdyby tylko mógł usłyszeć jego myśli, zdecydowanie inaczej by o nim myślał jednak, czy mi uwierzy? Nie, dlatego nawet nie mówię mu, co słyszę od jego wierzchowca.
– Możemy już iść? Wszystko już zrobiliśmy – Zauważyłem, mając nadzieję, że zostawimy już te konie i pójdziemy do rezydencji.
– Idziemy, idziemy, musisz w końcu zrobić nam obiad – No tak obiad, całkowicie o tym zapomniałem, nie brałem w ogóle tego pod uwagę, że dzisiaj będę gotował obiad, jednak, kto to zrobi, jeśli nie ja? A więc dobrze w takim razie przygotuję coś szybkiego i dobrego najlepiej placki ziemniaczane z mięsem są dobre potrzeba do nich małe składników i robi się je w miarę szybko, jeśli się uprę, to nawet w pół godziny obiad będzie już gotowy.
– Tak, całkiem o tym zapomniałem – Zabrałem torby, zanosząc wszystko do domu, bo w sumie dużo tego nie było, jedna torba z naszymi ubraniami nic więcej, cała reszta takich rzeczy, jak produkty do gotowania już dawno zostały tu przywiezione.
– Mogą być placki ziemniaczane z mięsem Czy masz może inny pomysł? – Zapytałem, chcąc dopytać się, na co on ma ochotę.

<Paniczu? C;>

poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Nie musiałem zdawać sobie sprawy, jak to smakowało. Najważniejsze było dla mnie to, by smakowało moim najbliższym. Zresztą, skoro ja nie jem, to oni będą mieć więcej. Same korzyści, wszyscy szczęśliwi. Mogłem nawet wydać więcej tych pieniędzy, aby kupić smaczniejsze owoce, w końcu to jakoś bardzo naszego budżetu nie uszczupli, a Miki będzie mógł jeść to, co lubi. Nie za bardzo wiedziałem, dlaczego nie lubi jabłek i co w nich jest takiego strasznego, ale skoro za nimi nie przepada, nie powinniśmy z nich robić ciasta, które także przecież miało być dla mojego męża. Wpadłem na pomysł zrobienia tego ciasta głównie z myślą o nim. Jest w końcu moją małą inspiracją do życia. 
– Borówkowe lody będą pasować do twoich włosów – zauważyłem, uśmiechając się głupio. Miki i borówka...? Nie, to mi sie nie łączyło. Jedyne, co może mieć wspólnego z borówką, to kolor, a tak konkretnie to odcień. A tak poza tym w ogóle nie przypomina borówki. Borówki są duże i okrągłe, a Miki jest mały i smukły. Nie mam pojęcia, czy istnieje owoc, do którego mógłbym go porównać. Może jest jakiś taki egzotyczny, o którym nie mamy pojęcia...? Kiedyś będę chciał zwiedzić z nim świat i dopilnuję, by spróbował wszystkich owoców. Nawet ja sam z chęcią bym spróbował czegoś, czego smaku nie znam kompletnie. Tak, to byłoby strasznie ciekawe. 
– Czyżbyś teraz chciał mnie nazywać swoją boróweczką? – zapytał rozbawiony, na co pokręciłem głową. 
– Nie, do borówki ci daleko. Ale na zawsze pozostaniesz moją słodką Owieczką – powiedziałem, unosząc jego dłoń do moich ust i składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. – Nie chcę się rozdzielać... ale jeżeli ja pójdę po owoce, a ty w międzyczasie będziesz kupować resztę składników, pójdzie nam szybciej. Zresztą, i tak nie za bardzo mam pojęcia, co idzie do ciasta – dodałem, a moja wypowiedź ewidentnie rozbawiła męża. A to dobrze, niech się śmieje, nawet ze mnie, byleby nie myślała o tym, co mnie czeka. Im bliżej tej tym bardziej nierealne to wszystko się staje.
– Jak więc chciałeś zrobić ciasto beze mnie ? – zapytał, przyglądając mi się z uwagą. 
