Zmęczony i martwy od środka podniosłem się z kolan, przecierając dłonie z ziemi, która na nich jeszcze pozostała.
- Musze już wracać, mam nadzieję, że chociaż ty zaznałeś spokoju w niebie - Szepnąłem, odchodząc z cmentarza, musząc wrócić do domu, do rodziny, która mnie potrzebuje a z którą od odejścia męża nie potrafię sobie już poradzić.
Zmęczony życiem powoli wracałem do domu, nie zwracając uwagi na ludzi i otaczający mnie świat.
- Cześć Cosmo - Przywitałem się z moim starszym już psiakiem, zamykając za sobą furtkę, patrząc na wesoło merdającego ogonem zwierzaka, wchodząc do domu, wpuszczając psa za sobą.
- Mamo? Gdzie byłaś? - Słysząc głos Yuki'ego podniosłem głowę, zerkając na syna.
- Na cmentarzu - Przyznałem, siadając na kanapie, kładąc dłonie na głowie, starając się nie załamywać.
Mój syn westchnął ciężko, podchodząc do mnie, uderzając dłonią w stół, zwracając tym samym moją uwagę. - Co robisz? - Zapytałem zaskoczony, patrząc na twarz syna, który zdawał się zdenerwowany, ale dlaczego? Przecież nic mu nie zrobiłem.
- Zwracam twoją uwagę, mam już dość tego zachowania, ciągle tylko rozpaczasz, chodzisz do taty na cmentarz, ale zapominasz w tym wszystkim o nas, o dzieciach, my ciebie również potrzebujemy, pomyślałeś o tym? Dlaczego myślisz tylko o sobie? My również cierpimy, nam odebrano ojca!- Krzyknął, sprowadzając mnie na ziemię.
- Masz rację, przepraszam, nie radzę sobie z jego odejściem - Wyznałem, biorąc głęboki wdech i głęboki wydech, nie mogąc się uspokoić, mój panie daj mi siłę, nie mogę już tak dłużej.
- Wiem mamo, wiem o tym doskonałe - Wyznał, siadając obok mnie, mocno do siebie przytulając. - Jest ci ciężko to jasne, każdemu z nas jest, ale my cię potrzebujemy, mamo potrzebujemy cię - Wyznał, a to mnie odrobinkę otrzeźwiało.
Yuki miał rację, to moje dzieci a ja muszę się nimi zająć, nawet jeśli nie mam na to siły.
- Przepraszam - Wyznałem, ponownie się rozklejając, jestem beznadziejny, nie nadaje się na rodzica i doskonale to wiem.
- Już dobrze, wszystko będzie dobrze - Pocieszył mnie, stawiając do pionu.
Od naszej rozmowy upłynęło trochę czasu, a ja wciąż byłem słaby, przy dzieciach trzymałem się, udając tego dawnego szczęśliwego mnie, abym znów mógł załamać się w samotności każdego następnego dnia.
Ciężko się żyje, gdy czuje się samotność, gdy tęskni się za osobą, którą się kocha i o której nie potrafiłem zapomnieć mimo mijających dni, tygodni, a nawet lat.
Czas mija, a ja nie potrafiłem się pozbierać, ciężko mi było i, mimo że świetnie udawałem przed dziećmi, sam ze sobą nie potrafiłem już wytrzymać.
Nawet codzienne chodzenie na cmentarz nie dawało mi spokoju, modlitwa również przestała mnie uspokajać, nie dając mi spokoju, którego teraz potrzebowałem.
- Dzień dobry Sorey - Przywitałem się z mężem jak zawsze pałać świeczkę na jego grobie. - Wiesz, dzieci są coraz starsze, już mnie nie potrzebują, Misaki planuje zamieszkać z Norim, tak wiem, nigdy ci się to nie podobało, Merlin kogoś poznał i coraz rzadziej przebywa w domu, a Yuki chce znów wyruszyć w podróż może to dobry czas, aby stać, odejść zaczynając życie na nowo - Mówiłem do niego, uśmiechając się przy tym łagodnie, kocham cię Sorey i chciałbym, aby do mnie wrócił - Wyznałem, siedząc na cmentarzu przy grobie człowieka, którego kocham i kochać nie przestanę...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz