wtorek, 21 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Ależ on miał piękny śmiech... taki naturalny, taki szczery, taki cudny. Mógłbym go słuchać i nigdy by mi się to nie znudziło. Na piekła, jestem w stanie tyle dla niego zrobić, tylu zabić, tyle uczynić... A jednak zdarza mi się go skrzywdzić. Chyba naprawdę nie jestem go wart, bo gdybym był, nigdy bym go nie skrzywdził. Więc czemu on jest ze mną? Już dawno powinien mnie zostawić, a tak konkretnie to w momencie, w którym go opuściłem. Byłoby to dla niego znacznie bardziej opłacalne. Na pewno znalazłby kogoś, z kim byłby bardziej szczęśliwszy niż z tą wersją mnie. Ale on uparcie się mnie trzymał. Czemu, nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie. I Miki chyba też nie potrafił mi odpowiedzieć na to pytanie tak z sensem, bo odpowiedź, że po prostu mnie kocha, w to nie wierzyłem. Znaczy, w to wierzyłem, wiedziałem doskonale, że mnie kocha, ale nie wierzyłem, że był to powód, dla którego przy mnie trwa. Do człowieka mógł lgnąć, do anioła powinien lgnąć, ale do demona? Od takiego powinien uciekać. 
– Więc skoro doszliśmy do konsensusu... – wyszczerzyłem się głupkowato, na co Haru tylko pokręcił z niedowierzaniem głową. 
– Wiesz, że jutro rano muszę być w formie, prawda? Ty zresztą też – odpowiedział, na ci zmarszczyłem brwi. 
– A czemu jutro? Co jest jutro? – zapytałem, trochę nie kojarząc faktów. 
– Drugi dzień świąt. Lecimy po dzieci i do dzieci. I wnuków. Ich to dopiero dawno nie widziałeś – przypomniał mi, na co znacznie przygasłem. 
– No tak, Misaki... Musimy tam lecieć? – mruknąłem, z powrotem kładąc głowę na jego klatkę piersiową. 
– Obiecałeś Misaki, że ją odwiedziny. A i dzieci musimy odebrać. Już nie masz na to ochoty? – zapytał, poprawiając delikatnym ruchem moje kosmyki. 
– Trochę tak nie wiem, czy to dobry pomysł. Moja obecność na ludzi działa... różnie. Mogę rozbudzić w nich negatywne emocje i jeszcze dojdzie do jakiejś kłótni czy coś. Te relacje takie trochę wątpliwe są, a po takiej kłótni to już na pewno przestaną istnieć – wyjaśniłem, czując tę lekką niepewność. 
– Troszkę za bardzo się martwisz. Misaki bardzo dobrze cię przyjęła, jak już jej wszystko wyjaśniłeś. Jej rodzina też cię dobrze przyjmie. Może nawet udałoby się nam zobaczyć z Merlinem... Ale to tak opcjonalnie, nie musimy, jakby jednak nam się udało trochę czasu zagospodarować na to i nasz syn byłby w domu... – zaczął, już trochę tak się rozmarzając na ten temat. Z tego co pamiętałem, to on i Merlin byli bardzo związani. A już na pewno bardziej niż ja z nim. Nic dziwnego, że jeśli ma okazję, to chce się z nim zobaczyć. Ja wolę się teraz dystansować od rodziny, tak jest dla nich najbezpieczniej. 
– Trzeba więc będzie wcześnie wylecieć... i porządnie napalić tutaj w kominku, by starczyło na cały dzień. Oby się tylko Banshee nie wyziębiła za bardzo – westchnąłem cicho, w głowie sobie układając, co i jak powinniśmy zrobić, by starczyło nam na wszystko czasu. To będzie niemałe wyzwanie, ale przy odrobinie szczęścia mój mąż powinien być zadowolony, już ją się o to postaram. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Kiedy rano obudziłem się, czułem się okropnie obolały i osłabiony. Głowę miałem strasznie ciężką, a szyję jakąś taką sztywną. Uniosłem dłoń do szyi, wyczuwając bandaż, który skąd się pojawił, nie miałem pojęcia. Dopiero po kilku długich minutach przypomniałem sobie wtargnięcie wampira, uderzenie moją głową o ścianę z taką siłą, że straciłem przytomność, pobudkę w tym okropnym miejscu i to, co mi tam zrobiono. To, że nie wyssały ze mnie całej krwi od razu, było małym cudem, bo jak się do mnie dorwały byłem pewien, że nie przestaną. I pewnie by się tak stało, gdyby nie Haru. W którym momencie on tak właściwie wpadł? Moje wspomnienia z tamtego miejsca były mało wyraziste. Najbardziej chyba kojarzyłem zapach, który był zwyczajnie obrzydliwy. Ta padlina pozostanie w moim umyśle na długo. 
Powoli podniosłem się do siadu, dostrzegając kolejne bandaże, tym razem na przedramieniach. Obok mnie, na łóżku, spał Haru, oddychając płytko. Czyli miał lekki sen. Pewnie jak podniosę się z łóżka, zaraz wstanie i będzie upewniać się, jak się czuję. Nie mam jednak wyjścia, muszę wstać i zajrzeć do łazienki. Nim jednak to uczyniłem, jeszcze przez chwilę się mu przyglądałem, w szarym świetle poranka dostrzegając rany i na jego ciele. Znów musiał mnie ratować, bo ja nie potrafiłem się obronić nawet przed jednym przeciwnikiem. Jak bardzo żałosny byłem? 
Westchnąłem cicho i powoli podniosłem się z łóżka. I to bardzo powoli, całe moje ciało było jakieś takie nijakie, słabe i ociężałe. Jak z waty. I jak ja mam tym operować? Poddać się jednak nie zamierzałem, dotrę do tej łazienki o własnych siłach, choćbym się miał czołgać. 
– Daisuke? Wszystko w porządku? Pomóc ci? – usłyszałem za sobą głos Haru, a także stęknięcie materaca. Nim mu odpowiedziałem, on już przy mnie był, gotów mnie wesprzeć w tej jakże ciężkiej wędrówce. 
– Dam sobie radę, muszę tylko do łazienki, zaraz wrócę. A ty się połóż, jesteś strasznie pokiereszowany – odpowiedziałem, nie przyjmując pomocy i idąc powoli, samemu, do łazienki o własnych siłach.
– Z naszej dwójki to ty jesteś w gorszym stanie – odpowiedział, na co tylko posłałem mu wymowne spojrzenie. 
– Gdyby zająć się każdą twoją raną, byłbyś żywą mumią. Zaraz wrócę, nie musisz na mnie czekać stojąc, połóż się – powtórzyłem, wchodząc do powieszenia. 
Kiedy zrobiłem to, co zrobić musiałem i umyłem ręce, zabrałem z apteczki trochę bandaży i czystego alkoholu, by obejrzeć rany Haru, oczyścić je i zabandażować. Na pewno niektóre z nich wymagać będą zszycia, ale ledwo widziałem na oczy i obawiałem się to wykonać. Zresztą, ja do takich rzeczy się nie nadawałem, od razu na sam widok by mnie cofało. Cóż mogę poradzić, że mnie to obrzydza, i tak nie jest ze mną najgorzej. Przy Haru trochę się do tego widoku krwi przyzwyczaiłem, ale dalej bierze mnie niejednokrotnie na wymioty. 
– Po co ci bandaże? Coś cię boli? Któryś bandaż trzeba wymienić? – spytał, już oczywiście za bardzo panikując. 
– To dla ciebie. Zdejmij koszulkę, zaraz opatrzę te twoje najgorsze rany. I zanim zaczniesz zaprzeczać, nie mam siły na przekomarzanie się. Chcę tylko dla swojego spokoju cię obejrzeć – powiedziałem, z trudem dochodząc do łóżka. 
– Nie wiem, po co to. Przecież zaraz mi się to wszystko zagoi... – burknął, powoli ściągając z siebie koszulę. 
– Tak, a zanim się zagoi, może dojść do zanieczyszczenia, później do zakażenia i w najlepszym przypadku do amputacji. Możesz szybciej dochodzić do siebie, ale dalej grożą ci te same rzeczy – powiedziałem, czując się, jakbym mówił do dziecka. Chciałem kontynuować uświadamianie go, jak nieodpowiedzialny jest, dopóki nie zobaczyłem jego żeber. Całe posiniaczone, niechybnie połamane. – Przepraszam – powiedziałem cicho, spuszczając wzrok. 
– A za co? Bo się trochę pogubiłem – odpowiedział niepewnie, a następnie syknął cicho, kiedy przyłożyłem gazik nasączony alkoholem do jednej z jego głębszych ran. 
– Za to, że jestem taki żałosny. Nawet z jednym przeciwnikiem sobie poradzić nie potrafię. A ty musisz mnie później ratować i obrywasz. Tak to nie powinno wyglądać – odpowiedziałem cicho, kontynuując oczyszczanie jego rany. Czułem się z tym źle. To był jednak jeden wampir, powinienem być w stanie zrobić coś więcej.

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Przebudziłem się i od razu dostrzegłem, że czułem się znacznie lepiej, taki wyspany z większą energią do życia i co ciekawe, gdy tylko się obudziłem, dostrzegłam, że mój mąż cały czas przy mnie był. A to bardzo miło z jego strony, bo tak naprawdę wcale nie musiał przy mnie trwać, spałem. A więc tak naprawdę mógł robić i chodzić, gdzie tylko chciał, nie męcząc się przy mnie, gdy ja spałem, nie będąc w stanie mu towarzyszyć.
– O już się obudziłeś, bardzo się cieszę z tego powodu – Sorey od razu pocałował moje usta, przysyłając mnie mocno do siebie.
– Obudziłem, tak obudziłem – Odpowiedziałem jeszcze zaspany, widząc jego radość, która bardzo mnie zaskakiwała, czyżby aż tak się nudził, kiedy ja spałem? W sumie to bardzo prawdopodobne w końcu co miało robić, skoro przez cały czas leżałem w jego ramionach. – A w tobie, skąd tyle radości? – Dopytałem, odsuwając się od niego, aby rozciągnąć swoje zastygłe mięśnie.
– Jak to skąd? Przecież obudziłeś się i wreszcie będę mógł z tobą rozmawiać. Oj, nawet nie wiesz, jak strasznie się nudziłem, kiedy spałeś – Zachowywał się trochę jak małe dziecko, które bardzo potrzebuje atencji swojego rodzica, ach, te moje małe dziecko, jednak to prawda mąż to prawie jak dziecko, chociaż trochę większy, może trochę bardziej usamodzielniony, ale wciąż zachowujący się jak małe dziecko.
– Tak? Jak dobrze, że już nie śpię i mogę ci towarzyszyć – Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego słodko, składając na jego nosie delikatne pocałunek.
– Bardzo dobrze – Szczęśliwy jak mały piesek popchnął mnie na kanapę, oblizując swoje wargi.
Rozbawiony od razu uniosłem jedną brew ku górze, zerkając na niego z zaciekawieniem w swoich oczach.
– I co teraz chcesz robić? – Dopytałem, naprawdę ciekawy jego zachowania i tego, co siedzi mu w tej chwili w głowie.
– Jak to co? – Uśmiechnął się, szarmancko składając na moim obojczyku delikatny pocałunek, kładąc się na mnie jak na dużym misiu do przytulania. – Będę się do ciebie teraz przytulał i gadał, a gadać potrafię bardzo dużo i ty doskonale to wiesz – Stwierdził, kładąc głowę na moim sercu, wsłuchując się w dźwięki jego bicia.
Tak jak powiedział, tak też uczynił, zaczął mówić i mówić, i mówić, a ja słuchałem, choć czasem, tak naprawdę w ogóle go nie rozumiałem, miło, że zaczął opowiadać mi o różnych sprawach, które go dręczyły lub o których po prostu chciał pogadać, natomiast niektórych rzeczy po prostu nie rozumiałem, choć bardzo rozumieć chciałem.
Najważniejsze jednak było to, że go słuchałem, bo czułem, że właśnie tego w tej chwili potrzebuję.
Słuchając, starałem się doradzić mu to i owo, chociaż w taki sposób, chcąc mu pomóc.
– Przepraszam, cały czas gadam i gadam, i chyba trochę przesadzam co? – Na jego pytanie pokręciłem przecząco głową, uśmiechając się do niego ciepło.
– Nie masz za co przepraszać, lubię cię słuchać i próbować doradzić. Co prawda nie we wszystkim jestem w stanie ja ci pomóc, ale po to tu jestem, abyś mi opowiadał o tym, co cię trapi i pytał się, jak można to naprawić, bo wspólnie zawsze możemy do czegoś dojść – Wyjaśniłem, całując go w nos.
– Oj tak, wspólne dochodzenie bardzo dobrze nam wychodzi – Stwierdził, uśmiechając się do mnie zawadiacko.
Zaśmiałem się cicho, kręcąc przy tym głową.
– To prawda to wychodzi nam najlepiej – Przyznałem, cicho śmiejąc się z jego słów.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Skupiłem się na walce i przeciwnikach, którzy byli naprawdę cholernie silni, co się dziwić wampir to nie byle jaki przeciwnik, ale na szczęście nasza dwójka poradziła sobie z przeciwnikami mimo ran, które zostały nam zadane.
– Coś jest nie tak – Usłyszałem mojego wujka, który stanął na dwóch łapach, węsząc, czyżby coś jeszcze się zbliżało? Jego zmysły naprawdę są wyostrzone, i to zdecydowanie bardziej niż moje, dlatego mogłem mu zaufać w każdy możliwy sposób, wiedząc, że w razie czego mam obok kogoś doświadczonego.
A to w walce z takim przeciwnikiem jest naprawdę bardzo potrzebne.
– Co masz na myśli? – Dopytałem, podnosząc się na równe łapy.
– Jeden z nich wdarł się do domu – Po jego słowach od razu ruszyłem w stronę rezydencji, czując zapach męża, wymieszamy ze smrodem krwiopijcy, który musiał go gdzieś zabrać.
Zdenerwowałem się, z powodu czego nie potrafiłem skupić na poszukiwaniu tropu.
– Haru uspokój się – Wujek trochę mnie ocucił, zmuszając do myślenia, samemu, węsząc zapach mojego męża i krwiopijcy który go uprowadził. – Ruszaj się – Polecił, ruszając w drogę, co ja uczyniłem, biegnąc, zanim, starając się wyłapać zapach mojego męża, który wcale nie był dla mnie tak oczywisty, a wszystko dlatego, że moje zmysły zostały mocno nadszarpnięte.
Jeśli już ich dorwę, rozszarpie każdego, kto będzie śmiał go skrzywdzić.
Byłem tak wściekły, że po dostaniu się do legowiska wampirów, chciałem od razu zaatakować i pewnie bym to zrobił, gdyby nie mój wuj, którym myślał trzeźwo, każąc mi się uspokoić.
Musieliśmy zadbać o swój zapach, tak aby nas nie wyczuli, bo to właśnie takiego powodu moglibyśmy spalić nasz plan, plan którego ja nie miałem, natomiast wujek miał, i to było najważniejsze.
Mój wuj nakierował mnie na miejscu, w którym znajdował się mój mąż samemu, odwracając ich uwagę, oby tylko nic się mu nie stało, bo tego bym sobie nie wybaczył.
Po cichu dotarłem do mojego męża, który trochę już został poturbowany, na szczęście nie wyglądał wcale aż tak źle, nic mu nie będzie przynajmniej, będzie żył.
Nim, jednak dotarłem do męża, napotkałem na swojej drodze kilka wampirów, z którymi musiałem stoczyć nierówną walkę, również na tym trochę cierpiąc.
To jednak nic wielkiego poradziłam sobie i uratowałem mojego męża, wyciągając go z tego przeklętego legowiska, zabijając każdego, kto śmiał się do niego zbliżyć.
Nie mając siły ani szans na dalszą walkę uciekłem, zabierając mojego męża, dostrzegając wuja, który również uciekł do naszej rezydencji, w której oby na razie nikt nas nie szukał.
– Haru – Usłyszałem zmęczony głos mojego męża, który ledwo funkcjonował.
Moje biedactwo jak strasznie jest mi go teraz szkoda.
– Już jesteś bezpieczny, odpoczywał, ja zajmę się wszystkimi – Położyłem go na łóżku, przybierając swoją ludzką postać.
Daisuke nie mając siły. Odpłynął, a ja, musząc się nim zająć, oczyściłem jego rany, obandażowałem, przebrałem w czyste ubrania, zapewniając bezpieczeństwo i komfort, podczas jego odpoczynku dopiero potem mogąc zająć się samym sobą, nie ranami, które same się prędzej czy później zagoją, a raczej oczyszczeniem swojego ciała z krwi, która nie należała tylko do mnie, ale i do moich wrogów, których dość sporo zabiłem, a którzy również mieli przyjemność skrzywdzić i mnie, pozostawiając na moim ciele w wiele ran, ale i połamane żebra, które oberwałem nie jeden raz, co było po prostu nieuniknione.
Położyłem się obok męża, starając się uważać na każdy ruch, trwając przy nim, aby w razie czego zareagować, nie chciałbym, aby coś się mu stało.

<Paniczu? C:>

poniedziałek, 20 stycznia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Pokiwałem głową na jego słowa, kierując się wraz z nim do domu. Trochę nie rozumiałem, dlaczego Mikleo tak bardzo chciał napić się  gorącej czekolady, skoro jest przecież gorąca. Czemu miałby pić coś gorącego? Przecież po to wychodzimy na dwór, by go ochłodzić, a on teraz chce pić coś gorącego, no ale niechaj mu będzie. Skoro ma na to ochotę, no to mu to przygotuję gorącą czekoladę. Tylko żeby później nie narzekał, że jest za gorąco w domu, chociaż mnie tam w domu tak zbytnio ciepło dla mnie nie jest, i Banshee też by pewnie sobie na temperaturę by ponarzekała. 
Wróciliśmy do domu, rozebraliśmy się i podczas kiedy Mikleo zajmował się sobą, ja przygotowałem mu ten napój, o który tak bardzo prosił. Ja nic dla siebie nie przygotowywałem, ponieważ ostatnio mnóstwo rzeczy spożywałem. A to posiłek niby wigilijny, a tu jakiś alkohol, a tu sen... za bardzo rozpieszczam swoje ciało. I później od czegoś się uzależni, i co to będzie? Muszę być jak najlepszym ochroniarzem dla Mikleo, i dla mojej rodziny, a jak będę potrzebował jedzenia, snu, będę coraz to gorszy. Na to pozwolić sobie nie mogłem. 
- Proszę bardzo, gorąca czekolada. A co tam masz? - zapytałem, podchodząc do niego i zauważając, że coś tam w rękach trzyma. 
- Książkę. Pomyślałem, że mi poczytasz – odpowiedział, wyciągając ją w moją stronę. 
- Ja mam ci czytać... ty masz piękny głos, nie ja, więc jak ktoś nam tu czytać powinien, no to ty – powiedziałem lekko żartobliwie, zajmując miejsce na kanapie obok niego. 
- A ja lubię twój głos. Bardzo przyjemnie mi się do tego zasypia – odparł, opierając głowę o moje ramię. 
- Może lepiej mi tu nie zasypiaj z gorącą czekoladą w rękach, ciężko to będzie później wszystko wyprać – poprosiłem, całując go w skroń. Nawet nie chcę myśleć, jaki by tu był bałagan, gdyby się tak stało. Jego piękne ubranka byłyby zniszczone, a i kanapa też raczej by już tak ładnie nie wyglądała. Trzeba byłoby zakupić nową, a ta nie jest taka zła. I póki nie jest zła, można z niej korzystać, bo przy nas i tak prędzej czy później się zniszczy, albo raczej, ją zniszczymy. Nie jest w stanie przecież aż tyle wytrzymać, a ja trochę agresywny podczas seksu być potrafię. 
- Więc wpierw wypiję, a później zasnę – obiecał, na co zaśmiałem się cicho. 
- Pamiętaj jeszcze o odstawieniu kubka, by się nie stłukł. Szkoda by było. No dobrze, co mi tutaj wybrałeś... - swoją uwagę skupiłem na książce, która już miała zaznaczoną stronę, na której się skończyło. Może dlatego ta okładka była dla mnie tak znajoma? 
Skupiłem się więc na tekście, czytając go z uwagą oraz akcentując każdy znak interpunkcyjny. Od czasu do czasu zwracałem też uwagę na Mikleo, który to najpierw wypił całą czekoladę, a później jego oczy powoli zaczęły się mu zamykać, aż w końcu, cóż, zasnął, z głową opartą o moje ramię. Słodziutki widok. Zaznaczyłem więc za pomocą zakładki stronę, na której skończyłem, a następnie odłożyłem ją na bok i przytuliłem do siebie mojego męża, czekając cierpliwie na to, jak się obudzi z drzemki. Te dni są naprawdę spokojne. To aż dziwne. Czułem się, jakby to była jakaś cisza przed burzą, a to było chyba jeszcze gorsze uczucie. Nieważne jednak, co się nie wydarzy, zrobię wszystko, by obronić moją rodzinę, tego mogłem być najpewniejszy.
- Kocham cię – wyszeptałem mu cicho do ucha, poprawiając jego kosmyki opadające na twarz.

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Ich słowa mnie zaniepokoiły, nie spodziewając się tego wieczora wampirów. W ogóle w mojej przyszłości, i bliższej i dalszej, się ich nie spodziewałem. Wystarczył mi jeden kontakt z nimi, i pomimo tego, że przez ich dziwne sztuczki samo ugryzienie było dla mnie przyjemne koniec końców, nie chciałem tego powtarzać. W ogóle samo istnienie wampira było dla mnie dziwne, nienaturalne; niby jest martwe, a żyje. Coś takiego nigdy nie powinno istnieć, wszelkie prawa natury tego zakazują. 
- Uważajcie na siebie – poprosiłem, bardziej mając na uwadze oczywiście Haru. Źle jego wujowi nie mogłem życzyć, bo doskonale wiedziałem, że Haru źle by przeżywał jego śmierć. 
- Ty też, uciekaj – polecił mi mój mąż, a ja, chcąc nie chcąc, musiałem odejść. Bardzo chciałem zostać i im pomóc, jednakże wiedziałem, że tylko bym przeszkadzał. Człowiek przeciwko wampirowi nie ma wielkich szans. Są ludzie, którzy stricte szkolą się w kierunku polowania na wampiry, ale ja do nich się nie zaliczałem. I musiałem się po prostu pogodzić z tym, że tutaj będę tylko zawadzał. 
Wróciłem do rezydencji, przechodząc od razu do naszej sypialni, by móc wyjrzeć przez okno. Zdołałem tylko dostrzec, jak Haru z wujem wchodzą do lasu, i tyle ich widziałem, a naszych przeciwników w ogóle nie dostrzegłem. Tylko, skąd tu wampiry? Haru nigdy nie dawał mi znać, że w mieście wyczuwa coś właśnie wampirycznego. Jest to grupa, do której należał ten wampir znad morza? Raz czytałem, że wampiry najczęściej trzymają się w grupach, więc to może jest właśnie ta grupa? Odnaleźli tamto ciało i chcą rewanżu. Albo to jakieś stado kompletnie niepowiązane z tamtą sytuacją. Może mają coś do jego wuja? Teraz najprawdopodobniej i tak się tego nie dowiem, pozostaje mi czekać, dopóki nie wrócą. Bo wrócą. W to wierzyłem bardziej niż w nic innego na tym świecie. 
Usłyszałem w pewnym momencie skrzypienie podłogi – a może drzwi? - i gwałtownie odwróciłem się w tym kierunku, jednakże nic ani nikogo tam nie dostrzegłem. Ciężko było mi stwierdzić, czy to były odgłosy wydawane przez stary dom, czy coś tutaj weszło. Chociaż, czy coś dałoby radę tutaj wejść? Haru by na pewno na to nie pozwolił. Mimo wszystko rozejrzałem się za jakąś bronią, tak na wszelki wypadek. Co jak co, ale lepiej mieć coś pod ręką niż nie mieć, nawet jakby miał być to zwykły wrzątek.
- Takiej słodkości w śmierdzącej norze to ja się nie spodziewałem – usłyszałem za sobą nieznany, męski głos. Co, gdzie, jak – nie mam pojęcia. To jest przerażające, że w jednej chwili byłem sam, a w drugiej już się tu pojawił jakiś krwiopijca. - Ten smród niemalże zakrył twój słodki zapach. Dobrze, że jednak to sprawdziłem. Taki skarb by mnie ominął. 
- I cię ominie. Nie jestem zainteresowany dzieleniem się swoją krwią – odpowiedziałem, dłonią przeszukując komodę. Na moje szczęście było tu mnóstwo różnych bibelotów, w tym ciężki posążek w kształcie wilka. Jak mu przywalę w głowę możliwe, że zyskam dla siebie trochę czasu. 
- Jestem wspaniałomyślny, więc zaproponuję ci tutaj dwa rozwiązania. Teraz dasz mi się ugryźć, i będzie przyjemnie, może nawet jak będziesz wystarczająco smaczny zostawię cię przy życiu, bym miał jeszcze ciebie na przyszłość. A jeżeli będziesz się stawiał, zabiorę cię do leża, i tam już nie będzie tak przyjemnie. 
Prychnąłem cicho na jego słowa. Chyba go głowa boli, jeżeli myśli, że ja na to pójdę, albo że mnie przestraszy. 
- Też wyjdę z propozycją. Zostawisz mnie, albo twoje szczątki zostaną porozrzucane po całym lesie.
- A więc leże... niechaj ci będzie – po tym wampir rzucił się na mnie, i pomimo tego, że udało mi się go trafić i rozwalić łuk brwiowy, finalnie jednak przegrałem, i zostałem pozbawiony przytomności.

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Niczego nie potrzebowałem, zdecydowanie niczego nie potrzebowałem, chciałem już tylko wyjść na dwór, na dłuższy spacer z moim ukochanym mężem i pieskiem, który również chętnie by sobie po śniegu pobiegał.
– Możemy wyjść, mam już dość siedzenia w domu i nic nierobienia – Wyjaśniłem, podchodząc do Psotki, która czekała już na nas, wiedząc, co się świeci.
– I jesteś w stanie pójść na spacer? – Dopytał, unosząc jedną wbrew ku górze, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na sekundę.
– Sorey proszę cię, gdybym nie czuł się dobrze, nie dałbym rady wyjść na dwór i do tego nawet bym nie czekał na nie – Stwierdziłem, zapinając smycz na obroży Psotki. – A więc skoro już wszystko mamy jasne to możemy wyjść? – Zapytałem, zerkając na mojego męża, który kiwnął głową, ruszając za mną, zakładając na ramiona płaszcz, którym okryje się przed zimnem panującym na dworze.
Na spacerze, trzymając się za ręce, rozmawialiśmy o niczym konkretnym, ale i tak wystarczyło nam to do szczęścia, byliśmy razem, cieszyliśmy się swoją obecnością, i to wystarczyło przynajmniej dla mnie.
Przechodząc nieopodal miasta, zatrzymałem się na chwilę, aby zerknąć w jego stronę, dawno tam nie byłem, bo mój mąż nie przepada za moim wychodzeniem na miasto woli, żebym spędzał czas w domu, a ja cóż, chciałbym czasem pójść do miasta i porozmawiać z innymi ludźmi, Co jak co, ale siedzenie samemu w domu rozmowa czasem z dziećmi zawsze z mężem i zwierzakami jest cudna, natomiast, mimo to miło by było czasem porozmawiać z kimś innym.
– Na co tam patrzysz? – Mój mąż zwrócił moją uwagę, trochę mocniej ściskając moją dłoń.
– Na szczęśliwych ludzi, którzy świętują narodziny pana – Odpowiedziałem, widząc piękną choinkę stojącą na środku placu.
– Mówiłem ci, żebyś szedł razem z dziećmi, świętując – Od razu dało się usłyszeć jego zmieniające się ton głosu. Chyba zaczął się obwiniać za to, że nie poszedłem wraz z dziećmi do Misaki, a przecież to nie było potrzebne, mówiłem mu, że chcę z nim zostać i nie muszę świętować, dla mnie najważniejsze jest to, że on jest przy mnie, nic więcej nie ma dla mnie znaczenia.
– Sorey nikt cię nie powiedziałem, że chcę świętować, tylko oglądam, nie oznacza od razu, że chcę świętować – Wyjaśniłem, odwracając głowy w jego stronę delikatnie, łącząc nasze usta pocałunku. – Gdybym chciał świętować, poszedłbym z dziećmi, wiem, że nie chcesz świętować i nie oczekują tego od ciebie, sam również tego nie potrzebuję oddanie ludzi to nic złego, czasem brakuje mi kontaktu z ludźmi – Wyjaśniłem, gdy tylko oderwałem się od jego ust.
– Przecież nie zabraniam ci kontaktu z ludźmi, musisz tylko najpierw przed poznaniem kogokolwiek zapoznać go ze mną, abym sprawdził, czy jest cię wart – Wyjaśnił, no i właśnie w tym był cały problem, musiałem się prosić o to, by spotykać się z kimkolwiek i jeśli jemu ta osoba nie odpowiada, nie mogłem tego robić, a nie chciałem, aby to on wybierał mi, z kim mogę, a z kim nie mogę rozmawiać, dlatego nie do końca jest to sprawiedliwe, ale nie kłócę się, bo wiem, że to nie ma najmniejszego sensu, a złościć nie chcę go tym bardziej, bo wiem, do czego jest zdolny.
– Oczywiście pamiętam o tym – Zapewniłem, uśmiechając się łagodnie. – Wracamy? Chciałbym napić się gorącej czekolady i chyba już wystarczy tego spaceru – Zaproponowałem, mając ochotę na gorący napój i wtulanie się w ramiona mojego ukochanego męża.

<Pasterzyku? C:>