czwartek, 18 września 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Przyglądałem się mu z uwagą, trochę go nie rozumiejąc. Czy on już nie pamiętał o naszej fuzji? Czy on nie pamiętał, jak źle się ona dla niego skończyła? Znaczy, może nie źle, ale był osłabiony, trochę nie swój... nie, do tego bym nie dopuścił w tej chwili. Zresztą, jestem silny, dam sobie radę z noszeniem jego, plecaka i okazjonalnie Psotki. To dla mnie nic takiego, a odpocznę w nocy. Zresztą, to też nie jest jakaś długa podróż, więc po co mamy się spieszyć i jego męczyć? Zdecydowanie stracimy więcej czasu na jego odpoczynek, jeżeli tak uczynimy. 
– Nie pamiętasz, jak się raz połączyliśmy? Po tym, jak zostałem demonem? – zapytałem, przyglądając mu się z uwagą, a szok na jego twarzy wskazywał, że naprawdę zapomniał. Ta moja zapominalska Owieczka... To nawet takie trochę niepokojące. Ja mam problem z pamięcią, owszem, ale on? To było naprawdę dziwne. Przecież był młody, żyje cały czas jako Serafin... wszystko powinno być w porządku z nim. – Walczyliśmy wtedy z Helionem. Oszczędziłeś go, musieliśmy go oczyścić. Paskudne uczucie, brr – tutaj otrząsnąłem się z obrzydzeniem. Na zawsze zapamiętam ten paskudny akt dobroci wobec kogoś, kto na to nie zasługiwał. Gdyby był naprawdę dobrym człowiekiem, nie poddałby się złu, proste. 
– Tak...? Tak, faktycznie. Rany, to było tak dawno, że już mi z głowy wyleciało – odpowiedział, ale jego wymówka nie była jakaś dobra. Gdybym ja tak powiedział, miałoby to sens, bo wydarzyło się to z mojej perspektywy aż dziesięć lat temu. A z jego perspektywy ile? Może pół roku? Jakoś tak. To chyba było niedługo po tym, jak żeśmy się tu wprowadzili. 
– Może powinieneś brać jakieś ziółka? Na pamięć? – zaproponowałem rozbawiony, całując go w skroń. 
– Haha, bardzo śmieszne – burknął niezadowolony. 
– Tylko się martwię. Krótkotrwała pamięć, u Serafina wody? Woda przecież wszystko pamięta. Jesteś pewien, że wszystko w porządku? – zapytałem, już teraz nieco bardziej poważnie. Może to być objaw, który może mówić nam o czymś ważnym, a my nie dostrzegamy znaków. 
– Jestem, po prostu wypadło mi to z głowy, to się zdarza u każdego. U ciebie przecież też – wytknął mi, a ja tylko się głupio uśmiechnąłem. 
– U mnie też, ale ja mam łeb dziurawy od zawsze. Więc taki to mój urok – odparłem, patrząc w dal. Powinniśmy się zbierać, jeżeli chcemy się wyrobić tak, jak żeśmy na początku zakładali. Trochę czasu na rozmowie żeśmy stracili, ale to dobrze. Nawet jeżeli oboje kochany siebie nawzajem, pielęgnowanie relacji też jest bardzo ważne w związku. – Chodźmy, moja złota rybko. Pora się zbierać – odpowiedziałem, po czym delikatnie pocałowałem go w policzek. 
– Złota rybko? – powtórzył, chyba nie łapiąc, o co mi chodzi. 
– Coś mi się kiedyś obiło o uszy, że złote rybki mają bardzo słabą pamięć – wyjaśniłem, szczerząc się do niego zadziornie. 

<Owieczko? c:>

środa, 17 września 2025

Od Daisuke CD Haru

 Oddychałem ciężko, będąc tak strasznie... zmęczonym. Dlaczego byłem taki zmęczony? I to jeszcze po pierwszym razie? Rozumiem, gdyby to był drugi, czy trzeci raz, ale pierwszy? Czułem, jak drżały mi nogi i dłonie, nie potrafiłem złapać oddechu. Trochę tak, jakbym przebiegł taki niewyobrażalnie długi dystans. Mój panie, co się ze mną dzieje? Przecież się wyspałem, i zjadłem, i te zioła regularnie piję... nigdy nie było ze mną tak źle, jak teraz. Może... to przez ten poranek? Cholera, że też to musiało się zdarzyć teraz, dzisiaj, kiedy jest pełnia. Nie chcę go zawieść. Nie mogę. Muszę wziąć się w garść, i to jak najszybciej. Ten jeden raz mu nie wystarczy. Znałem jego potrzeby, które są dosyć duże, ten jeden raz to stanowczo za mało. 
- Wszystko w porządku – powtórzyłem spokojnie, próbując wstać z kanapy. Właśnie, próbując, bo kiedy się tylko podniosłem, to zaraz pociemniało mi przed oczami. Dobrze, że był tu obok.
- Właśnie widzę. Zaniosę cie do sypialni, i przyniosę ci trochę wody – zaproponował, na co pokręciłem głową. 
- Dotrę tam sam. Już jest lepiej – obiecałem, powoli się od niego odsuwając. Jak mnie będzie nosić wszędzie, to moje nogi całkowicie zapomną, jak mają działać. 
Haru nie był przekonany. Szedł tuż za mną, z ręką na moich plecach, jakbym przypadkiem miał zaraz się potknąć. W sumie, to nawet lepiej, bo jednak dalej nie byłem za bardzo pewny swoich ruchów. Chciałem usiąść. Po prostu usiąść, uspokoić, położyć spać, ale wiedziałem, że nie mogłem sobie na to pozwolić. Musiałem odpocząć, i później znów skupić się na moim mężu. On w tym dniu powinien być najważniejszy. 
Usiadłem z ulgą na łóżku, głęboko i spokojnie oddychając. Mój mąż upewnił się, że grzecznie siedzę, a następnie wyszedł z pokoju. Pewnie po wodę, i posiłek. Znów będę musiał jeść... nie miałem ochoty jeść. Wiedziałem jednak, że jak odmówię posiłku, Haru będzie zmartwiony. Coś tam oczywiście zjem, żeby nie było, i będzie na pewno zadowolony, i uspokojony. 
- Już jestem – usłyszałem, ja powoli dochodziłem do siebie. - Przyniosłem ci herbatę. I zaraz będzie obiad – powiedział, siadając obok mnie, a zmartwienie, które od niego biło, było wręcz namacalne. 
– Dziękuję – powiedziałem z wdzięcznością, chwytając za ciepły kubek. Takiej ciepłej herbatki mi zdecydowanie było trzeba. – Nie przejmuj się tak mną. Pewnie to po prostu chwilowe osłabienie – dodałem, opierając głowę o jego ramię. 
– Chwilowe osłabienie nigdy nie jest normalne – stwierdził hardo, tuląc mnie do siebie. 
– Ale przy ciąży już jest, prawda? – odparłem, kreśląc znaczki na jego udzie. – Chyba. Tak mi się wydaje. Gdyby więc założyć ciążę, to mój stan jest jak najbardziej normalny, i tak też o tym myśl – poprosiłem, uśmiechając się do niego. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Spokojna wędrówka była czymś nowym? Nie wiem, czy tak powinienem to nazywać… W końcu nieraz już wędrowaliśmy pieszo, kiedy mój mąż był jeszcze człowiekiem. Wtedy nie byłem w stanie go unieść, a jedynie podczas naszej fuzji mogliśmy latać. Teraz, gdy tak o tym myślę, przypomniałem sobie o tej fuzji, która pozwalała nam stać się jednością. Może i teraz powinniśmy to zrobić? Dzięki temu nie będzie musiał mnie dźwigać, a ja nie będę czuł się tak niekomfortowo.
Dziwnie mi jednak, gdy leżę w jego ramionach, a on niesie mnie całą drogę. Chciałbym być bardziej przydatny. Chciałbym robić coś więcej, a nie tylko leżeć i czekać, aż doprowadzi nas do celu.
Zupełnie zapomniałem, jak to było, kiedy on był człowiekiem, a ja tym samym serafinem, którym jestem dziś, może silniejszym, może mniej szczęśliwym. Pewnie, gdybym nie spotkał go po tylu latach, wciąż byłbym tym dawnym serafinem. Smutnym, samotnym i słabym. Dziś, choć nie mam skrzydeł, jestem najszczęśliwszym aniołem na świecie, bo mam obok siebie mężczyznę, którego kocham, i z którym chcę spędzić resztę życia.
Czasem jednak przeraża mnie jego podejście do mnie. Potrafi być zimny, brutalny, nieprzewidywalny… ale to Demon, więc nie mogę oczekiwać, że będzie tak delikatny i spokojny jak ja. Choć i tak w rzeczywistości nie przypomina w pełni demona, jest łagodniejszy, oddany mi, a przede wszystkim słucha mnie, gdy do niego mówię. Nie zawsze jednak akceptuje moje słowa, czasem musi udowodnić i przypomnieć, gdzie jest moje miejsce, gdy zbyt mocno wchodzę mu w skórę.
Sorey zauważył zadumanie malujące się na mojej twarzy. Widząc, że coś analizuję, zamiast próbować odczytać to z moich myśli, zadał proste pytanie. Tak, jak zrobiłby to każdy normalny człowiek.
- Nad czym się tak zastanawiasz? Co tak analizujesz? - Spytał, wyczuwając moje emocje. Było ich tak wiele, że niemal krzyczały w jego obecności, choć pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Przypomniałem sobie czasy, gdy byłeś jeszcze człowiekiem… - Wyjaśniłem, uśmiechając się do niego łagodnie. - Wspomnienia wróciły tak nagle, a w głowie pojawiła się nasza fuzja.
- Fuzja? - Dopytał, jakby tak jak ja, trochę o niej zapominał.
- Fuzja, która pozwalała nam stać się jednością - Odpowiedziałem ostrożnie. - Zastanawiałem się przez chwilę, czy może nie spróbujemy jej teraz. Dzięki temu nie będziesz musiał dźwigać mnie na swoich ramionach i wędrówka byłaby dla ciebie znacznie łatwiejsza.
Wypowiadałem te słowa powoli, uważnie, starając się nie zostawić miejsca na błędne interpretacje. Wiem, że czasem wystarczy jedno nieostrożne słowo, aby nieświadomie go zdenerwować, nawet jeśli nie miałem takiego zamiaru.
Mój mąż przez chwilę milczał, najwyraźniej rozważając moje słowa. Analizował je, próbując zrozumieć, czy mają w ogóle sens. A ja w tym samym czasie zacząłem się zastanawiać, czy coś takiego w ogóle byłoby możliwe. Przecież on teraz jest demonem, a ja aniołem, jak mielibyśmy stać się jednością?
- Zresztą, nieważne… - Przerwałem szybko, wyprzedzając jakiekolwiek jego odpowiedzi. - Nie zwracaj na to zbyt wiele uwagi. To tylko głupi pomysł, który przyszedł mi do głowy. Nie musisz się nad nim zastanawiać. - Dodałem, wyprzedzając jego odpowiedź. 

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Czując narastającą, nieposkromioną ochotę na moją panienkę, traciłem kontrolę nad własnym ciałem. Zmysły szalały, żądza przejmowała nade mną władzę, a ja pragnąłem jej coraz mocniej, bez granic, bez czekania, tu i teraz, w każdej możliwej odsłonie.
Z dziką namiętnością dobrałem się do jej szyi, znacząc ją, zachłannymi pocałunkami, które szybko przerodziły się w mocniejsze podgryzanie. Zostawiałem na niej widoczne, odważne ślady, piętno mojej żądzy, znak, że jest moja i tylko moja. Czułem, jak jej ciało drży pod moim dotykiem, jak jej oddech przyspiesza, a delikatne jęki podsycają moje pragnienie.
Moje dłonie błądziły coraz niżej, niecierpliwe, zdecydowane, gotowe odkrywać każdy zakamarek jej ciała. Chciałem kosztować jej smaku, pić z niej każdy dźwięk, który wyrwałby się z jej gardła, i posmakować tej rozkoszy na wszystkie możliwe sposoby.
Jej przyspieszony oddech rozpalał mnie jeszcze bardziej. Moje dłonie zacisnęły się na jej biodrach, przyciągając ją do mnie z całą siłą, jakbym bał się, że zaraz mi zniknie. Moje usta zsuwały się niżej, z szyi na obojczyk, z obojczyka na piersi, a każdy pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny, coraz bardziej zaborczy.
Czułem, jak wygina się pode mną, jak ciało samo szuka mojego dotyku. Nie pozwalałem jej na chwilę wytchnienia, raz pieściłem ją delikatnie, igrając z jej wrażliwym a jednocześnie pięknym ciałem, by zaraz potem mocniej wbić palce w jej skórę i zostawić na niej ślad mojej niecierpliwości. Chciałem, żeby cała płonęła pod moim dotykiem, żeby każde miejsce na jej ciele nosiło wspomnienie moich ust, moich dłoni i mojej żądzy.
Zatracałem się w niej coraz bardziej, w jej smaku, w jej zapachu, w dreszczach, które przechodziły przez jej ciało za każdym razem, gdy pozwalałem sobie na odrobinę więcej. To już nie była tylko gra zmysłów. To była namiętność, kdotykiemykała się spod kontroli, pochłaniała nas oboje i nie zostawiała miejsca na nic poza pragnieniem, które musiało znaleźć ujście.
Nasze zbliżenie nie trwało długo. Nagle coś zaczęło być dziwne, moja panienka osłabła, jakby straciła siły w jednej chwili. To nie było do niej podobne. Nigdy wcześniej nie zachowywała się w ten sposób. Zaczęły pojawiać się pytania, czy źle się czuła? Może dopadło ją zmęczenie, może zwyczajnie była głodna albo spragniona? Nie wiedziałem, co myśleć, ale jedno było pewne, coś zdecydowanie było nie tak.
- Na pewno dobrze się czujesz? - Zapytałem z niepokojem, odsuwając się delikatnie od jej ciała. Słyszałem jej ciężki oddech, inny niż zwykle, zbyt głęboki i szybki, jakby walczyła o oddech.
- Tak, oczywiście… muszę tylko chwilę odpocząć - Odpowiedziała, uśmiechając się do mnie słabo. Ale ten uśmiech nie miał w sobie życia, zmęczenie wyraźnie malowało się na jej twarzy.
- Jesteś pewna? - Dopytałem, czując, jak narasta we mnie niepokój. - Nie wyglądasz najlepiej. Może powinnaś się położyć? A może przynieść ci coś do picia, coś do jedzenia? Powiedz tylko, co mogę zrobić, żebyś poczuła się lepiej.
Siedziałem przy niej, nie wiedząc, co będzie dalej. Jej ciało wydawało się osłabione, spojrzenie zamglone. Niby próbowała mnie uspokoić, ale im dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej byłem pewien, że coś jest nie tak.

<Panienko? C:>

wtorek, 16 września 2025

Od Soreya CD Mikleo

Na te słowa uśmiechnąłem się szeroko. W takich momentach, jak ten, nie wierzyłem w swoje szczęście. Który człowiek może się pochwalić taką relacją? Ich jest pewnie niewielu. A który demon? Żaden. Dla nich coś takiego może i było słabością, ale to wszystko, co widzą w miłości. Dla mnie to też siła. I sens życia. Faktycznie, to moja też największa słabość, bo wystarczy,  że ktoś coś mu zrobi, zagrozi, a ja tracę głowę. To samo tyczyło się każdego innego członka mojej rodziny. Może to dobrze, że starsze dzieciaki znajdują swoją drogę w życiu, i oddalają się ode mnie. Wolałbym, by miały kontakt z mamą, ale to u nas... cóż, tak mało możliwe. Gdyby Miki nie tracił skrzydeł, pewnie by to jeszcze inaczej wyglądało. Byłby bardziej mobilny, mógłby odwiedzać i Misaki, i Merlina, i Yuki'ego... ciekawe, gdzie bliźniaki będą chciały się ustatkować. Nie zdziwiłbym się, gdyby chciały przenieść się do stolicy. Tam mają wielu znajomych, więc ich tam ciągnie. Gdyby nie ten paskudny były chłopak Hany, byłbym nawet zadowolony. Chociaż, jest tam Lailah, dopóki kolejny pasterz się nie pojawi. 
Ale nie mam na razie co o tym myśleć. To przyszłość. Na razie bliźniaki mieszkają z nami, i nie za bardzo potrafią ogarniać swój pokój, a co dopiero życie. Jednak, jeżeli chcą, mogą z nami być tak długo, jak potrzebują. Skoro mamy możliwość zaoferować im wikt i opiekunek, będziemy to robić. 
- Ja ciebie też kocham. Utopiłbym dla ciebie cały świat we krwi – powiedziałem, delikatnie odgarniając jego włosy z czoła. 
- Aż tyle od ciebie nie wymagam – powiedział łagodnie, po czym złączył nasze usta w subtelnym pocałunku. 
- A ja tak. Marnym bym był demonem, gdybym nie był w stanie tego dla ciebie zrobić – powiedziałem, podgryzając jego dolną wargę. 
- Mi wystarczy tylko, żebyś był obok. Nic więcej nie potrzebuję – powiedział cichutko, tuląc się do mnie. 
- Samą obecnością nic ci nie zapewnię. Muszę działać, by zapewnić ci wszystko, na co moja najpiękniejsza Owieczka zasługuje – powiedziałem łagodnie, słodziutko, co kompletnie mnie nie przypomina, zwłaszcza w sypialni. Cóż, jestem demonem prostym. Miki jest grzeczny, ja jestem grzeczny. - Chyba możemy ruszać. Co nie, Psotka? Łapki wypoczęły? - zwróciłem się do psinki, która leżała obok nas. Może powinienem lecieć wolniej? Albo trochę bardziej krążyć, by biedna nie musiała tak za nami Banshee sobie daje świetnie radę, no ale jej zwykłe psie łapki też miały swoje ograniczenia. 
- Całkiem długą drogę przebyliśmy... może trochę się przejdźmy? Dla Psotki. I dla nas. Lubię te nasze takie spokojne momenty, w których liczymy się tylko my – odpowiedział, na co się łagodnie uśmiechnąłem. Ale to milutkie z jego strony było. Swoją drogą, cieszę się, że dalej czuje się przy mnie dobrze, pomimo tego, że na pewno jakoś się zmieniłem. 
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – powiedziałem do niego cicho, a następnie podniosłem się na równe nogi, również pomagając mu z tej ziemi wstać. Taki spokój, i cisza, to naprawdę przyjemna odmiana po piekle. Trochę nawet dziwna. I muszę przyznać, brakowało mi może tak odrobinę adrenaliny, niebezpieczeństwa, 

<Owieczko? C:> 

Od Daisuke CD Haru

 Kiedy tylko Haru poszedł, udałem się do pracowni, której naprawdę dawno nie odwiedzałem. Przygotowałem sobie wszystko; ołówki, węgle, gumki, chusteczki do rozcierania, a także oczywiście gorącą herbatę. No i Ametyst. Ostatnio znów mi zaczęła towarzyszyć, co mnie naprawdę raduje. Ogólnie wszystkie moje kociaki mnie radują. W końcu się do mnie przyzwyczaiły, i traktowały mnie tak normalnie. Tradycja i Dama przychodziły wieczorem, do łóżka, a Ametyst spędzała ze mną większość swojego czasu. I mogłem z nią sobie rozmawiać. Owszem, mogłem jeszcze rozmawiać z mamą Haru, z Suzue, ale jakoś tak dalej momentami dziwnie się przy nich czułem. One wiedziały, jak to być kobietą, widać to było w każdym ich geście. Ja miałem wrażenie, jakbym był jakąś tanią podróbą. Przynajmniej przy Haru prezentuję się lepiej, delikatniej, jakbym faktycznie tę grację posiadał. 
- Jak ja dawno nie szkicowałem... - mruknąłem, biorąc w dłoń ołówek i zaczynając kreślić na płótnie. - Może, jak Haru nie wyjdzie najgorzej, naszkicuję i ciebie, co? - powiedziałem rozbawiony do Ametyst, powolutku się rozluźniając. 
Musiałem skupić się na Haru. Na jego rysach. O wiele łatwiej by mi było, gdyby tu gdzieś ze mną siedział, ale uznałem to za ciekawy eksperyment. Kiedy będę go szkicował z pamięci, to pokażę mu, jak ja go widzę. Nie zamierzałem się śpieszyć. Chciałem oddać każdy, najmniejszy detal, by poczuł się naprawdę wyjątkowy. Szkoda, że nie potrafiłem tak umiejętnie używać farb. Obawiałem się jednak, że wszystko zepsuję. 
Naprawdę się wciągnąłem, i po tych kilku godzinach miałem niemalże połowę miałem skończoną. Widać było, że postać na płótnie to mój uśmiechnięty mąż, tak delikatny i przystojny. Brakowało mu tylko detali, i głębi. W sumie, mógłbym oddać malarzowi coś takiego, ale chciałem, by był jak najbardziej perfekcyjny. Obym tylko tego nie zepsuł. Zawsze miałem problem z tym byciem perfekcyjnym, wszystko musiało być na medal. 
- Tutaj się ukryłeś... wow – usłyszałem za sobą po tych kilku godzinach. Odłożyłem narzędzia i odwróciłem się w stronę mojego męża, przeciągając się łagodnie. Co jak co, ale plecy to mnie jednak bolały. - Jeszcze nigdy mi nie pokazywałeś, jak rysujesz. 
- Nie potrafię rysować. To szkic. Jak go skończę, zaproszę malarza, by go uzupełnił, a potem go powiesimy obok mojego. Też jak będziemy mieć potomka, chciałbym wykonać taki rodzinny portret – powiedziałem, schodząc ze stolika, by móc go ładnie przywitać. - I jak ci mija pełnia? - zapytałem, poprawiając kołnierzyk jego koszuli. 
- Bardzo dobrze. Na nikogo się nie zdenerwowałem, mój sekret pozostał sekretem, dzisiaj był bardzo spokojny dzień w pracy– uśmiechnął się do mnie szeroko, kładąc dłonie na moich biodrach. Doskonale wiedziałem, że nie lubił takich spokojnych dni, ale mi ulżyło. W pełnię powinien mieć spokój. Wrażenia mogę mu zapewnić w łóżku. 
- Cieszy mnie to – powiedziałem, ciągnąc go za koszulę, do siebie, by móc go pocałować. - Czego byś teraz chciał? Jesteś głodny, spragniony? Masz ochotę na coś jeszcze innego? - zapytałem, chcąc skupić się na nim. Pełnia to był jego dzień, w który to mogę dla niego zrobić wszystko. Dobrze, że już lepiej się czułem, i że te mdłości nie wróciły. Może to naprawdę stres? Bo ciąża... to nie wiem, zbyt piękne, aby było to prawdziwe. 
- A mogę deser? - wymruczał, opierając swoje czoło o moje. Oczywiście, że był wygłodniały w ten drugi sposób. Co ja później zrobię, jak będę w zaawansowanej ciąży...?
- W sumie, taki deser... to bardzo dobry pomysł – wymruczałem, delikatnie łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Chodziło mi zarówno o seks, jak i taki zwykły deser, czekoladowy na przykład. Na naszym miesiącu miodowym taki wspaniały deser nam zrobił, w pucharku... jak sobie teraz o nim przypomniałem, to naszła mnie na niego straszna ochota. 

<Piesku? C:>

poniedziałek, 15 września 2025

Od Mikleo CD Soreya

Właściwie planowałem pójść pieszo, ale ostatecznie tego nie zrobiłem. Wiem, że mój mąż po długim locie i dźwiganiu naszego plecaka, a potem jeszcze Psotki, na pewno potrzebuje chwili wytchnienia. To oczywiste, że powinien teraz odpocząć, a ja nie powinienem niczego od niego wymagać. Tym bardziej, że to nie ja się zmęczyłem, w gruncie rzeczy nic nie robiłem, więc nie mam prawa oczekiwać od niego wielkich poświęceń.
Samo leżenie w jego ramionach nie jest dla mnie uciążliwe ani męczące. Wręcz przeciwnie, daje mi poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Dlatego muszę być bardziej wyrozumiały i cierpliwy, pozwalając zarówno mojemu mężowi, jak i Psotce na chwilę zasłużonego odpoczynku. Oni naprawdę tego potrzebują, a ja mogę poczekać, ciesząc się po prostu ich obecnością.
- Nie, nie trzeba. Odpocznijmy trochę, to znaczy ty odpocznij, a Psotka niech też odpocznie. Mamy jeszcze czas. Dzięki twoim skrzydłom poruszamy się dwa razy szybciej, więc chyba nie musimy się aż tak spieszyć. Myślę, że i tak dotrzemy tam najpóźniej jutro po południu - Odparłem, uśmiechając się do niego ciepło.
Jednym ruchem osuszyłem swoje mokre ciało, by móc przytulić się do niego bez dyskomfortu. Wiedziałem, że chłód mojego ciała nie wpływał na niego tak jak wtedy, kiedy był aniołem, ale w głębi serca czułem, że nie chcę mieć kontaktu z zimnem. Nie miałem zamiaru niepotrzebnie wychładzać jego ciała, tym bardziej że i tak moje ciało było chłodne i mokre, lepiej, żeby było suche przy naszym bliskim kontakcie.
Sorey przytulił mnie mocniej do siebie, składając delikatny pocałunek na moim czole.
- Nie musisz się tak przejmować mną. Możemy iść, jeśli tylko chcesz. Dam radę i Psotka też da radę. Nie musisz się tak o nas martwić - Uspokoił mnie, a raczej próbował, bo wcale nie byłem zdenerwowany.
- Oczywiście, wiem, że ty dasz radę i ona też, ale po co masz przeciążać swój kręgosłup i męczyć nogi, kiedy należy ci się odpoczynek? - Stwierdziłem, wtulając się jeszcze mocniej w jego ciało. Poza tym, mam okazję poprzytulać się do ciebie - Wymruczałem, chowając się w jego ciepłych ramionach.
Trwaliśmy tak przez kilka, może nawet kilkanaście minut, dopóki Psotka nie odpoczęła w pełni i nie była gotowa do dalszej wędrówki. Czułem, jak jej spokojny oddech powoli ustabilizował się, a mięśnie rozluźniły po krótkim odpoczynku. W tym czasie nasze ciała pozostawały blisko siebie, a ja chłonąłem ciepło jego ramion i delikatny rytm jego serca.
- Możemy już ruszać - Powiedział Sorey, głaszcząc mnie po plecach w sposób tak naturalny, tak łagodnie.
- Odpocząłeś już? Chcesz może jeszcze posiedzieć? - Spytałem łagodnie, odsuwając się tylko minimalnie, by móc spojrzeć mu głęboko w oczy. - Nie spieszymy się, mamy przecież jeszcze dużo czasu. - Patrzyłem na niego uważnie, zauważając drobne szczegóły, które zawsze sprawiały, że serce biło mi szybciej: delikatny ruch jego włosów, cień uśmiechu na ustach, ciepło, które promieniowało od jego ciała. Czułem, jak każda sekunda bliskości wypełnia mnie spokojem, a jednocześnie subtelnie przypomina, jak bardzo chcę, by te chwile trwały jak najdłużej.
- Wiesz, co? - Zacząłem spokojnie, patrząc mu głęboko w oczy. 
- Jeszcze nie wiem, ale najprawdopodobniej zaraz mi powiesz - Wyszeptał, kładąc z dłoń na moim policzku.
- Kocham cię - Odpowiedziałem, niby proste słowa ale wystarczyły, aby szerzej się do mnie uśmiechnął.

<Pasterzyku? C:>