– No... na logikę, chyba. Albo znalazłbym jakiś przepis. A jakby mi poszło tragicznie, szybko skoczyłbym do miasta i kupił inny wypiek udając, że to jest to, co ma być – wyszczerzyłem się głupio, na wpół żartując, na wpół nie. – Zbliżamy się do rynku, pamiętaj, staraj się zachowywać uprzejmie, ale nie miło, bo jeszcze będą cię chcieli zjeść. Jeśli ktoś będzie ci się naprzykrzał, zaraz dawaj mi znać i zjawię się przy tobie, obijając mu pysk. 
– Tak, wiem, poradzę sobie i się nie martw aż tak, wszystko będzie dobrze. Wiesz, że muszę robić zakupy, jak ciebie nie będzie, prawda? I kto mi wtedy będzie pomagać? Sam odegnam potencjalnie nieprzyjemnych typów – stwierdził, a ja i tak mu nie uwierzyłem. Przecież on był za miękki, za kochany, za cudowny... Nie potrafi być asertywny. 
– Będę cię monitorować. Wrócę najszybciej, jak tylko mogę – obiecałem, ostatni raz całując go w usta i zaraz po tym zniknąłem w kierunku tak dobrze mi znanym. Truskawki i borówki, truskawki i borówki... nie no, tego to ja raczej nie zapomnę, ani z niczym nie pomylę, będzie dobrze. Jestem kretynem, ale nie aż takim, by nie poradzić sobie z tak prostym zadaniem. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Trochę go nie rozumiałem, gdzie mu było tak spieszno? Co on chce tutaj robić? Nie mamy tutaj nic pilnego do zrobienia, a nawet nie zjedliśmy nic przed wyjściem, bo przecież nie było czasu. A Haru jeść musi, i to dosyć sporo, skoro pracuje tak ciężko fizycznie. Mam zatem nadzieję, że chociaż teraz przygotuje nam coś do jedzenia, albo chociażby sobie. Ja tam jakoś bez jedzenia przetrwam. 
– Nie za bardzo rozumiem, gdzie i po co się spieszysz, ale dobrze, niech ci będzie. Możesz iść zanieść nasze rzeczy na górę, ja tylko zdejmę ekwipunek z końmi, oporządzę je i już do ciebie idę – odpowiedziałem, nie mogąc tak po prostu zostawić naszych wierzchowców z całym wyposażeniem, bez wody i jakiejś przekąski. Trzeba było się nimi zająć, czy były wredne czy też nie, chociaż ja nie rozumiałem, czemu konflikt pomiędzy moim wierzchowcem, a moim mężem dalej trwa i jest taki zażarty. Ignis jest złośliwy, to jest fakt, nie da sobie wejść na głowę i musiałem poświęcić mu sporo czasu, by znaleźć ten wspólny język i zyskać jego lojalność, ale czy to od razu oznacza, że to koń jest winny? Poza tym, Haru ma trochę ułatwioną robotę. On wie, o co mu chodzi. Ja jedynie podejrzewam, że wchodzi tutaj zazdrość, ale czy to jest faktycznie ten problem, to nie mam pewności. 
– Ja się tym zajmę, nie kłopocz się – stwierdził, upuszczając torbę i kierując się w moją stronę. – O ile twój głupi koń mnie nie pogryzie – dodał, zerkając z pogardą na karego ogiera, który zarżał nerwowo na jego słowa, uderzając ostrzegawczo kopytami o ziemię. 
– Pierwsza sprawa, nie jest głupi. Rozumie cię i ci to zapamięta, więc nie dziw się później, że ma przy tobie humorki. A druga, możemy zrobić to razem. Zajmij się noszeniem wody i Rain, a mnie już pozostaw Ignisa – stwierdziłem, nie mając problemu z takiej pracy. 
Haru pokiwał głową i już po chwili oboje zabraliśmy się za oporządzaniem naszych koni. Może to nawet dobrze, że mu dzisiaj znajduję trochę takich zadań, później będzie odrobinkę spokojniejszy... albo wręcz przeciwnie. Ta pełnia jak do tej pory jest jedną z tych cięższych, a już tak trochę za sobą ich miałem. Zazwyczaj Haru był strasznie pobudzony i rozochocony, a dzisiaj dochodzi jeszcze pyskowanie, co bardzo mi się nie podoba. Co innego drażnienie się i dogryzanie sobie nawzajem, ale to, co on robił, było zachowaniem niedopuszczalnym. Odkąd się przebudziłem, to się nie powtórzyło, ale i tak wolę trzymać rękę na pulsie. 
– Twojego wuja nie ma? – zapytałem po skończonej pracy trochę ciekaw, czy będziemy mieć podsłuchiwacza. 
– Nie, nie, pełnia jest, wybył z domu. Też bym wybył, ale tak pięknego prezentu od losu nie mogę zignorować – powiedział, uśmiechając się do mnie znacząco, a jego oczy rozbłysły iskierką głodu. Przez chwilę nawet miałem wrażenie, że jego oczy się przekształciły w te wilcze... mimowolnie poczułem dreszcz podniecenia przebiegający po moim kręgosłupie. 
– Mam nadzieję, że tenże prezent został odpowiednio zapakowany. Bardzo się starałem – odparłem, posyłając mu lekki uśmiech. Takie przekomarzanie się to ja akurat bardzo lubiłem i nigdy nie będzie mi go dosyć. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Truskawki i borówki były idealnym pomysłem, tylko miałem jeden drobny problem, czy dane owoce nie będą zbyt drogie? Czy stać nas na takie wydatki? Może powinienem poprosić o jakieś tańsze owoce, na przykład jabłka, może nie jest to najwyższej klasy owoc, na którym miałbym ochotę, natomiast jest on owocem tanim i dostępnym wszędzie, a więc powinienem wybrać coś taniego i coś, co równie dobrze będzie smakowało.
Z opinii innych wiem, że jabłko w cieście zwane inaczej szarlotką jest bardzo dobra. Co prawda ja nie przepadam za jabłkiem w cieście, ale ja nie muszę tego jeść, niech jedzą to nasze dzieci i Lailah przynajmniej oni zjedzą coś dobrego, a mi wystarczą lody, lody o smaku jabłka mogą smakować całkiem dobrze, nie próbowałem, natomiast jestem w stanie dać im te szanse.
– Szczerze powiedziawszy, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł – Zacząłem niepewnie, chwytając dłonie mojego męża, który od razu spojrzał na mnie, unosząc jedną brew, nie rozumiał, a ja nie ułatwiłem mu tego, chociaż powinienem to zrobić i doskonale zdaję sobie z tego sprawę
– Dlaczego? Przecież lubisz truskawki i borówki – Znał mnie doskonale i wiedział, że truskawki i borówki to jedne z moich ulubionych owoców, mam szczęście, że ktoś, taki jak on jest moim mężem, który słucha i rozumie co do niego mówię.
– Myślę, że truskawki i borówki w tym momencie będą bardzo drogie, lepiej może będzie zrobić szarlotkę? Myślę, że lody również z jabłka powinny dobrze smakować – Wyjaśniłem swój punkt rozumowania od razu, dostrzegając uśmiech malujący się na jego twarzy.
– A to nie tak, że ty nie przepadasz za jabłkami, a bardziej za szarlotką? – Dopytał, znów, trafiając, on naprawdę mnie słucha, i to muszę docenić, bo nie każdy ma takie szczęście jak ja, co prawda mój mąż święty nie jest, jednak słucha mnie, a to ma dla mnie duże znaczenie.
– Tak, masz rację, nie przepadam za szarlotką, ale nasze dzieci i Lailah na pewno bardzo się ucieszą, a ja, ja zjem same lody, ciasta nie muszę ruszać, przecież nie będziesz z powodu mnie kupował drugich owoców, kiedy możesz kupić coś tańszego i równie dobrego – Wyjaśniłem, widząc jego uśmiech i czując usta, które dotykały moje czoło.
– Jesteś przekochany, myślisz o mnie i o innych, ale nie myślisz o sobie, na twoje szczęście masz męża, który myśli o tobie, pieniądze nie mają dla nas najmniejszego znaczenia, bo jeśli będzie potrzeba, znów pójdę do pracy, nie przejmuj się finansami, tym zajmuje się ja. Ty nie musisz zaprzątać sobie tym swojej ślicznej główki – Wyjaśnił, nie przestając się do mnie ciepło uśmiechać, on naprawdę był w stanie znów pójść do pracy, mimo że ta praca bardzo go męczyła, tylko po to, abym ja i nasze dzieci miały wszystko.
– W takim razie, jeśli jesteś pewien i nie szkoda ci wydać pieniędzy, to chętnie zrobiłbym ciasto z truskawkami i borówką, do tego lody truskawkowe i borówkowe będą naprawdę przepyszne, wystarczy trochę owoców, cukru, odrobinę mleka zamrozić i nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie będzie to pyszne – Już się rozmarzyłem na samą myśl o lodach, a przecież jeszcze nawet ich nie zrobiłem…

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nie było łatwo przygotować do drogi koni, a raczej jednego z koni, który był bardzo nieposłuszny, ewidentnie mnie nie lubił, a przecież ja mu nic złego nie zrobiłem, próbowałem być miły, ale się nie dało, nie będę, więc walczyć, to nie ma najmniejszego sensu, zrobiłem tyle, ile się dało, zostawiając go w spokoju, aby i on mi dał spokój, nie chciałem z nim walczyć, to on zaczął, ale to mi jak zawsze zwraca się uwagę, co to za niesprawność.
– Wszystko już gotowe? – Daisuke zjawił się w odpowiednim momencie, kiedy to wszystko było już przygotowane, no może poza spakowaniem torby na konia, na szczęście to dało się jeszcze zrobić, przed podróżą w końcu to tylko torba zaraz znajdzie się na koniu.
– Tak, chociaż nie było łatwo, twój koń jest naprawdę wredny – Burknąłem, patrząc na niego tymi wielkimi niezadowolonymi oczami.
– A ty zachowujesz się jak dziecko w stosunku do niego, musisz być milszy, a wtedy i on będzie dla ciebie milszy – Jego słowa w ogóle mi się nie spodobały, oczywiście najlepiej zawalić wszystko na mnie, a koń niczemu niewinny.
– Oczywiście jak zawsze moja wina – Mruknąłem pod nosem, zabierając od niego torbę, aby wszystko zapakować na konia. – Możemy już ruszać? – Zapytałem, trzymając się blisko Rain, która gotowa była już do drogi.
Mój mąż przyjrzał mi się uważnie, marszcząc brwi, potrzebował chwili, aby mi odpowiedzieć, ale ja, widząc jego zmieniający się wyraz twarzy, szybko zasiadłem na grzbiet klaczy, czekając na jego ruch.
Daisuke nie odpowiedział, zasiadając na swojego ogiera, które jak zwykle zachowywał się jak… Sam nie wiem, jakie słowa teraz dobrać, aby były odpowiednie, po prostu ten koń był nie tylko głupi, ale i bardzo wredny, a to ze mnie robi się wredną istotę, to niesprawiedliwe, to, że jestem wilkołakiem, nie oznacza, że może mnie tak traktować, nic mu nie zrobiłem, do tego nie raz starałem się, aby mnie polubił, a on mimo moich wszelkich starań był uparty jak osioł, robiąc mi po prostu na złość, co za niewdzięczny koń.
Podróż do mojej posiadłości nie zajęła zbyt wiele czasu, to znaczy moglibyśmy dotrzeć tam wcześniej, jednakże mojemu mężowi w żadnym wypadku się nie spieszyło, a ja mimo szereg chęci, aby przyśpieszyć tę podróż, musiałem się dostosować i tak o to w końcu znaleźliśmy się w rezydencji niegdyś mojego rodu.
Zadowolony zeskoczyłem z grzbietu konia, ciesząc się z naszego przybycia na miejsce.
– Nareszcie, ile można jechać – Od razu rozciągnąłem swoje zastygnięte mięśnie, mając już dość podróży, dobrze, że jesteśmy już na miejscu, bo nie wytrzymałbym w siodle ani minuty dłużej.
– Wydaje mi się, że jedziemy zawsze tyle samo czasu, tylko ty dziś nie umiesz usiedzieć zbyt długo na tyłku – Stwierdził, schodząc ze swojego konia, aby zaprowadzić go do stojącej starej stajni, którą również wypadałoby odświeżyć, zdecydowanie tym również będzie trzeba się zająć.
Nie odpowiedziałem, wiedząc, że kłótnia nie jest potrzebna, jeśli powiem coś nie tak, on się na mnie pogniewa i tyle z tego wszystkiego wyniknie, a ja bardzo nie chcę naszej kłótni, nie dnia dzisiejszego.
– Po prostu już chodźmy, proszę – Chwyciłem w dłonie torbę, czekając na męża, aby ruszyć do rezydencji…

<Paniczu? C:>

niedziela, 13 kwietnia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Trochę się obawiałem tego, że mój mąż będzie wolał działać zamiast odpoczywać. Przecież ja bym sobie bez niego poradził, powoli coś bym tam przygotował. Nic wielkiego, owszem, ale coś tam będzie w miarę słodkiego i dobrego. Z lodami troszkę mi dłużej zejdzie, gdyby mi nie pomagał, ale w końcu bym zrobił. Z dwojga złego wolałbym, by się położył, odpoczął, nabrał siły przed przyjściem dzieci. Przecież nic się złego nie dzieje, ja potrafię sobie świetnie dać radę sam. 
– Najważniejsze jest, skarbie, byś wypoczął i się nie przemęczał, ja tu wszystko ogarnę – odezwałem się, idąc za nim, nie mogąc go przecież zostawić samego. 
– Skoro nie chcesz, bym się przemęczał, to zabierzmy się do roboty. Jakie ciasto chcemy zrobić? – spytał, odwracając się w moją stronę. 
– Wpierw muszę zrobić zakupy, po odprowadzeniu dzieciaków od razu przyszedłem do ciebie. I tak nie miałem pojęcia, co takiego przygotować, chciałem wpierw z tobą pogadać o tym, co zrobić – wyjaśniłem, podchodząc do niego, by położyć dłonie na jego biodrach. 
– Świetnie, więc czekają nas zakupy – powiedział, uśmiechnięty. – Z chęcią bym zjadł jakieś owoce. Tak, owocowe ciasto, i owocowe lody – dodał, rozmarzony. 
– Na owoce troszkę jeszcze za wcześnie. Ale może w moich źródłach dam radę coś tam dostać – przyznałem, zastanawiając się nad naszymi planami. 
– Świetnie, więc możemy wyruszyć? – zapytał, podekscytowany. Widziałem, jak strasznie chciał wyjść, co mi się nie podobało, ale przecież też będzie musiał wychodzić, kiedy mnie nie będzie. Zakupów na cały miesiąc nie zrobię, nawet jakbym chciał. Przecież to zaraz wszystko by się popsuło. Mogę tylko poprosić dzieciaki i Lailah, by go pilnowały podczas mojej nieobecności. Najchętniej to bym zostawił tutaj Banshee, ale nie wiem, czy Miki by nad nią zapanował. Nie, muszę polegać na tych, którzy będą tu na miejscu. 
– Możemy, ale wpierw będziesz musiał mi powiedzieć, jakie chcesz te owoce. Muszę zajrzeć do odpowiednich ludzi – przyznałem, kierując się z nim ku drzwiom. Oj, będę musiał go przypilnować, by nikt się nim nie zainteresował. Niestety, jest zbyt atrakcyjny na robienie zakupów. 
– A nie możesz mi odpowiedzieć, co to są za odpowiedni ludzie? Gdzie ja będę kupował owoce, jak będę później chciał? – spytał, zarzucając na swoje ciało jakiś leciutki płaszczyk. 
– Nie mogę ci zdradzić moich dostawców. Ryzykują swoją głową, więc później nie będą chcieli ode mnie kupować – powiedziałem, uśmiechając się do niego tajemniczo. – Zresztą, powiem ci wszystko, i potem do czego ci będę potrzebny? Będziesz wiedział wszystko i nie będziesz mnie potrzebował. Oj nie, nie oddam mojej karty przetargowej – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, a następnie go ucałowałem w policzek. 
– Tak, tylko po to cię tu trzymam, bym mógł mieć owoce i krem czekoladowy w każdą porę roku – zażartował sobie, tak ładnie się uśmiechając. 
– Już to wiem, wyczytałem to w twoich myślach, nic się przede mną nie ukryje. To co ci kupić, truskawki? I może borówki? – zaproponowałem, otwierając przed nim drzwi i go w nich przepuszczając. 

<Owieczko? c:>