Zmęczony już długimi i samotnymi wędrówkami postanowiłem na kilka dni zatrzymać się w mieście, nie szukając za bardzo towarzystwa, chciałem tylko odpocząć i ruszyć w dalszą podróż.
Zatrzymałem się w starej tawernie, aby odpocząć, zjeść, choć to niekonieczne i napić przed dalszą podróżą.
Wchodząc spokojnie do środka, starałem się nie zwracać na siebie uwagi, zamówiłem co chciałem, siadając przy stoliku, z dala od ludzi nie mając ochoty ani czasu na rozmowy z obcymi ludźmi.
- Cześć, co cię tu sprowadza? - Słysząc nieznany mi dotychczas głos, uniosłem głowę ku górze, doznając zaskoczenia, ten chłopak, on wygląda jak Sorey, czy to możliwe? Przecież mój mąż nie żyje, a mimo to widzę mężczyznę bardzo do niego podobnego, wiec albo wariuję, ale mój mąż miał bliźniaka, o którym nic nigdy nie wiedział.
- Mnie? Wędruje tu i tam - Odpowiedziałem spokojnie, patrząc na mężczyznę, który usiadł naprzeciwko mnie.
- Mogę się dosiąść? - Zapytał, gdy i tak już to zrobił, no nic, jakoś to przeżyje.
- Tak, skoro już i tak usiadłeś - Wzruszyłem ramionami, nie mogąc oderwać od niego wzroku, jest taki podobny jak krople wody.
- Jesteś strasznie spięty, mam coś, co pozwoli ci się rozluźnić - Stwierdził, wołając kelnerkę, prosząc o to, co zwykle, ciekawe co miał ma myśli.
- Wiesz, ja tylko zjem i zaraz stąd idę - Odparłem, mimo że nie chciałem odejść, jego twarz była tak dobrze mi znana, twarz, za którą tak bardzo było mu tęskno.
- Spokojnie, napijemy się, rozluźnimy, a później ruszysz w drogę - Zapomniał, nalewając mi wódkę, unosząc kieliszek.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - Nie byłem pewien, tym bardziej że wiedziałem, jak słaba była moja głowa po alkoholu.
- Nic się nie martw będzie fajnie - Zapewniła mnie, a ja w końcu się zgodziłem, nie mając już i tak nic do stracenia.
Piłem więc z mężczyzną i szczerze przyznam, że im dłużej piłem, tym bardziej czułem, że to mój mąż, za którym tak strasznie tęskniłem, nie mogąc nacieszyć się jego towarzystwem, z tego wszystkiego straciłem głowę, idąc z nim do domu, tej nocy mu się oddając, licząc na zaspokojenie swojego ciała.
Niestety mężczyzna nie był w tym zbyt dobry, nie dając mi tego, co sprawiło największą przyjemność. Zawodząc mnie w każdy możliwy sposób.
Nad ranem, gdy tylko otworzyłem oczy, zdałem sobie sprawę, że ten mężczyzna to nie Sorey a mózg mój mnie oszukał, wmawiając mi coś tak okropnego.
Załamany tym, co się stało, założyłem na swoje ciało szybko ubrania, uciekając z domu mężczyzny.
- Co ja zrobiłem? Co ja narobiłem zdradziłem go - Wydusiłem, przecierając dłońmi swoją twarz.
~ Daj spokój, przecież świetnie się bawiliśmy - Słysząc słowa demona, zagryzłem wargi. Od kilku dni ciągle go muszę słuchać, już mam tego dość, naprawdę mam dość, chciałbym, aby zniknął, aby mnie zostawił, dlaczego nie mjze tego zrobić?
- Zamknij się, słyszysz zamknij - Syknąłem, znikając między drzewami w lesie, nie chcąc już nigdy więcej spotkać tamtego mężczyzny.
~ Nie tak nerwowo, masz tylko mnie, pamiętasz? Pozwól, że ukoję twój ból, już na zawsze - Wymruczał, mącąc mi się głowie.
- Ból? Cały ból - Wyszeptałem, opadając na ziemi, patrząc w niebo. - Wybacz mi Sorey, ja naprawdę się zagubiłem - Wyszeptałem, mając nadzieję, że on to słyszy, tylko jego wybaczenia mi przecież teraz potrzeba.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz