Słysząc jego pytanie, zarumieniłem się, odwracając wzrok od jego klatce piersiowej, która była taka doskonała, umięśniona sprawiając, że nogi same mi się uginały, wywołując potężny głód, który pragnąłem zaspokoić.
- Nie, przepraszam, ja po prostu dawno już nie widziałem twojego nagiego torsu i chyba trochę mi odbija - Przyznałem, zaciskając dłonie, skupiając wzrok na wszystkim tylko nie na tej doskonałej i tam cudownej klatce piersiowej.
Sorey nic nie odpowiedział na moje słowa, co wywołało jeszcze większe zażenowanie, bo może i to mój Sorey jednak on w porównaniu do mnie niczego nie pamięta a ja głupi już ślinie się na jego widok.
Mężczyzna zrobił jednak coś dziwnego, podchodząc bliżej, chwycił moją dłoń, kładąc na swojej klatce, ciepło się przy tym uśmiechając.
- Możesz patrzeć i jeśli chcesz, możesz też dotykać, mi to nie przeszkadza - Wyszeptał, z powodu czego zawstydziłem się jeszcze bardziej, dostając jednocześnie przebłysku.
- Jesteś gorący - Wyrzuciłem z siebie, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że mogło to jakoś dziwnie zabrzmieć, a przecież nie miałem nic złego na myśli, tak przynajmniej mi się wydaje.
- A ty za to strasznie zimny - Jego słowa rozbawiły mnie, wywołując szczery uśmiech na mojej twarzy. - Dlaczego się uśmiechasz? Czymś cię rozbawiłem? - Zapytał zaskoczony tym faktem.
- Tak, właśnie mi przypomniałeś, jak będąc człowiekiem, zawsze mówiłem mi, że jestem zimny - Przyznałem zgodnie z prawdą, nie przestając się szczerze uśmiechać, już od dawna nie będąc takim szczęśliwym.
Sorey kiwnął głową, patrząc prosto w moje oczy w milczeniu, ciekawe, nad czym tak sobie myśli, najpewniej stara się pozbierać wszystko do kupy, co ma prawo być dla niego naprawdę trudne. Sam nie wiem, co bym zrobił, gdybym był na jego miejscu, nie mając pojęcia, kim jestem i kim byłem.
- Wiesz, możesz schować skrzydła i założyć bluzkę - Uświadomiłem go, samemu wracając do świata żywych. Jego tors jest taki kuszący, ja, ja nie mogę na niego patrzeć, nogi mi się uginają z samego patrzenia.
- Jak mam schować skrzydła? - Zapytał, czym absolutnie mnie nie zaskoczył, w końcu ma prawo, jeszcze tego nie wiedzieć w końcu kiedyś się nauczy.
- Już tłumacze - Tłumacząc spokojnie i cierpliwie czekałem aż uda mu się wykonać moje polecenie chowając swoje skrzydła.
- Udało mi się, owieczko udało - Na te słowa zamrugałem zaskoczony, czym chyba wystraszyłem chłopaka, chociaż nie do końca wiedziałem dlaczego.
- Przepraszam, nie wiem, skąd mi się to wzięło - Przeprosił spanikowany, w tej całej sytuacji przypominając mi tego dawnego szczerego i nadmiar gadatliwego Soreya.
- Spokojnie Sorey nie gniewam się za to - Przyznałem zgodnie z prawdą.
- Nie? - Zapytał zaskoczony, zakładając koszulkę na swoje ciało.
- Nie, bo wiesz, gdy jeszcze byłeś człowiekiem, często tak do mnie mówiłeś, szczerze powiedziawszy miło znów usłyszeć to przezwisko.
- Więc ci się ono podoba? - Dopytał, śmiesznie przekręcając głowę w bok.
- Nie jest źle, lubię je - Przyznałem, uśmiech się do niego ciepło patrząc prosto w oczy. - Cieszę, że do mnie wróciłeś - Wyznałem, delikatnie całując go w policzek, nie chcąc przypadkiem wystraszyć, całując w usta, wciąż niewiele pamięta, dla tego nie chciałem niepotrzebnie go stresować.
< Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz