Czułem jak serce mi pęka, mogąc zobaczyć go ten ostatni raz, jego usta dotykające moich ust, jego uśmiech, jego twarz, wszystko, co kochałem, a przecież widzę go ostatni raz.
- I ja ciebie kocham i obiecuję, że zrobię wszystko, aby dzieci wyszły na prostą - Obiecałem, uśmiechając się do niego delikatnie ten ostatni raz.
Mój mąż spojrzał ostatni raz w moje oczy, głaszcząc po głowie.
- Do widzenia - Wyszeptał, znikając z tego świata, pozostawiając nas samych i tak już będzie zawsze.
Odczuwając narastającą puste, upadłem na ziemię, czując ból, który właśnie mnie zabijał, nie chciałem go okłamywać, ale to zrobiłem tylko po to, aby odszedł z tego świata w należyty sposób i zapomniał, dają nam żyć bez siebie. I, mimo że to trudne musimy nauczyć się żyć.
- Już wszystko dobrze mamo, tata jest bezpieczny - Usłyszałem głos mojego syna, który podszedł do mnie, przytulając delikatnie do siebie.
- Wiem Yuki, ale nie umiem bez niego żyć - Wydusiłem, przytulając się do syna, czując płynące łzy po moich policzkach, aby ten ból zniknął, aby zniknął jak najszybciej.
- Nauczysz się, ja i Emma ci pomożemy - Zapewnił, a ja byłem mu wdzięczny za to, że się tu zjawił, za to, że przy mnie jest i nie zostawi. W tej chwili potrzebowałem jego pomocy, aby znów żyć pełnią życia, przynajmniej na tyle na ile było to w ogóle możliwe.
- Dziękuję Yuki - Wyszeptałem, pamiętając tan dzień jak przez mgłę, wszystko zlało się w jedno, a ja nie wiedziałem, już co jest prawdą, a co snem każdego dnia żyjąc jak we śnie.
Czas mijał, a ja nie potrafię się pozbierać, czując narastającą żałobę, z którą nie potrafiłem sobie poradzić, czując na siebie złość za to, że go oszukałem, przecież obiecałem mu, że się nie poddam, że będę dbał o rodzinę i zrobię wszystko, aby były szczęśliwe.
Tak jak każdego dnia, tak i dziś wybrałem się na cmentarz, gdzie usiadłem na ziemi, paląc świeczkę nad jego grobem, starając się nie rozkleić jak każdego poprzedniego dnia.
- Dzień dobry skarbie - Odezwałem się, patrząc na jego grób, przecierając dłonią policzki, po których zaczęły spływać zimne łzy. - I znów zaczynam płakać, jesteś beznadziejny - Wydusiłem, zaciskając dłonie na włosach, chcąc krzyczeć i płakać nienawidzą się każdego następnego dnia.
- Chciałbym, abyś wrócił, słyszysz? Potrzebuję cię - Wydusiłem, nie mając siły na walkę każdego następnego dnia. - Nie potrafię bez ciebie żyć, dlaczego mnie zostawiłeś?! - Wręcz wykrzyczałem to głośno, uderzając dłońmi w ziemię. Jaki wielki miałem żal do niego za to, że go nie ma, za to, że mi nie pomaga, za to, że jestem taki słaby. Przecież mu obiecałem, obiecałem, że dam sobie radę, że dzieci będą szczęśliwe a zamiast tego, cóż jestem okropnym rodzicem, który nie ma już siły na walkę. - Bez ciebie to nie jest życie, wybacz mi Sorey, wybacz, bo ci coś obiecałem, ale sobie nie poradziłem. - Wydusiłem, biorąc kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić. Wyrzuciłem już gniew z siebie, składając dłonie do modlitwy, tylko to w tej chwili było w stanie mnie wyciszyć, tylko to uszczęśliwiało, pozwalając, chociaż a chwilę nie myśleć o cierpieniu.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz