To, co tamtego dnia wyznałem mężowi, wydarzyło się naprawdę, po długiej i wyjątkowo łatwej rozmowie z dzieci mogłem opuścić rodzinny dom, pozostawiając go pod opieką Merlin. Yuki w końcu odszedł z Emmą, a Misaki przeprowadziła się do Nori'ego, aby tam nadal się uczyć, chcąc pozostać lekarzem, to piękne marzenie może się urzeczywistnić, jeśli tylko bardzo się postara, to mądra dziewczyna i dokona w życiu jeszcze wiele, tylko potrzebuje do tego czasu, Merlin natomiast jest zupełnie inny, mądry, wrażliwy a mimo to zakochał się w tym głupim mężczyźnie, z którym nigdy nie będzie miał przyszłości, jednak kim ja jestem, aby go pouczać, ten chłopiec, a raczej mężczyzna ma już osiemnaście lat i mnie już nie potrzebuje, teraz jest zakochany i tylko miłość go prowadzi przez życie, oby tylko nigdy tego nie żałował.
Żegnając się z domem, miałem nadzieję, że Merlin o niego zadbać, zwierzaki już zdążyły odejść z tego świata ze starości no może poza Cindy, ale ją zabrała ze sobą Misaki, to dobrze przynajmniej wiem, że jest w dobrych rękach.
Uspokojony zerknąłem ostatnio raz na dom, zamykając za sobą furtkę, uśmiechając się delikatnie.
- Do zobaczenia - Wyszeptałem, odchodząc z miejsca, które kiedyś było moim domem, z miejsca, w którym narodziły się nasze dzieci i z miejscem które już na zawsze pozostanie w moim sercu.
Samotna wędrówka bez celu była dla mnie czymś nowym, już od wielu lat nie byłem samotny czy to z powodu posiadania dzieci, zwierzaków czy męża. Teraz jednak byłem całkiem sam i nawet zwiedzanie ruin nie przynosiło mi radości, ileż można zwiedzać, nie mając u boku żadnego kąpana.
~ Powinieneś zrobić coś szalonego i się rozerwać - Słysząc ten głos, przewróciłem oczach, potrzebowałem towarzystwa, ale na pewno nic takiego, akurat on to ostatnia istota, którą chce tu słyszeć.
- Powinieneś siedzieć cicho, dobrze wiesz, jak mnie denerwujesz - Burknąłem niezadowolony do demona, mając nadzieję, że chociaż tym razem da mi spokój, ten jeden jedyny raz.
~ Ja? Przecież ja tylko chce dobrze, jesteś przecież taki samotny, zagubiony mogę ci ponoć - Wyszeptał, a ja zatrzymałem się w miejscu, zastanawiając nad jego słowami.
- Pomóc?, jak chcesz mi pomóc? Nikt nie może mi już pomóc, facet którego kocham, nie żyje i nic nie zwróci mu już życia- Wydusiłem w złości, uderzając ręką w drzewo, sam nie wiem czemu, chyba jest we mnie zbyt wiele negatywnych emocji, zabijają mnie, zabijają od środka.
~ Jestem demonem, mogę wszystko, mogę oddać ci męża w zamian za... - Tu przerwał, nie kończąc wypowiedzi, a ja nie rozumiałem dlaczego, co chce mi powiedzieć? Co się kryje za jego kłamstwem.
- Za co? W zamian za co? - Zapytałem, starając się zachować spokój, przecież on tego chce, on właśnie tego chce, sprowokować mnie, nic więcej.
- Chce tylko twojego ciała, oddaj mi je, a ja oddam ci Soreya - Na te słowa zaśmiałem się chyba pierwszy raz od dawna, nie wierząc w te brednie.
- Lepiej się zamknij, bo i tak ci nie uwierzę - Mruknąłem, ruszając w dalszą podróż, nie mając zamiaru poddać się temu draniowi, głupi nie jestem. Wiem, o co mu chodzi, a tego nigdy nie dostanie...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz