sobota, 6 maja 2023

Od Soreya CD Mikleo

Byłem wściekły na mężczyznę nie za to, w jaki sposób się do mnie zwrócił, a na to, jak potraktował Mikleo. Mnie mógł traktować jak tam sobie chciał, ja się tym nie przejmę, ale Mikleo musi być traktowany z szacunkiem. Zdenerwowany na niego chwyciłem go za nadgarstek, mocno go ściskając co sprawiło, że puścił mojego męża z cichym sykiem. Początkowo myślałem, że ścisnąłem jego rękę za mocno i to właśnie moja siła sprawiła, że go zabolało, ale kiedy puściłem ją zauważyłem ślady jakby po oparzeniu. Nad tym postanowiłem jednak pomyśleć później, teraz musiałem pokazać temu facetowi, że nie może traktować mojego męża w tak paskudny sposób. 
– Powiedział ci, że masz go puścić – syknąłem, stając pomiędzy nim, a moim mężem. 
– To nie twoja sprawa, odejdź stąd, nim obiję ci gębę – odpowiedział, czym zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Jeszcze zobaczymy, kto tu komu gębę obije, bo jak na razie ręce bardzo mnie świeżbią. Chyba anioł nie powinien tak działać, no ale jak mam być spokojnym aniołek, kiedy traktuje najwspanialszego Serafina pod słońcem jak jakiś worek ziemniaków. Chociaż, większość ludzi do jedzenia jeszcze jakiś szacunek ma. 
– Jest to moją sprawą, odkąd Mikleo jest moim mężem – powiedziałem równie wrogo, nie chcąc mu odpuścić. – A za to, że sprawiłeś mu ból, masz go teraz ładnie przeprosić. 
– Twój mąż? Fajnego więc sobie męża wybrałeś, skoro każdemu do łóżka wskakuje po kilku głębszych. 
– Sorey... – usłyszałem za sobą głos Mikleo, który chyba miał mnie uspokoić, ale niezbyt mu się to udało, bo nim się sam zorientowałem, rzuciłem się na typa, który śmiał obrazić mojego męża. 
Trochę się poszarpaliśmy, ale żadne z nas nie odniosło jakoś bardzo poważnych obrażeń; ja tylko uderzyłem go w szczękę na tyle mocno, że wybiłem mu zęba, a on dość w odwecie uderzył mnie w nos, chyba go łamiąc, no i też trochę poszarpaliśmy ubrania. Pewnie to wszystko zakończyłoby się gorzej, gdyby nie strażnicy, którzy nas zauważyli i rozdzielili nas, grożąc, że jeżeli to jeszcze raz się powtórzy, to trafimy do lochu. Osobiście mnie to nie przestraszyło i gdyby nie Mikleo, pewnie dalej nalegałbym na to, by go przeprosił. Mój mąż zaprowadził go do alejki z dala od tłumu, a kiedy już to zrobił, zabrał się za leczenie mojego nosa, który sądząc po bólu, musiał być złamany. 
- Kto to był? – spytałem, kiedy nos był nastawiony, a Mikleo obywał moją twarz z krwi. 
- To był facet, z którym się przespałem – wyjaśnił, na co zmarszczyłem brwi. Ale że on? Naprawdę? 
- Dlaczego on? Jest strasznym dupkiem. Nie zasługujesz na kogoś takiego, jak on – zauważyłem, nie odrywając od niego wzroku. 
- Byłem załamany, przybity, a on wyglądał w tamtym momencie jak ty... no i jakoś tak wyszło – wyjaśnił, ale to mi absolutnie niczego nie rozjaśniło. 
- Naprawdę wyglądam jak on? On jest dosyć stary. Nie widziałem swojego dokładnego odbicia, bo przeglądałem się tylko w tafli wody, no ale nie jestem aż tak stary. I nie mam żadnego zarostu – odparłem, naprawdę nic z tego nie rozumiejąc. 
- Teraz wyglądasz prawie tak samo jak wtedy, kiedy miałeś siedemnaście lat. Ja zapamiętałem cię, jak miałeś już prawie czterdzieści, więc trochę był do ciebie podobny – kontynuował, na co powoli pokiwałem głową. Musiałem wyglądać naprawdę okropnie, kiedy miałem te czterdzieści lat. 
- Prawie... czyli co się zmieniło? – dopytywałem, ciekawy jakie to zmiany zaszły w moim wyglądzie. 
- Włosy i oczy. Wcześniej włosy miałeś ciemnobrązowe, a oczy były cudnie zielone – wyjaśnił, na co znów pokiwałem głową. Z jego wypowiedzi mogłem wywnioskować, że lubił moje oczy. Ciekawe, co teraz sądzi o... jaki mam teraz tak właściwie kolor? Nie mam pojęcia, w wodzie ciężko było to dostrzec. Chyba jakieś takie brązowawe, ale takie bardziej jasne niż ciemne.
- A wolisz mnie takim, jakim jestem teraz, czy może wolałeś tego starego mnie, który miał siedemnaście lat? A może czterdzieści? – zapytałem, troszkę chcąc poznać jego gust. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz