środa, 1 lipca 2020

Od Mikleo CD Soreya

Na dźwięk pytania zadanego mi westchnąłem cicho, patrząc spokojnie przed siebie, aby przez chwilę zebrać myśli, co ja w ogóle o tym myślałem, cóż Sorey jest bardzo silny i może pokonać pana nieszczęścia, co nie znaczy, że jestem tego pewien, ten potwór jest bardzo silny i to od początku mnie przerażało teraz już trochę mniej, gdy usłyszałem o pasterzu, ale to wciąż uczucie przerażenia.
Doskonale pamiętam, jak się czułem, gdy zbliżaliśmy się do naszego wroga, obawiam się, że może być ciężko go pokonać, nie twierdzę, że to nie możliwe po prostu trudne.
- Myślę, że będzie bardzo ciężko, ale dasz radę - Przyznałem, wpatrując się w okno, bawiąc się jego palcami. - Nie poddawaj się, jeśli za pierwszym razem ci nie wyjdzie, on jest naprawdę przebiegły i podły możemy nie dać mu rady za pierwszym podejściem - Dodałem, mówiąc tylko to, co myślałem.
- Wierzysz we mnie jak nikt inny na świecie - Burknął, czym jeszcze bardziej mnie rozbawił.
Odwróciłem się więc w jego stronę, całując delikatnie usta, pozostawiając na nich delikatny aromat truskawki.
- Wierzę w ciebie jak nikt inny, potrafię jednak mimo swojej wielkiej wiary w ciebie patrzeć trzeźwo na sytuację, w której niedługo się znajdziemy i może nie być, wcale tak łatwo, jak ci się wydaje - Mówiłem poważnie, chociaż moje usta zdradliwie się uśmiechały, co lekko zaskakiwało mojego przyjaciela.
- Co cię tak bawi? - Spytał, w końcu już nie wytrzymując z ciekawości.
- Hym, zastanówmy się - Udałem zamyślonego patrzeć gdzieś w stronę sufitu. - Jestem wyspany, najedzony, dałem ci dziś nieźle w kość czego chcieć więcej? - Rozbawiony patrzyłem na zmieniający się wyraz twarzy przyjaciela, z zaskoczonego na nieco obrażonego możliwe nie byłem przekonany w stu procentach.
- A więc to tak cieszy cię męczenie mnie - Udał oburzonego moimi słowami, no cóż, nie będę przed nim udawał, zasłużył sobie na to całkowicie, robiąc mi na złość w jadalni, poza tym to jedyna okazja gdzie mogę go pomęczyć bez obawy, że mi się odegra.
- Cieszy mnie porządny trening, teraz możesz odpocząć i nikt dziś ci już nie każe wychodzić z łóżka - Wymruczałem, łącząc nasze usta w długim pocałunku, pragnąc troszeczkę pieszczot, przytulić się, pocałować i czego tu więcej nam trzeba.
- Ale ty leżysz zemną - Wymruczał kiedy to ja nie zdążyłem zaprotestować, już leżąc w łóżku.
No cóż, mogłem zrobić, postanowiłem z nim poleżeć, w końcu nic ciekawego do roboty nie miałem.
Westchnąłem cicho, zamykając oczy, aby oddać się chwili przyjemności, która na mnie spadła, oczyścić, spać nie miałem zamiaru, już wystarczająco sobie pospałem, nie chciałem jednak się wiercić ani próbować wstać mój przyjaciel był ewidentnie zmęczony, a ja nie chciałem przeszkadzać mu w odpoczynku, w głowie układając sobie parę spraw, związanych z tym, co przyniesie nam przyszłość.

***

Otworzyłem powoli oczy, rozciągając się leniwie, a jednak i ja zasnąłem, nie mając nic lepszego do roboty, nawet nie pamiętam, o czym myślałem.
Ciężko wzdychając, odwróciłem głowę w stronę przyjaciela, jak się okazało, nie spał, przyglądając mi się z uwagą w oczach.
- Na co tak patrzysz? - Spytałem, przecierając dłonią twarz, powoli dochodząc do siebie.
- Na ciebie a co nie wolno? - Rozbawiony nachylił się nade mną, składając delikatny pocałunek na moich ustach.
- To zależy od tego, co i ile dostanę w zamian - Wymruczałem, kładąc ręce na jego ramionach. Nie oczekiwałem niczego konkretnego samo podrażnienie się z nim to dla mnie przyjemność.
- To zależy od tego, co i ile chcesz dostać - Połączył nasze usta w zachłannym pocałunku, kładąc dłonie na moich biodrach, nie mogąc się mu oprzeć, jak zawsze dałem się ponieść, co prawda czasem udaje mi się uciec, pokazując, jaki to ja niechętny jestem, gdy to w środku aż płonę z pragnienia chcąc tego możne nawet bardziej niż on sam.
Niestety nasze przyjemne igraszki zostały przerwane.Służąca, pukając do drzwi, poinformowała pasterza o pilnym spotkaniu z księżniczką. Nie wiedząc, co się dzieje, oboje ruszyliśmy do pokoju księżniczki, gdzie byli już wszyscy.
- Jak dobrze, że jesteście - Odpadła Alisha podchodząc do nas. - On wrócił, rozpętał nową wojnę - Alisha mówiła szybko, ewidentnie była podenerwowana, z tego, co się okazało, wojna znów się rozpętała, a my musieliśmy zacząć działać jak najszybciej, aby uniknąć najgorszego śmieci niewinny ludzi, choć i to będzie nieuniknione, biorąc pod uwagę, jak wielu ludzi walczy, nie da się uratować wszystkich, nawet gdybyśmy bardzo tego chcieli.
A więc przyszedł czas na wykazanie się, Sorey miał nas, nie był z tym wszystkim sam, na pewno da radę. Musi tylko w nim cała nadzieja bez niego i my nie będziemy w stanie nic zrobić.
Wróciliśmy do pokoju po rozmowie z Alishą i innymi serafinami gotowi na wszystko już nie było odwrotu.
- Pytałeś dziś, czy myślisz, że dasz radę, w tej chwili musisz dać radę, nie ma już odwrotu, prześpij się, jutro czeka nas ciężki dzień - Odparłem, podchodząc do okna, zerkając w stronę przyjaciela, powinien odpocząć, nawet jeśli dziś już spał po treningu musi nazbierać siły, których będzie potrzebował naprawdę wiele, aby pokonać tego potwora. Już zaczynam odczuwać niepokój, cały strach znów wrócił, ostatnie bliskie spotkanie z nim było dla mnie czymś strasznym już zaczynam się bać ponownego spotkania, oby tym razem wszytko poszło tak jak trzeba. 

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz