Nie byłem co do tego tak bardzo przekonany. Obserwowałem go przez te wszystkie dni i widziałem, w jakiej był rozsypce. I widziałem, jak wiele radości sprawia mu samo to, że głaszczę go po włosach. Czuję, że muszę tu z nim zostać, a jednocześnie czuję, że nie mogę być w tym świecie. Cały czas liczę, że uda mi się znaleźć jakiś kompromis, w końcu zawsze daje się znaleźć jakieś wyjście, zawsze jest jakaś luka... Nie chciałem tu być wieczność. Znaczy, chciałem, ale to na pewno było niemożliwe. Mogłem jednak pobyć z nim jeszcze odrobinkę, pocieszać go tak długo, jak tylko mogłem.
– Nie ma żadnego innego sposobu, bym mógł z tobą zostać? – spytałem mimo tego, że doskonale sam znałem odpowiedź.
– Nie ma, Sorey. Sam stwierdziłeś, że to naturalne. Muszę się tylko przyzwyczaić – odpowiedział, ze smutkiem w głosie. Moje biedne słoneczko...
– Więc zostanę z tobą, dopóki się nie przyzwyczaisz – zaproponowałem, starając się znaleźć jakiś złoty środek.
– Jeżeli ze mną zostaniesz, to się nie przyzwyczaję. To nie jest twoje miejsce, Sorey. Musisz odejść. Proszę.
Przez chwilę milczałem, analizując jego słowa. Miał rację. Doskonale wiedziałem, że ma rację. A mimo cały czas tak strasznie się o niego bałem... Nie przygotowałem go stosownie do mojej śmierci i teraz zbieram tego żniwa. Ale jednocześnie tak ładnie mnie prosi...
– Muszę jeszcze przeprosić Misaki za moje słowa. I pożegnać się z dziećmi – powiedziałem po krótkiej chwili. Nie mam wyjścia, jak odejść stąd mimo, że strasznie tego nie chciałem.
– Jestem pewien, że Misaki już dawno ci wybaczyła.
– I tak muszę z nią porozmawiać – wyjaśniłem, czując, że tak muszę zrobić. To jest jeden z powodów, dla którego tu zostałem.
– Czekamy na ciebie w kuchni – powiedział Mikleo, po czym zszedł ze strychu. A ja, jak wierny piesek, podążyłem za nim, chociaż miałem lekkie problemy, by wejść do kuchni. Po prostu czułem wstyd przez to, co zrobiłem tej kobiecie, mimo, że ona nie miała mi tego za złe. Takie rzeczy mogą się przydarzyć, powiedziała. Była zaskoczona, że tak szybko się opamiętałem. Szczerze, to gdyby nie Merlin, pewnie zajęłoby mi to znacznie dłużej.
By porozmawiać z dziećmi, medium chciała być dla mnie przez moment naczyniem. Początkowo się na to nie chciałem zgodzić, bojąc się, że znów ją skrzywdzę, ale dopiero po wytłumaczeniu mi, że to jest coś normalnego i będzie mnie kontrolowała, gdybym siedział w jej ciele za długo. Niby brzmiało to dobrze... Nie miałem jednak wyjścia, skoro chciałem stąd się wydostać. Znaczy, nie chciałem, ale musiałem. Dla Mikleo.
Nie miałem dużo czasu, więc musiałem się pospieszyć. Najpierw porozmawiałem z Misaki, przepraszając ją za wszystkie słowa i kłótnie, jakie między nami zaszły przez te wszystkie lata, a po tym pożegnałem się z dziećmi i kazałem zająć się mamą. Miałem jeszcze trochę czasu, ale mimo to wolałem oddać kobiecie kontrolę. Z Mikleo chciałem pożegnać się bardziej osobiście, nie poprzez obce ciało.
Podszedłem więc do mojej Owieczki, po czym chwyciłem jego dłoń i delikatnie ją pociągnąłem do góry. Chciałem, aby wstał, dzięki czemu będzie mi nieco wygodniej. Na moje szczęście mój mąż rozumiał mnie bez żadnych słów.
– Dbaj o siebie, Owieczko – poprosiłem, uśmiechając się delikatnie mimo tego, że doskonale wiedziałem, że mnie nie zobaczy. – I pamiętaj, że zawsze będę cię kochał – dodałem, zbliżając się do jego ust, by móc go pocałować ten ostatni raz. Miałem przez moment nawet wrażenie, że doskonale czułem jego chłodne wargi, za którymi tak strasznie tęskniłem i chyba będę tęsknił nawet tam na górze. Czy dole. Po tym, co dzisiaj uczyniłem wcale bym się nie zdziwił, gdybym jednak trafił tam na dół.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz