piątek, 31 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

I znów się zaczyna, mówiłem mu już, że nie może mnie tak traktować, dojrzewania dojrzewaniem, ale on stanowczo przesadza, nie byłem jego pieskiem, nie byłem też własnością. Myślałem, że to zrozumie po naszej rozmowie i poczuciu winy, jaka go przedtem ogarnęła, och jak bardzo się myliłem.
Nie chcąc się mu podporządkować, stałem tak bez ruchu, chociażby najmniejszym palcem u stopy, dając mu jasno do zrozumienia, że nie będę i nie zrobię tego, na co on ma ochotę.
- Ruszaj się - Starał się zachować spokój, chociaż doskonale widziałem, że mu to nie wychodziło.
Nie chciałem go denerwować, ale i nie chciałem, aby traktował mnie w taki sposób, było już tak dobrze, a on znów stał się dzieciakiem, który chciał mieć zabawkę tylko i wyłącznie dla siebie.
- Nie Sorey, nie będę na każde twoje zawołanie - Postawiłem się mu, siadając na schodach, aby dać mu jasno do zrozumienia, że tym razem nie zrobię tego, czego ode mnie oczekuje.
Mój mąż rzucił mi pełne pogardy spojrzenie, chwytając moją koszulę, za pomogą której zmusił mnie do wstania.
- Masz dwa wyjścia albo pójdziesz tam grzecznie sam, albo sam cię tam zaprowadzę, ale to może się źle dla ciebie skończyć - Ostrzegł, chyba myśląc, że się przestraszę, ja wiem, że on jest teraz niereformowalny, ale to nie oznacza, że mam się go bać.
-Zostaw mnie - Syknąłem, próbując się wyrwać, co może by mi się udało zrobić, gdyby nie te przekątne kajdanki, że też akurat musiał wpaść na taki pomysł.
- Sam tego chciałeś - Sorey siłą zaciągnął mnie do sypialni, gdzie od razu pchnął na ziemię, dając mi kilka sekund spokoju, nim znów do mnie wrócił, zakładając na moją szyję obrożę, zapinając na niej smycz.
- No i teraz będziesz już grzecznym pieskiem - Chciał położyć dłoń na moim policzku, na co zgodzić się nie chciałem, odsunąłem się od niego, dając mu jasno dać do zrozumienia, że ma mnie nie dotykać.
Mój mąż nie wiele sobie z tego zrobił, pociągnął mnie mocno do góry trochę mnie tym sposobem poruszając, dotykając mojego policzka.
- Takim zachowaniem sam robisz sobie krzywdę - Miał rację, robiłem sobie krzywdę i czułem to doskonale, a mimo to nie przestałem tego robić, chcąc się mu w jakiś sposób postawić.
Przewróciłem oczami, patrząc na niego ze złością, jednocześnie nie chcąc do niego mówić, skoro on chce, abym przy nim był, będę, bo nie mam za bardzo wyjścia, ale mówić do niego już nie muszę i nawet nie chciałem, to będzie dla niego kara za to jego zachowanie.
- Nie gniewaj się na mnie, dobrze wiesz, że gdybyś był dobrym chłopcem i słuchał się mnie, nie musiałbym cię tak traktować - Ucałował moje wargi, po czym puścił moją obrożę, pozwalając mi opaść na ziemię.. - Wstań - Pociągnął za smycz, zmuszając mnie do posłuszeństwa, nie podobało mi się to, nie chciałem tego, ale czy miałem wybór? No raczej nie.
Tak jak tego chciał, uklęknąłem przy łóżku tuż przed nim, dłoń kładąc na moją głowę, którą od razu odsunąłem, dając mu jasno do zrozumienia, że ma mnie nie dotykać.

<Pasterzyku? c:> 

Od Haru CD Daisuke

 Czy miał? No miał, ale to wywołałoby wojnę, a przecież nie tego chcemy prawda? Tak jak i on, tak jak i ja stawiamy na swoim i nic z tego specjalnego nie wynika, a nie tak powinno być.
- Nie masz wyjścia, musisz robić to, co ci każę - Stwierdziłem, od razu dostrzegając jego pełne oburzenia spojrzenie. No tak nie podoba mu się to, zupełnie mnie to nie zaskakuje.
- Słucham? Chyba się pomyliłeś, to ja jestem twoim panem - Moim panem? No proszę piesek swojego pana, szkoda tylko, że teraz piesek nie będzie posłuszny, ja robię teraz to, co jest słuszne, a nie to, czego chce on.
- Na razie to ty się zajmij zdrowiem, a później pomyślimy nad innymi sprawami - Uspokoiłem go, całując w czoło. - Nie martw się, ten czas przeminie nam szybko, nim się obejrzysz, staniemy na ślubnym kobiercu - Dodałem, mając nadzieję, że to jakoś przeżyje, to tylko kilka tygodni nie powinien aż tak źle na to reagować.

Dni mijały, a każdy następny był coraz to gorszy, mój narzeczony naprawdę potrafił zajść mi za skórę. Widziałem, że cieszy go to, co robił, no tak w końcu to była jedyna atrakcja, jaką tutaj miał.
Znosiłem to cierpliwie, mimo że bardzo mnie to drażniło, gdybym tylko mógł, chyba bym go udusił, bo tak, zasługuje sobie na to.
- Czy ty możesz dać już sobie spokój? - Znudzony jego fochami usiadłem na łóżku, widząc jak bardzo ma dość całej tej sytuacji, która jest dosyć ciężka, przeleżał w łóżku już prawie miesiąc, żebra ładnie się zrastają jeszcze może tydzień maksymalne dwa i wszystko będzie tak jak dawniej, a przynajmniej taką mam nadzieję.
- Dam sobie spokój jak już będę mógł normalnie żyć - Mówił do mnie tak, jakby został tu uwięziony, oczywiście przywiązany do łóżka i sam on wie, co jeszcze złego mu się dzieje.
- Możesz normalnie żyć, musisz tylko uważać na siebie, przecież nikt cię tu na siłę nie trzyma - Nie rozumiałem, dlaczego tak dramatyzuje, może już więcej chodzić i co najważniejsze jest bardziej samodzielny, a to oznacza, że wraca do zdrowia i już nie długo może nie tak za dzień lub dwa, ale niedługo wróci do całkowitego zdrowia, a wtedy będzie mógł znów sobie poszaleć.
Mój panicz nic mi na to nie odpowiedział, przewracając oczami, teraz był na mnie obrażony pełną gębą, no cóż, nie ten pierwszy i nie ostatni raz, gdy się tak dzieje.
Dając mu spokój, podniosłem się z łóżka, podchodząc do okna, aby móc zobaczyć to, co się tam dzieje.
Mój narzeczony, mimo że nie mógł za wiele robić, świetnie kierował służbę, jak mają przygotowywać ogród do naszego ślubu, dryg do kierowania ludźmi to on ma.
- Widzę, że wszystko już sobie zaplanowałeś - Chciałem go pochwalić, aby poprawić trochę jego nastrój, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
- Ktoś musiał, gdybym nic nie robił, do ślubu by w ogóle nie doszło - Burknął, wstając powoli z łóżka, no i tyle byłoby z poprawienia mu nastroju.
- Nie złość się tak to szkodzi twojemu pięknu - Wiedząc, że to na niego świetnie działa a skoro działa zawsze to i teraz będzie działało...

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 W ostatnim czasie musiałem być dla niego za dobry, skoro teraz tak po prostu zignorował moje polecenia. Powinien je wykonywać od razu, bez zbędnego gadania, a on zawsze musi mieć ostatnie słowo, swoje słowo. Tak być nie może. Pewnie tylko szuka okazji, by spotkać się z tym sąsiadem. Coś musi być na rzeczy, bo gdyby tak wszystko było w porządku, nie miałbym tego dziwnego poczucia, że coś jest nie tak. Muszę go mieć przy sobie blisko i zawsze, nim padnie na coś głupiego. Kiedy tylko wsunął obrączkę na swój palec, zaczął należeć do mnie. I nie może się oglądać za innymi facetami. 
Byłem za dobry. To już wiem. Teraz nie będę się ładnie i grzecznie pytał, czy założy moją czerwoną koszulę, lub założy obrożę na szyję. Ja to zrobię za niego. Skuję jego ręce, aby nie zdjął obroży. I zapnę obrożę, by go prowadzić i mieć zawsze przy sobie. Tylko wtedy będę miał pewność, że nigdzie się nie łazi, i nic nie kombinuje, bo ja mu nie dam uciec. 
Siedziałem na górze, w sypialni, i czekałem cierpliwie, aż Mikleo wróci do domu. Gdzie on w ogóle poszedł? I to jeszcze beze mnie? Bez mnie nie może wychodzić z domu, chyba już mu o tym mówiłem. Potrzebowałem go tutaj, w domu, przy moim boku, a skoro tego potrzebowałem, to to dostanę, niezależnie od tego, w jaki sposób to dostanę. 
Słysząc, że coś tam na dole się dzieje, chwyciłem to, co mi było potrzebne, czyli kajdanki oraz czerwoną koszulę. Kajdanki schowałem do tylnej kieszeni, a koszulę miałem normalnie w ręce. Nie mogłem wziąć za dużo rzeczy jednocześnie, bo zacznie mi się wymykać, szarpać, a ja na to nie mam ochoty. Kiedy już unieruchomię jego ręce, po prostu go zaprowadzę do sypialni, i tam założę obrożę na jego szyi. I dopnę smycz. I przywiążę do łóżka, jak będę wychodził chociażby na chwilę, by na przykład nakarmić zwierzaki. Tylko wtedy mogę mieć pewność, że nic dziwnego i niepokojącego nie robi. 
- O, tutaj jesteś. Przespałeś się trochę? – spytał Mikleo, kiedy tylko zjawiłem się w zasięgu jego wzroku. 
- Nie. Po prostu przemyślałem kilka spraw. Założysz ją dla mnie? – zapytałem spokojnym tonem, wyciągając w jego stronę czerwoną koszulę, którą zostawił wczoraj w łazience.
- Teraz? – spytał marszcząc brwi. 
- Teraz – potwierdziłem, cierpliwie czekając, aż Mikleo odbierze moją koszulę. 
- Skoro tak bardzo chcesz... – odparł, nie wyczuwając mojego podstępu. 
Cierpliwie czekałem, aż mój mąż zdejmie z siebie niepotrzebne ubrania i założy na swoje ciało koszulę z czerwonego materiału. A kiedy tylko tak uczynił, podszedłem do niego i chwyciłem jego włosy, ciągnąc je do tyłu. Nie za mocno, oczywiście, ale chciałem, by odchylił głowę, i bym miał dostęp do jego ust, w które zaraz zachłannie się wpiłem. Chyba mu się to podobało, bo odwzajemnił te gest. Korzystając z jego zdezorientowania, sprawnie spiąłem kajdankami jego nadgarstki, o czym zorientował się po czasie. Robię się w tym coraz sprawniejszy i płynniejszy. 
- Znowu z tym? – spytał, kiedy odsunął się od moich ust. 
Postanowiłem, że nie będę mu odpowiadał. Będę tylko wydawał polecenia. A jak nie będzie ich wykonywał grzecznie, po prostu go ładnie nakieruję za pomocą smyczy. Tylko wpierw musi na niej być. 
- Do sypialni – rozkazałem, przyglądając się mu niewzruszony, ale w środku byłem na niego naprawdę wściekły. 

<Owieczko? c:>

czwartek, 30 maja 2024

Od Daisuke CD Haru

 Nie podobało mi się to, że Haru stawiał mi jakieś warunki. Zazwyczaj to ja byłem tym, który stawiał warunki, to mnie się słuchano, i było tak, jak ja chciałem. Haru w tych kwestiach wielokrotnie mi ulegał. Teraz był pierwszy raz, kiedy to Haru był aż tak uparty i nie chciał odpuścić. Ja nawet już trochę odpuściłem, chcąc zgodzić się na ten jeden, góra dwa tygodnie, a on dalej nie. Uparciuch. Przecież o nigdy nie był aż tak uparty, tak więc co się takiego wydarzyło, że nagle aż tak mu się to odmieniło i wzmocniło?
- Przecież za te kilka tygodni moje żebra będą w o wiele lepszym stanie, niż są teraz. Nie będę pewnie jeszcze mógł robić wszystkiego, i może mnie coś boleć, ale będę bardziej ruchliwy, niż teraz. A jak coś będzie boleć, to wypiję zioła – dalej próbowałem go przekonać do tego, by żadnego przesuwania terminu nie doszło. Albo żeby nie było ono jakoś bardzo drastyczne. 
- Nawet jak już będą w lepszym stanie, to dopóki się nie zrosną one całkowicie, będą boleć. A nie chcę, byś w najważniejszym dla ciebie, i mnie dniu cierpiał. Chciałbym, byś się bawił. Cieszył. Tańczył. Ze złamanymi żebrami nie jest to możliwe – wyznał, chwytając moją dłoń i gładząc kciukiem jej wierzch. 
- Skoro ze złamanymi żebrami znalazłem cię w ciemnym lesie, to tańczenie nie wydaje się być jakieś złe – odbiłem piłeczkę, chcąc mu też przedstawić swoje racje. 
- Mhm, a później złamanie się odnowi i znów dwa miesiące będziesz musiał leżeć, a tego raczej nie chcesz. 
Miał rację, nie chciałem leżeć po naszym ślubie dwa tygodnie. W moich planach po ślubie, mieliśmy jechać nad morze i spędzić tam tyle czasu, że serdecznie będziemy mieć dosyć słonej, morskiej wody. Chyba te plany są aktualne, nawet pomimo tego, że Haru miał aktualnie mały, włochaty problem. Skoro nigdy nad morzem nie był, to wręcz muszę go tam zabrać. Zresztą, i ja sam z chęcią spędziłbym czas na plaży, bo w morzu raczej nie popływam, nawet gdybym bardzo chciał. Uniemożliwia mi to brak pewnej niezwykle ważnej do tego umiejętności. 
- Mogę się zgodzić na absolutne minimum – mruknąłem, patrząc przed siebie. On to chyba chce mi na złość zrobić tym przełożeniem ślubu. Przecież mu mówiłem, że nic mi nie jest i do pory ślubu na pewno wszystko się tam zrośnie tak, jak być powinno. W ogóle nie powinienem iść na jakiekolwiek kompromisy, tylko twardo stać przy swoim. Co ten człowiek ze mną wyczynia, to ja nie mam pojęcia. 
- Absolutne minimum to te trzy tygodnie, chociaż i tak uważam, że to za mało – a on dalej uparcie trzymał się swego. 
- Okrutny jesteś. I okropny – burknąłem wiedząc, że nie mogę zrobić nic innego, jak tylko zgodzić się na jego warunki. Ale może być pewien, że zemszczę się na nim w momencie, w którym się tego najmniej spodziewa. Muszę tylko poczekać na odpowiedni moment. 
- Czyli to znaczy, że się zgadzasz? – spytał z niedowierzaniem, a jego kąciki uniosły się w lekkim uśmiechu. 
- A mam jakieś inne wyjście? – bąknąłem cicho, bardzo niezadowolony z takiego obrotu spraw.

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nic nie zrobiłem a on już się złości, że też akurat musiał zobaczyć naszego sąsiada przez okno, na Boga przy nim to już nic nie mogę zrobić, aby przypadkiem go nie zdenerwować, no cóż, będzie musiał nauczyć się samokontroli, przyda mu się, bo ja dziś nie planuje siedzieć w domu, wychodzę nad jezioro i mam zamiar trochę nad nim czasu spędzić, bez względu na to, co on pomyśli. Muszę go nauczyć, że nie będę przy nim cały czas, bo to z tym jest największy problem.
- Daj spokój już z tą obrożę i koszulą. Wiem, że to ciężko dla ciebie czas, ale nie będę na każde twoje zawołanie - Mój głos był beznadziejny, a to jeszcze bardziej zachęcało mnie do tego, abym poszedł nad jezioro, aby nie czuć bólu gardła i reszty miejsc na ciele, bo przyznać musiałem, że trochę mnie bolało..
- Nie dam spokoju, za to, że mnie nie słuchasz, dotknie cię kara - Stwierdził, chyba chcąc, aby się wystraszył, dość już straszenia, wiem, co mu jest i wiem, że teraz mogę powoli go uczyć, że nie będzie przez cały czas przy mnie.
- A ty znów z tą karą, idź doprowadź się do porządku, zrób sobie kawę i odpocznij, a w tym czasie ja pójdę nad jezioro - Zaproponowałem, uśmiechając się do niego łagodnie, mając nadzieję, że sobie odpuści, kiedyś w końcu będzie musiał.
- Nie, nad żadne jezioro cię nie puszczę - Burknął, mocniej zaciskając dłoń na moim podbródku.
- Ja się ciebie o zdanie nie pytam, ja tylko cię informuję - Wytłumaczyłem mu, ucałowałem w policzek i opuściłem sypialnie, wiem doskonale, że dojrzewanie jest trudne, ale to nie oznacza, że może mnie tu więzić.
- Zostań - Chwycił moją dłoń, którą wyrwałem, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, z którego zapewne nic sobie nie zrobi, ale czy się tym przejmuje? No raczej nie.
Nie czekając na jego fochy, opuściłem dom, idąc nad jezioro, gdzie mogłem odpocząć, zażyć lodowatej kąpieli, odprężyć się u uleczyć swoje ciało i co najważniejsze gardło, które przestało mnie już boleć.
To było cudowne uczucie, gdy znów byłem jak nowo narodzony i gotów do ponownego znoszenia mojego dorastającego męża, że też akurat musi być aż taki zazdrosny, rozumiem naturalnie, że mnie potrzebuje, ale żeby aż tak? To drobną przesadą.
Do domu wróciłem, chyba po dwóch godzinach nie chcąc zostawiać męża zbyt długo samego. Wiedząc, jak bardzo się to znosi, oczywiście nie miałem zamiaru już więcej dać się mu się traktować, jeśli przegnie, będę miał uczyć swoich mocy, aby trochę go uspokoić..
Po powrocie do domu od razu zauważyłem, że panuje tam cisza i spokój Sorey najwcześniej się uspokoił i może położył spać, dobrze by mu to zrobiło, wtedy by odetchnął i na nowo zaczął myśleć.
Rozejrzałem się po salonie i kuchni, ale tam go nie było, a to akurat dobrze nie chciałbym od razu się z nim spotkać, doskonale wiedząc, jak bardzo zdenerwowany może być, o ile nie śpi, bo jeśli śpi, to chyba nie mam się czym przejmować.
Witając się z naszymi zwierzakami, rozsiadłem się wygodnie w salonie, niczego do szczęścia już nie potrzebując.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

O ile chciałem go przełożyć? No tego tak szczerze nie wiedziałem, bo i skąd wiedzieć miałem, może tydzień a może trzy sam nie wiem.
- Myślę, że może o dwa, a nawet trzy tygodnie, chyba że wciąż będziesz się źle czół, wtedy przełoży się to nawet do miesiąca, abyś wrócił do pełnego zdrowia - Zaproponowałem, od razu spotykając się z oburzeniem wymalowanym na twarzy mojego panicza, on chyba naprawdę chciał, aby wszystko było tak, jak sobie to zaplanował, nawet jeśli jego ciało mu tego odmawia.
- No chyba sobie żartujesz - Burknął, zły na mnie, a ja nie miałem pojęcia, za co i dlaczego, przecież nic mu złego nie zrobiłem prawda? Ja tylko odpowiadam na jego pytanie, a może problem jest w czymś innym? Zaraz się zapewne dowiem.
- Ja? A niby z czego? - Podpytałem, unosząc jedną brew ku górze, nie rozumiem jego zachowania ani zdania, ostatnio coś go ugryzło, a ja sam nie mam pojęcia co.
- Z takim długim przedłużeniem ślubu, nie zgadzam się na tak długi termin, mogę się zgodzić na tydzień nic więcej - Wyjaśnił, no dobrze teraz już świat stał się jaśniejszy.
Westchnąłem ciężko, kładąc dłoń na czole, mój panie co za osioł, dlaczego on musi wszystko tak bardzo utrudniać? Medyk dał mu jasno do zrozumienia, że potrzebuje więcej czasu, aby dojść do siebie, a żeby tak się właśnie stało, musi odpoczywać, dlaczego on tego nie pojmuje.
- Nie będę z tobą dyskutować na ten temat, wyraziłem się dość jasno, nie będzie ślubu, dopóki nie wrócisz do zdrowia, tylko wtedy będę w stanie świętować z tobą ten dzień - Pierwszy raz w życiu musiałem postawić na swoje a wszystko dlatego, że on nie dawał mi wyboru, gdyby zachowywał się tak, jak zachowywać się powinien, nie musiałby aż tak stawiać na swoim.
- Nie, to ja nie będę z tobą dyskutował, ślub się odbędzie, nawet jeśli może żebra będę wciąż w nie najlepszej kondycji - A on znów swoje, na boga co z niego za uparciuch, mógłby już sobie odpuścić, ja naprawdę nie chcę z nim walczyć, niestety on nie pozostawia mi wyboru, chcę postawić na swoim a ja na swoim ciekawe, który z nas szybciej odpuści.
Ciężko wzdychając, przewróciłem oczami, może gadać zdrów ja i tak zrobię swoje czy tego chce, czy nie.
- Hym, już na pewno ci na to pozwolę, medyk jasno określił twój stan, a moim obowiązkiem jest o ciebie zadbać, abyś znów sobie czegoś nie zrobił - Nie chciałem dać za wygraną, on jest uparty, ale i ja potrafię być uparty, jeśli tylko bardzo tego chce.
- Zadbasz o mnie, gdy dojdzie do ślubu, niczego więcej od ciebie nie chcę - On chyba sobie tego ślubu nie odpuści, to znaczy ja też nie chcę go odpuszczać, ale skoro musimy go przełożyć, to musimy, tak po prostu musi być i oboje dobrze o tym wiemy.
- Oj skarbie, ja tak jak i ty, nie chcę przekładać tego ślubu, ale co mamy zrobić? Popatrz na to trzeźwym okiem, musisz wyzdrowieć, abyśmy mogli stanąć na ślubnym kobiercu - Spróbowałem od innej stronę, mając nadzieję, że chociaż tym sposobem go jakoś przekonam.

<Paniczu? C:> 

Od Soreya CD Mikleo

Obudziłem się wczesnym rankiem i niemalże od razu zauważyłem, że Mikleo nie było obok mnie. I pewnie to mnie obudziło. Czemu on nie może po prostu tu sobie przy mnie leżeć? I cieszyć się spokojem, wspólną obecnością, nieobecnością dzieciaków, i ogólnie tym luksusem braku obowiązków, albo raczej ich niewielką ilością, bo zawsze coś tam do zrobienia będzie. Ale nie ma dzieci, i też się zima zbliża, dlatego za dużo do roboty nie ma. Tylko zwierzaki oporządzić. I od czasu do czasu trochę dom posprzątać, bo wypada. I tyle. Jak dobrze, że już nie musi wychodzić na dwór, do tych głupich kwiatków i tego jego sąsiada dziwnego. A nawet jakby musiał wychodzić do tych kwiatków, to bym go nie wypuścił. Na kwiatki miał swój czas. Teraz pora na mnie. Ja też potrzebuję jego atencji, i to zdecydowanie bardziej, niż jego kwiatki. 
Dlatego, gdzie on jest? Powinien być obok. Jak każdego poranka, powinien leżeć obok mnie, by mój dzień od razu wydawał się piękniejszy.
Tknięty jakimś dziwnym przeczuciem podniosłem się z łóżka i podszedłem do łóżka. Porę to ja sobie akurat idealną wybrałem, bo akurat dostrzegłem, jak nasz sąsiad do kogoś macha. Do  kogo mogłoby to być? No oczywiście, że do  m o j e g o  męża. Od razu poczułem, jak krew mnie zlewa. Czemu Mikleo jak zwykle się mnie nie słucha? Mówiłem mu przecież, że ma nie opuszczać domu. I jeszcze obroży nie nosi. A o tym wiem, bo leży ona tutaj, na szafce. Oj, ewidentnie moja kara na niego nie podziałała. Będę musiał uciec się znów do jeszcze bardziej drastycznych metod, skoro te łagodniejsze na niego nie działają. Bardzo dobrze podziałały na niego kajdanki. I spanie na podłodze. I mówić nie będzie miał za bardzo jak, bo wczoraj na nowo zdarłem mu gardło. A jak będzie mi próbował pyskować... cóż, na to też mam pewien pomysł. 
- Dzień dobry, kochanie – zaczął niewinne Mikleo, kiedy tylko wrócił do sypialni. Jaki uśmiechnięty, zadowolony... to pewnie dlatego, że się widział z tym sąsiadem. Rozmawiali? Nie zauważyłem tego. Zauważyłem, że się do niego uśmiechał i machał ręką, ale kto wie, co się tam wydarzyło.
- Nie da się ciebie zostawić na chociażby pięć minut, bo już robisz wszystko na opak – syknąłem do niego, mrużąc zły oczy. 
- Och, znowu się zaczyna... – niby powiedział to cicho, ale usłyszałem to aż za dobrze. I to jeszcze do mnie miał pretensje? Ktoś tu mi się wyszczekany zrobił. 
- Zaczyna się. Jesteś nieposłuszny. Ignorujesz każde moje słowo – odparłem, zmniejszając dystans pomiędzy nami. 
- Nie wiem, co takiego widziałeś przez okno, ale nic takiego się nie stało. Wypuściłem Psotkę, a że Ren akurat wychodził, no to się przywitałem. To wszystko – wyjaśnił, jakby to było największym problemem. 
- A obroża? Czerwona koszula? Bardzo nie lubię, kiedy ignorujesz moje polecenia – wyznałem, chwytając jego podbródek i uniosłem go do góry, by móc dokładnie obejrzeć jego twarz. Nie wystarczam mu? Może za mało zwracam na niego uwagę? Na pewno za wiele mu pozwalam, to jedno jest pewne. Jedyne rozwiązanie to obroża, smycz, i trzymanie go bardzo blisko siebie.

<Owieczko? c:>

środa, 29 maja 2024

Od Daisuke CD Haru

 Czy magia mogłaby mi pomóc? Zapewne. Magia w wielu aspektach poprawiała życie, czy to przyspieszała pewne czynności, albo umożliwiała rzeczy z pozoru niemożliwe. Czy jednak istnieje sposób, by te moje żebra szybciej się zrosły? Na pewno. Problem w tym, że  tym mieście nie ma kogoś, kto by mógł mi pomóc. Tak mi się przynajmniej wydaje. To oznaczało więc, że musiałbym opuścić rezydencję, ruszyć się z niej, a tego raczej nie chcemy. Znaczy się, mi tam to nie przeszkadza, po prostu cały czas podróży w jedną stronę musiałbym być na ziołach. Obawiam się jednak, że Haru by na to nie poszedł. Za bardzo się o mnie martwi. To miłe, że się mną zajmuję, i martwi się o mnie, no ale czasem, czyli na przykład dzisiaj, przesadza. Nie uważam, by z mojego powodu należało przesunąć datę naszego ślubu. Teraz faktycznie nie czułem się najlepiej, ale za te kilka tygodni? Na pewno będę się czuł lepiej. A jak jeszcze coś mnie tam będzie pobolewać, no to mam zioła, zamiast alkoholu będę właśnie je pił. Nie tego chcę, wolałbym pić alkohol, no ale jakoś przetrwam. 
- Teoretycznie, możliwe to jest. Gorzej z praktyką – wyznałem, przymykając oczy, próbując jakoś do tego bólu przywyknąć, bo nie było opcji, bym napił się kolejnych ziół. Przed chwilą się obudziłem, i już miałem iść spać? Nie ma mowy. Dosyć mam spania i nic nie robienia. 
- A to dlaczego? Dla mnie znalazłeś uzdrowiciela – zauważył trafnie, z czym nie mogłem się nie zgodzić.
- Znalazłem, ale musieliśmy do niego jechać, pamiętasz? A według zaleceń medyka, powinienem ograniczyć aktywność fizyczną do minimum. I coś czuję, że także nie pozwolisz mi wsiąść na konia. A ściąganie tutaj tego uzdrowiciela, i jakiegokolwiek innego, to duże koszty. Sama usługa to jeszcze większe koszty. To jest zwyczajnie nieopłacalne – wyjaśniłem, otwierając oczy, by móc na niego zerknąć. Jak tak rozmawiamy, to nie jest wcale tak źle. Co prawda, dalej nic nie robię, ale chociaż rozmawiamy, a nie śpię padnięty po ziołach, bo tego mam serdecznie dosyć. 
- Więc na mnie pieniądze wydajesz, a na siebie skąpisz? – spytał z niedowierzaniem. 
- To nie jest skąpstwo. Uważam to po prostu za nieopłacalne. Twoja przypadłość była nieuleczalna, gdyby nie magia, nigdy nie odzyskałbyś sprawności w prawej ręce. A to są złamane żebra, które w końcu się zrosną. Nie są warte tych pieniędzy, które przyjdzie mi zapłacić w przypadku przyspieszenia procesu gojenia. Mógłbym za to wyprawić ze cztery wesela. Albo odkupić włości należące do twojej rodziny – odpowiedziałem, nie za bardzo zadowolony z faktu, że miałbym wydawać aż tyle pieniędzy, które mógłbym przecież spożytkować na coś innego. Lepszego. Gdyby uzdrowiciel był w pobliżu, to owszem, miałoby to sens. 
Ale nie dla Haru, bo wyglądał on, jakby był w ciężkim szoku, czego nie rozumiałem. Powiedziałem coś dziwnego? Przecież on nie lubi, jak pieniądze wydaję na lewo i prawo. O co mu więc chodzi?
- Z tobą coś jest ewidentnie nie tak – odparł, kładąc dłoń na moim czole, jakby sprawdzał, czy mam gorączkę. 
- Od jakiegoś tygodnia nic nie robię, nie może być ze mną dobrze – mruknąłem, patrząc na niego spode łba. 
- Skoro nie chcesz wydawać na siebie pieniędzy, co jest dla mnie niepojęte, musimy przełożyć ślub – wyznał, a ja miałem ochotę westchnąć ciężko. Uparciuch. Ale naprawdę te pieniądze można spożytkować na coś lepszego, na niego na przykład. Zawsze pieniądze wydawałem na siebie, ileż można?
- O ile chcesz ten ślub przełożyć? – spytałem w końcu, nie mając innego wyboru, bo przecież mi nie odpuści. Ale jak mi zaraz powie, że o jakieś trzy tygodnie bądź dłużej, to chyba go uderzę, chociażbym miał sobie kolejne żebro przemieścić. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Jego pytanie było tak proste, że odpowiedz, będzie jeszcze prostsza.
- Poproszę gorącą kąpiel a do tego męża kąpiącego się wraz ze mną - Bardzo chciałem zażyć relaksującą kąpiel, ale tylko z mężem sam nie chce tam być, co prawd mógłby sam szybko się przemyć, ale przecież to nie jest to samo prawda?
- Z największą przyjemnością zażyje kąpieli z moją cudowną, piękną i seksowną owieczką - Odpowiedział, podchodząc do mnie, aby położyć dłonie na moich pośladkach, łącząc usta w namiętnym pocałunku.
- Nie za bardzo mi słodzisz? - Zapytałem rozbawiony, gdy tylko oderwaliśmy się od swoich ust.
- Oczywiście, że nie. Ja mogę słodzić ci każdego dnia i o każdej godzinie, chce twojej uwagi a wtedy mam jej najwięcej - Wytłumaczył, całując w policzek, schodząc na szyje, pozostawiając ślady na mojej skórze.- Idę zawołam cię, kiedy wszystko będzie gotowe - Dodał, ostatni raz całując moje usta, nim opuścił sypialnie, idąc zając się naszą kąpielą, gdy ja spokojnie wypiłem herbatę, odczuwając nadchodzącą ulgę.
- Zapraszam wszystko już gotowe i czeka na ciebie - Sorey zjawił się w sypialni od razu po wypiciu mojej herbaty.
Zadowolony od razu ruszyłem w stronę męża wyciągającego w moją stronę dłoń, uchwyciłem ją, pozwalając się prowadzić do łazienki, gdzie pięknie pachniało.
Sorey chcąc się mną zaopiekować, najlepiej jak tylko się dało, zdjął moje ubrania, pomagając mi wejść do bali, robiąc to samo, najszybciej jak się tylko da, abym przypadkiem nie został w niej zbyt długo sam, nagi dołączył do mnie, mocno przytulając się mocno, postanawiając pozostawić na moim ciele ślady swoich ust, najwidoczniej chcąc zadbać o to, abym przypadkiem nie zapomniał, do kogo należę.
Odwracając się w jego stronę, usiadłem okrakiem na jego nogach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, chcąc, aby dostał mojej atencji, tyle ile tylko chce.
Mój mąż nie myśląc zbyt trzeźwo, zcisnął mocno moje pośladki, wchodząc we mnie bez ostrzeżenia. Odruchowo wydałem z siebie głośniejszy dźwięki, zaciskając dłonie na jego ramionach.
- Sorey - Wychrypiałem, mocniej do niego przylegając, czując jego silne dłonie poruszające moją pupą.
- Ci, nie możesz mówić, oszczędzaj gardło - Odpowiedział, poruszając się we mnie jeszcze szybciej, zmuszając do zatkania sobie ust jego ustami.
Nie spodziewałem się, że aż tak brakuje mu mojej uwagi, z powodu czego weźmie mnie tu i teraz.
Zmęczony pozwoliłem się umyć, a nawet ubrać w czerwoną koszulę ukochanego nim wspólnie poszliśmy spać.

Nad ranem jak zawsze przebudziłem się jako pierwszy, cicho opuszczając naszą sypialnię, nie chcąc obudzić śpiącego męża, spokojnie mogąc się umyć, ułożyć włosy i przebrać a po tym zająć się zwierzakami, które były strasznie głodne, no i Psotka, która nie została wypuszczona na noc z domu, co skończyło się małą niespodzianką w kuchni.
Nie mogąc mieć do niej o to żalu, posprzątałem ten mały prezent, wypuszczając ją na dwór, samemu na ni pozostając, tu było naprawdę przyjemnie, a więc nie specjalnie myślałem o powrocie.
Odprężając się na chłodnym dworze, zobaczyłem naszego sąsiada, który pomachał mi na dzień dobry i ja wiem, że miałem go unikać, ale jak to robić, gdy on jest taki miły i tylko czasem ze mną porozmawiać, nie potrafię być aż tak niemiły.
Przywitałem się z nim, nic poza tym wracając do domu, nie chcąc, aby Sorey coś zobaczył, znów się na mnie złoszczące.

<Pastrzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Akurat tego się spodziewałem, martwiło mnie tylko fakt związany z jego żebrami, nie mam pojęcia, jak on chce pójść przed ołtarz, kiedy to jego żebra, nie są w najlepszej kondycji, przecież on nie będzie w stanie za długo stać, nie mówiąc już o poruszaniu się, co również będzie bardzo utrudnione. Oj nie na pewno nie pójdzie do ślubu w takim stanie, na to nie mogę się zgodzić.
- Jeśli nadal będziesz w takim stanie, niestety będziemy musieli to zrobić i ja wiem, że nie odpowiada ci ten pomysł, ale oboje dobrze wiem, że w taki stanie nie dasz cieszyć się ślubem, ani nawet weselem, a o tańcu nawet już nie wspomną. Przecież ciebie nawet nie można dotknąć a co dopiero się z tobą bawić - Stwierdziłem, widząc to jego oburzone spojrzenie, nie specjalnie się nim przejąłem, oboje dobrze wiemy, że mam racje a on nie chce tego przyznać, bo jest upartym osłem, który za wszelką cenę chce zrobić wszystko tak, jak wcześniej sobie zaplanował.
- Nie, nie ma nawet o tym mowy, dojdzie do tego ślubu, nawet jeśli będę musiał się do niego czołgać - A to było już naprawdę głupie, czy on w ogóle myśli, zanim coś powie? Naturalnie ja wiem, że on chce za wszelką cenę, aby do tego ślubu doszło i ja też tego chce, ale nie możemy wziąć go, dopóki nie wróci do zdrowia.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to, co właśnie mówisz, nie ma najmniejsze sensu? Nie pozwolę ci się czołgać to po pierwsze, a po drugie jak ty sobie to wyobrażasz? Chyba już za długo w zamknięciu jesteś, bo nie myślisz zbyt trzeźwo - Stwierdziłem, kładąc dłoń na głowie, trochę załamany tym, co mówi, naturalnie to wszystko powinno być na odwrót, mój narzeczony zawsze był tym mądrym a ja tym głupim, dlaczego teraz to wszystko się zmieniło? Chyba na prawdę za długo jest w domu.
- Nie rozumiesz, mi zależy na tym ślubie, a tobie chyba nie za bardzo skoro tak bardzo chcesz go odłożyć - No tak teraz się wyżywać na mnie najlepiej, bo to ja robię wszystko, aby jego żebra zrastały się jeszcze dłużej.
- Zależy mi na ślubie, ale jeszcze bardziej zależy mi na tobie i twoim zdrowiu, ślub można zawsze przełożyć, a zdrowie ma się tylko jedno i go nie da się przełożyć, ten stan może być gorszy lub lepszy teraz natomiast jest bardzo słaby i oboje dobrze to wiemy - Wytłumaczyłem, mając nadzieje, że teraz to pojmie i nie będzie próbował nadal ze mną walczyć.
 - Skoro ci zależy, to go nie przekładamy - A on znów swoje, no to w taki razie muszę złapać tę sprawę od innej strony i kto wie, może coś z tego wyniknie.
- No dobrze powiedzmy, że ślubu nie przełożymy, jest może jakiś szybszy sposób na twoje ozdrowienie? - Podpytałem, przyglądając mu się uważnie, chciałem skończyć zdanie i pewnie bym to zrobił, gdyby mój narzeczony i na to pozwolił.
- Co masz na myśli? - Zapytał, zbyt szybko nie dając mi dokończyć zdania.
- Tak sobie myślę, że skoro magowie są w stanie zrobić naprawdę wiele, to może będą w stanie doprowadzić cię szybko do zdrowia? - Wyjaśniłem, mając nadzieję, że tak się da, mi pomogli, jemu pomogli, a więc może i teraz to zadziała? A przynajmniej taką miałem nadzieję.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Trochę nie rozumiałem, czemu Mikleo nie chciał dzieci. Ja wiem, że urodzenie bliźniaków to niemały wyczyn, ale jedno dziecko? To pewnie też niemały wyczyn, ale znacznie mniejszy ból niż przy porodzie dwóch dzieci. I nikt nie powiedział że teraz. Albo za pół roku. No ale za kilkanaście lat...? Ja bym nie pogardził takim maleństwem. 
– Ale wiesz, że ja będę czekał na ciebie tak długo, jak tylko będę musiał? Mamy razem całą wieczność. No chyba, że wcześniej nie będziesz mnie chciał, wtedy odejdę – wyznałem, uśmiechając się do niego szeroko. Teraz może nie chcieć. Za kilkanaście lat może nie chcieć. Ale za kilkadziesiąt? Może nawet kilkaset? To szmat czasu, jego ciało na pewno porządnie się zregeneruje, i wtedy możemy znów chcieć jakieś maleństwo. Na tę chwilę faktycznie, też jestem na nie, ale jakimś czasie na pewno zmienię zdanie. 
– Się jeszcze zobaczy – wyznał, a ja wyczułem w jego głosie chęć skończenia tematu. W sumie, nie dziwiłem się, bo temat skończony był faktycznie i możemy do niego tylko wrócić za... cóż, naprawdę długi szmat czasu. 
– Się jeszcze zobaczy – potwierdziłem, i ucałowałem go w czoło. – A przed snem chcesz jeszcze herbaty z cytryną? Albo kąpiel ci zrobię – zaproponowałem nie chcąc, by aż tak cierpiał. A woda może pomóc mu się szybciej wykurować. Najpewniej byłoby, gdyby mój mąż poszedł nad jezioro, albo coś takiego, ale nie ma mowy, że go tam wypuszczę. Co prawda, jest ciemno, już raczej nikogo nie powinien, ale i tak nie chcę go wypuszczać. Już dzisiaj wystarczająco długo był poza zasięgiem mojego wzroku. Ledwo to przeżyłem. Muszę mieć go w końcu zawsze na oku, bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś jego na oku nie ma. Albo że on ma kogoś innego na oku. Tak się też może zdarzyć. 
– Nie pogardzę – wyznał, co mnie trochę tak z tropu zbiło. 
– Ale że czym nie pogardzisz? Herbatą? Czy kąpielą? Bo się już pogubiłem – zapytałem, nie za bardzo mając pojęcia, o co mu chodzi. 
– I jednym, i drugim – wyjaśnił, masując swoje biedne gardziołko. 
– Ależ oczywiście, już się tobą zajmuję. Psotka, pilnuj pana – poprosiłem psinkę i zniknąłem na dole. 
Tak jak Mikleo obiecałem, zabrałem się za przygotowanie herbaty. Pomyślałem sobie, że wpierw zrobię ją, i taką gorącą mu zaniosę, i on sobie będzie pił, a ja wtedy przygotuję mu kąpiel przez ten czas. I jak on skończy pić, będzie miał od razu kąpiel. Tylko, jaką kąpiel mu przygotować? Gorącą? Czy zimną? Bo on za gorącą tak nie do końca przepada, a przynajmniej tak mi się wydaje, w końcu to było dla niego nienaturalne, gdyby lubił gorącą wodę. A na te wszystkie wspólne kąpiele się przełamywał. No ale zimna? Jak gardło boli? To nie pogorszy jego stanu? Co prawda, woda w jeziorze też najcieplejsza nie jest, ale mu ostatnio pomogła. Tak więc chyba zimna kąpiel... Może dla pewności się dopytam. 
– Proszę bardzo, herbatka gotowa – odparłem, kiedy już wróciłem do sypialni, i postawiłem kubek z szafce, by nie oparzył swoich drobnych rączek. – I jakiej kąpieli moja Owieczka chce? Gorącej, zimnej, letniej? – zapytałem, gotów do działania. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Każdy mój następny dzień wyglądał podobnie do poprzedniego. Budziłem się, chciałem się trochę przejść na co Haru pozwalał mi tylko pod warunkiem, że szedłem do łazienki, po czym wracałem, starałem się wytrzymać z bólu, Haru robił mi zioła i szedłem spać. I tak w kółko. Czasem dochodziły posiłki, o które specjalnie często nie prosiłem, nie mając zwyczajnie na nie ochoty, bo za bardzo bolało, ani też nie chciałem, by mój narzeczony tak często mnie karmił. Musiał mnie zarówno karmić, jak i poić ziołami, bo sam nie byłem w stanie utrzymać naczyń w dłoniach. Byłem w stanie utrzymać książkę, ale na to mi nie pozwalał mówiąc, że mam leżeć, a tym zajmę się potem. Ależ on irytujący był. 
Dni trochę zalewały mi się w jeden, i traciłem przez to poczucie czasu. Nie zauważyłem, by Haru jednak od tamtej feralnej nocy się przemienił. Zawsze był obok mnie w nocy, kiedy przebudzałem się, dręczony bólem czy nawet niepokojem związanym z tym, że może mi nagle zniknąć. Za to jeszcze nigdy nie widziałem go aż tak szczęśliwego, kiedy prosiłem go o załatwianie jakichś spraw na mieście. Widać było, że siedzenie w domu mu nie służy, i mówiłem mu, wróć do pracy, no ale przecież gdyby chciał, to by wrócił, a tu mu ze mną dobrze. Uwierzyłbym w to chyba, gdybym był głupi, albo ślepy. 
Pewnego dnia, kiedy leżałem na łóżku podirytowany tym, że nic nie mogę robić, do środka weszła służąca z wiadomością, że przyszedł medyk. Trochę mnie ta informacja zaskoczyła. Medyk miał do mnie przyjść? Nie kojarzyłem tego. Właściwie, to niewiele pamiętam z mojej wizyty u niego. Jedyne co, to to, że już chciałem wracać do domu, by szukać Haru. Możliwe, że zgodziłem się na coś, na co się zgadzać nie powinienem...? W sumie, to nawet się dobrze złożyło. Może jak mój narzeczony usłyszy, że wszystko jest dobrze, da mi więcej swobody. I w końcu będę mógł robić rzeczy, nawet te najprostsze. 
– Niech wejdzie – zarządziłem, podnosząc się do siadu. Gdybym wiedział, że przyjdzie medyk, ogarnąłbym się wcześniej. Włosy poczesał. Cokolwiek. Wiem, że wyglądałem paskudnie, Haru mi to uświadomił jakiś czas temu, ale może by mi się tak udało poprawić co nieco, by się lepiej prezentować.
– Może jego posłuchasz – mruknął Haru, cicho wzdychając. 
– Raczej ty masz słuchać jego, bo na pewno powie, że jest ze mną wszystko dobrze – odpowiedziałem, pewien swego. 
Medyk wszedł do środka, poprosił o rozpięcie koszuli, i zajął się badaniem moich żeber. Coś tam sobie pomruczał pod nosem, co nie brzmiało jakoś bardzo zachęcająco. Zerknął jeszcze na tył mojej głowy, obejrzał ramię, w które Haru wbił pazury, i po tym kazał mi się położyć. Zaczął macać moje żebra, co nie było jakieś miłe, ale najgorsze było, jak jedno z nich nastawiał. To było tak nagłe, i tak bolesne, że z ust sam wyrwał mi się okrzyk bólu. 
– Po tym powinno być panu lepiej. Co pan robił, że jedno z żeber się przemieściło? – spytał, patrząc na mnie z uwagą. 
Co to mogło spowodować? Pogoń za Haru? Wejście na konia, i to jeszcze całkiem dużego, mogło trochę naruszyć te moje żebra. Albo może to, jak Haru przewrócił mnie na ziemię? To też było dosyć bolesne. A może i jedno, i drugie. 
– Nic takiego, leżałem grzecznie – mruknąłem, nie chcąc się oczywiście przyznawać. 
– Rozumiem. Proszę się więc oszczędzać, i to tak bardzo oszczędzać, bo przez niby takie spokojne leżenie okres pańskiej rekonwalescencji wydłużył się właśnie o kolejne dwa tygodnie. Zalecałbym nawet przedłużenie o trzy, ale coś czuję, że na to pan nigdy nie pójdzie. Do widzenia, przyjdę za tydzień sprawdzić, jak się pan czuje – odpowiedział, opuszczając pokój. Dwa, albo i nawet trzy tygodnie... nie ma opcji. Byłem gotowy na spędzenie sześciu tygodni w łóżku, zostały mi jeszcze pięć, a on mi dodaje kolejne dwa. Nie zgadzam się na to. 
– Ślubu nie przekładamy – mruknąłem posępnie, dostrzegając spojrzenie Haru, już doskonale wiedząc, co mu tam w głowie siedzi. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

To był naprawdę piękny obrazek, gdy Sorey tak chętnie zajmował się swoją wnuczką, jemu tak jak i mi brakuje tych czasów, gdy dzieci były małe co i tak nie zachęca mnie do ich posiadania ponownie.
- Dziękuję - Misaki była wdzięczna tacie za to, że zajął się jej córeczką, gdy ona spokojnie mogła zjeść swój obiad, który był tak samo dobry, jak dobrze wyglądał, cieszę się, że dziś nas odwiedziła, nawet jeśli tylko po to, abyśmy trochę zajęli się jej córeczką.
Po zjedzonym obiedzie odciążyłem mojego męża, który nareszcie mógł zjeść posiłek, dając mi pobawić się z naszą perełką, którą tak słodko się do mnie śmiała, chwytając długie włosy, którymi zaczęła się bawić.
A to każde nasze dzieci i każdy z wnuków ma po tacie i dziadku.
Tylko Sorey lubi tak bawić się moimi włosami relaksując się takim sposobem.
Uśmiechając się do maleństwa, miałem ją w ramionach, nie mogąc nacieszyć się jej obecnością.
- Tak dobrze się nią zajmujecie, że spokojnie mogłaby ją tu zostawić - Zaśmiała się, dostrzegając nasze zdziwione spojrzenia.
- Czy ty chcesz nam ją zostawić? - Sorey od razu zadał jej ważne pytanie, które sam bym chętnie zadał, gdyby nie moje biedne gardło.
- Nie, spokojnie tylko żartuje, chociaż wiem, że gdybym musiała, mogłabym was prosić o zajęcie się maleństwem - Odpowiedziała, tłumacząc swój punkt widzenia.
No i wszystko stało się jasne, nasza córka chciała się upewnić czy damy sobie świetnie radę z jej córką a naszą wnuczką, gdyby zaszła taka potrzeba. I oczywiście, żebyśmy się nią zajęli, gdyby tylko nas o to poprosiła, mogę śmiało stwierdzić, że oboje byśmy się zgodzili.
A to dlatego, że oboje bardzo chętnie spędzilibyśmy z Ami czas.
- Księżniczko, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba ja i mama chętnie zajmiemy się twoją, jak i naszą kruszynką - Sorey odezwał się za naszą dwójkę a, że ja nie wiele mogłem mówić, kiwnąłem twierdząco głową, uśmiechając się do Misaki.
- Dziękuję bardzo, jestem wdzięczna..
Misaki wraz z Ami spędziła u nas jeszcze kilka godzin, nim pora nadeszła wrócić do domu. Obawialiśmy się, że będzie musiała wracać sama z małą, a to nie jest zbyt bezpieczne.
Sorey chciał ją już odprowadzić i pewnie by to zrobił mimo zimna.
Na szczęście nie musiał, bo Nori który wiedział, gdzie jest jego żona, przyszedł po nią, aby bezpiecznie wrócili we trójkę do domu.
- Jaka ona jest słodziutka, tęsknię za czasami, gdy nasze dzieci były takie małe - Sorey trochę się rozmarzył, wracając wspomnieniami do czasów niemowlęcych naszych dzieci..
- Ja też, jednak to już nigdy nie powróci - Oczywiście ja również uważałem, że to były piękne czasy. I, że fajnie było znów trzymać w dłoniach takie maleństwo, natomiast nie zachęca mnie to do powrotu w pieluchy. I bólu, który przeżyłem po naszych bliźniakach.
- Może kiedyś w przyszłości wróci - Uśmiechnął się do mnie zadziornie, podchodząc do mnie, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Przykro mi skarbie, ale ja już nie chce nigdy więcej rodzić, ciąża bliźniacza była dla mnie bardzo ciężka a poród jeszcze cięższy, dla tego nie chcę mieć już nigdy dzieci, a raczej nigdy ich już rodzić - Wyjaśniłem, mówiąc trochę lepiej tylko dla tego, że przez dłuższy czas milczałem.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Od razu dostrzegłem jego ból malujący się na twarzy, mój biedny panicz i co ja mam teraz z nim zrobić? Przecież on nie będzie leżał całymi dniami w łóżku, nie może też cały dzień siedzieć, a więc co powinien robić? Zioła mu nie pomogą, jeśli będzie chodził, musi leżeć i jak najmniej podnosić się do siadu, a nawet łóżka.
- Oszczędzaj się, każdym zły ruch może ci zaszkodzić - Ja wiem, że to, co mówię, jest banalne i on dobrze o tym wie, natomiast martwiąc się o niego, mówiąc to, co czuję, nawet jeśli było to najoczywistszą rzeczą na świecie.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś, bo o tym nie wiedziałem - Oczywiście że wyczułem ironię w jego głosie, wręcz zdziwiłbym się, gdybym jej nie usłyszał. Doskonale znam już mojego narzeczonego i wiem, że wszystko, co jest logiczne, a wypowiedziane przeze mnie staje się czasem śmieszne, czasem irytujące a czasem nawet akceptowane.
- Nie musisz być taki złośliwy, dobrze wiesz, że się o ciebie martwię i robię to wszystko z troski o ciebie - Tego się akurat spodziewałem, ale i tak poprosiłem, aby śmiał się ze mnie, bo to nie jest nic zabawnego, chyba najwidoczniej nie mogę się o niego martwić, bo gdy tylko coś powiem mądrego, to on się ze mnie śmieje.
- Oj przepadam, po prostu lubię czasem cię trochę podrażnić - Wyznaczył, uśmiechając się do mnie przepraszająco.
No niech już mu będzie, wiem, że ma teraz ciężki czas w życiu, a więc mogę przymknąć oko na te jego złośliwości, przynajmniej do momentu, w którym to nie przegnie, wyprowadzając mnie całkowicie z równowagi.
- Dobra już dobra, chcesz jeszcze tu posiedzieć. Czy wolisz wrócić już do łóżka? A ja będę musiał przygotować ci zioła, które załagodzą twój ból - Szczerze powiedziawszy. Wolałem, aby już wrócił do łóżka, oczywiście doskonale wiedząc, że się na to nie zgodzi, dopiero co tu przyszedł i na pewno nie będzie chciał zbyt szybko wracać do łóżka.
- Chcę jeszcze chwilę tu posiedzieć, a zioła wypije, gdy tylko wrócę do łóżka - Jego odpowiedź była dla mnie bardzo oczywista, tak naprawdę w ogóle mnie nie zaskoczył, w końcu musi postawić na swoim, nawet jeśli nie ma to najmniejszego sensu, a krzywdę robi sobie sam, czy to mu potrzebne? Nie, ale czy sobie odpuścić? Oczywiście, że nie uparciuch z niego.
- Jeśli tego chcesz, nie będę cię do niczego zmuszał ani przekonywał do powrotu - Zapewniłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
Na balkonie spędziliśmy może niecałą godzinę, w której to mój pani ewidentnie zwijał się z bólu, ale wciąż uparcie nie chciał przyznać się do tego, że pora wrócić do łóżka.
- Dość już siedzenia, pora wrócić do łóżku - Przerwałem ciszę, mając już dość jego zachowania.
- Nie jeszcze chwilę - No i tego akurat mogłem się spodziewać, cały on aż brak słów.
- Dość już siedzenia na balkonie, pora położyć się do łóżka i odpocząć - Zadecydowałem za niego, pomagając mu wstać z krzesła, wrócić do łóżka, położyć na nim przykrywając kocem. - Przyniosę zioła, a ty masz mi tu grzecznie leżeć - Dodałem, całując go w czoło, nim opuściłem naszą sypialnię.

<Paniczu? C:>

wtorek, 28 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Od razu wyczułem w głosie mojego męża zachwyt, może nawet podziw, ale ja aż tak optymistyczny nie byłem. Znaczy się, to jeszcze mogło się obronić, bo robiłem to z Misaki, a że Misaki dużo po mamie odziedziczyła to byłem pewien, że odziedziczyła także talent kulinarny. Zresztą, ona przecież musiała umieć gotować, bo miała dzieci pod opieką, a jak się można spodziewać, dzieci byle czego nie zjedzą. Już coś o tym wiedziałem. Na szczęście moje podstawowe dania czasem jadały, i też zawsze gdzieś tu obok mnie był Mikleo, który kontrolował moje gotowanie. Oj, gdyby nie mój Miki, to nie wiem, jakbym sobie na tym świecie radził. Pewnie w ogóle bym sobie nie radził, bo tak jakby nie byłoby mnie tu. 
- Naleśniki. Z sosem czekoladowym. I owocami mrożonymi, które znalazłem w tej naszej skrzyni śmiesznej. Znaczy się, na talerzu masz je rozmrożone oczywiście, zamrożone były w tej skrzyni – doprecyzowałem, przygotowując naszej trójce po herbacie do posiłku. 
- Brzmi smakowicie – odparł tym swoim łamanym głosikiem, wyciągając sztućce i rozkładając je na stole. 
- No i będzie smacznie, bo Misaki robiła, a ja coś tam pomagałem – odpowiedziałem, kładąc talerze z naleśnikami na stole. Każdy z nas miał swoją porcję, więc nie będzie problemu z tym, że ktoś ma za mało, ktoś za dużo. 
- Coś czuję, że jak się spytam Misaki, to zamieni te role – powiedział, zasiadając do stołu. 
- Ale się nie spytasz bo ci znów głos wysiada. Nie powinieneś aż tak nadwyrężać gardła, musisz dać mu czas na zregenerowanie. Z kim ja wtedy będę rozmawiał? – spytałem, już doskonale wiedząc, że nie wytrzymam długo bez rozmowy. Oczywiście, dam mu wypocząć, i będzie odpoczywał, ile tylko potrzebuje, no ale żeby tak cały czas w ciszy? Ja to tak nie potrafię. 
- Psotkę masz – odparł, a psinka, kiedy tylko usłyszała swoje imię, zaszczekała wesoło. Ostatnio coraz więcej się odzywała, i bardzo dobrze. Kiedy ją przygarnąłem pod dach, praktycznie w ogóle nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Czasem tylko troszkę popiskiwała, kiedy potrzebowała wyjść, albo zjeść, i już zacząłem się o nią zamartwiać. Na szczęście okazało się, że po prostu musiała się zaaklimatyzować w nowym domu. Oby ten, kto ją porzucił, cierpiał teraz katusze. 
- Mam, mam, ale ja wolę rozmawiać z tobą. A jak ja mam rozmawiać z tobą, jak cię ledwo słyszę? O, już nakarmiona? Wziąć ją od ciebie, byś sobie mogła zjeść spokojnie? – zaproponowałem, kiedy tylko dostrzegłem, jak Misaki wchodzi z tym nie tak małym maleństwem na rękach. Miki niech mi lepiej nie odpowiada, tylko kuruje to swoje gardło. Normalnie bym mu zaproponował, by poszedł nad jezioro, ale... nie chciałem. Nie chciałem, by szedł tam sam. Ani nie chciałem z nim tam iść. Dwór jakoś mnie tak odpychał. Było tam zimno. I jakoś tak niefajnie. To zimno to miałem wrażenie, że przenikło aż do szpiku kości. Paskudnie. A tu, w domu, jestem tylko ja, i on, i nikt inny, i mi to jak najbardziej odpowiada. 
- A ty jak zjesz? – spytała, poprawiając malutką na rękach. 
- A ja sobie jakoś poradzę. Tak, Ami? – spytałem, wyciągając ręce po moją małą wnuczkę. To niesamowite, że ja taki młody byłem, a już wnuczkę miałem. I to nie jedną. I dzieci starsze ode mnie... chyba muszę jeszcze przywyknąć do tej myśli. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Muszę przyznać, trochę mi szkoda było tego, że już pozostało to dla mnie niewidoczne. Mi tam to nie przeszkadzało. To było całkiem miłe obserwować, jak porusza tymi uszkami, albo merda ogonem. I też całkiem to urocze było. Zdawałem też sobie jednak sprawę, że to ukrycie tych zwierzęcych dodatków było konieczne, by nikt na niego nie doniósł, albo nie połączył jego wilczych uszu i ogona z nowo pojawionym się wilkołakiem. Wygnańcy łatwo nie mieli, i aby przetrwać między ludźmi, musieli się ukrywać i otaczać osobami naprawdę zaufanymi. A szkoda. Tyle talentów, tyle mocy, tyle pomysłów... jestem pewien, że gdybyśmy żyli w pokoju, osiągnęlibyśmy wspólnie wielkie rzeczy. I tak mam szczęście, że znam kilka osób parających się magią, takie znajomości niejednokrotnie mogą zmienić życie. Gdyby nie one, Haru w tym momencie miałby jedną niepełnosprawną rękę. I musiałby sam wymyśleć, jak ukryć wilcze cechy. 
- Wyglądasz na przybitego – dodał, zauważając moją niepewną minę. 
- Może dlatego, że zaczynam czuć, jak ból powoli zaczyna rozlewać się po całym moim ciele – wyjaśniłem, powoli podnosząc się do siadu, zagryzając dolną wargę. 
- To może powinieneś leżeć, nie siedzieć – zaproponował, ale też od razu podszedł do mnie, by mi pomóc się podnieść, i podłożyć poduszki pod moje plecy, za co mu wdzięczny byłem. 
- Mam dosyć leżenia. Wyszedłbym na chwilę na balkon i tam posiedział – mruknąłem, oddychając spokojnie, powoli, i, co najważniejsze, nie głęboko. Muszę jednak przyznać, że czasem mi brakuje takiego głębokiego wdechu.
- Chwilkę chyba możesz posiedzieć. Ale chwilę, dobrze? Głównie powinieneś leżeć – zgodził się, ale tak z niechęcią. Najlepiej według niego byłoby, gdybym cały czas leżał, ale chyba bym zwariował, gdybym tak miał nic nie robić tylko leżeć. Przecież jak ja tak będę ciągle leżał, to przecież przytyję. I odleżyny mi się pojawią. Nie dość, że teraz wyglądam okropnie, to będzie ze mną jeszcze gorzej, bo się jeszcze blizny pojawią, i dodatkowe kilogramy... nie no, ja nie mogę tak po prostu leżeć, bo jeszcze go stracę. Teraz dosłownie każdy jest lepszy ode mnie. Mną trzeba się opiekować, prowadzić, nie można za bardzo dotykać, już nie mówiąc o tym, że ponoć wyglądałem tragicznie. 
- Mhm, leżeć i obrastać w dodatkowe kilogramy – burknąłem, powoli wstając z łóżka, oczywiście z jego pomocą. 
- Nawet tego nie skomentuję – westchnął, prowadząc mnie na balkon, na którym już wylegiwały się nasze kociaki. 
Haru doprowadził mnie do krzesła i pomógł na nim usiąść, a następnie sam zajął miejsce obok mnie. Kiedy trochę zapanowałem nad tym bólem, przyjrzałem się uważnie mojemu narzeczonemu. Ja nie widzę nic, ale według niego to nadal jest na swoim miejscu, więc.. wyciągnąłem rękę w stronę jego głowy, tam, gdzie powinny znajdować się jego wilcze uszy. I jakie przeżyłem zaskoczenie, gdy poczułem pod opuszkami palców szorstką, wilczą sierść. Po chwili także znów je ujrzałem. 
- Jeżeli ktoś dotnie twoje uszy, albo ogon, może je zobaczyć, więc musisz na to uważać. Znów je widzę – odpowiedziałem, delikatnie drapiąc go za tymże uchem. Z jakiegoś dziwnego powodu było to dla mnie przyjemne, pomimo tego, że sama sierść nie była najmilsza w dotyku. 
- Cudownie. A możesz przestać? – odparł, prychając niezadowolony, a przynajmniej tak chciał zabrzmieć, bo kątem oka zauważyłem, jak jego ogon mimo wszystko się rusza. 
- Ależ oczywiście, piesku – powiedziałem, uśmiechając się złośliwie, ale kiedy tylko zabrałem rękę, uśmiech zamienił się w grymas bólu. Zapomniałem, że miałem ręki prawej nie podnosić, i ogólnie jak najmniej nią ruszać, no i mam za swoje. I że ja mam odpoczywać, nie ruszać się... przecież to niemożliwe jest, przynajmniej dla mnie. Abym cały czas leżał należy mnie chyba do tego łóżka przykuć.

<Piesku? c:>

poniedziałek, 27 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

Sorey wpadł na bardzo dobry pomysł, Misaki tak jak i reszta naszych dzieci bywają u nas bardzo rzadko, dlatego miło by było, gdyby została u nas na dłużej.
- Bardzo chętnie, ale tylko pod jednym warunkiem, jeśli i ja będę mogła ugotować coś z tobą tato - Misaki najwidoczniej chciała spędzić trochę czasu z tatą, co było bardzo miłe, w końcu nie dość często zdarza się nam, a nawet im spędzać czasu razem nie mówiąc już o gotowaniu.
- Jesteś pewna? A kto będzie pilnował Ami, gdy ty będziesz ze mną w kuchni? - Sorey chyba zapomniał o moim istnieniu, ja przecież chętnie zostanę tu z maleństwem i przypilnuję, aby nic jej nie groziło.
- Tato mama na pewno chętnie ją przypilnuje prawda mamo? - Misaki od razu odwróciła się w moją stronę, świadoma tego, że na pewno zajmę się maleństwem, które przy mnie będzie naprawdę bezpieczne.
- Oczywiście, że tak możecie iść zrobić coś dobrego - Odpowiedziałem, starając się mówić głośnej a żeby mogli mnie usłyszeć.
- No dobrze, w twoim razie zapraszam do kuchni, a ty Miki coś może potrzebujesz? - Sorey jak zawsze o mnie pomyślał, dbając o to, aby niczego mi nie brakowało.
- Chętnie napiłbym się herbaty z cytryną - Odpowiedziałem, chcąc napić się czegoś, co rozgrzeje moje gardło, dodając do tego cytryny, która pomoże załagodzić ból.
Co prawda mógłbym wyjść nad jeziorem, a tam wrócić do zdrowia, jednak jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że podczas tej podróży, nawet jeżeli byłbym z mężem ktoś by na mnie spojrzał lub ja na kogoś i Sorey od razu by zaczął szaleć, a tego nie chcę.
- Nie jestem pewien czy cytrynę w domu mamy, ale jeśli będzie to oczywiście, że ci zrobię - Odpowiedział, całując mnie w czoło, nim ruszyli wraz z Misaki do kuchni, pozostawiając mnie z tym słodkim maleństwem.
Jaki cudowny to był czas, gdy nasze dzieci były takie małe, można było je przytulać, nosić, całować w czółko a teraz? Teraz są już nastolatkami i nie ma możliwości na spędzanie z nimi zbyt wielkiej ilości czasu.
Co nie oznacza, że znów chciałbym posiadać takie malutkie dziecko, to znaczy opiekować się takim dzieckiem jeszcze bym mógł, ale poród? To zdecydowanie odpada, po naszych bliźniakach już wiem, że nie dam rady ani nosić w sobie dziecka, ani nawet urodzić, moje ciało może już tego nie wytrzymać.
Zachwycony samym obserwowaniem małej dziewczynki, gdy spała, mogłem spędzać tak cały dzień, wzrok od dziecka odrywałem tylko wtedy kiedy piłem gorącą herbatę, pilnując, aby nie spadła z łóżka lub nie stałaś się jej inna krzywda.
Zająłem się nią, nawet gdy się obudziła, delikatnie bujając w ramionach, mogłem zrobić dla małej wszystko, ale nie byłem w scenie jej nakarmić, to musi już zrobić jej mama.
- Misaki Ami jest głodna - Zwróciłem się do córki, która akurat pojawiła się w salonie.
- Już ją biorę, obiad jest gotowy Możesz iść już do kuchni - Oddając jej córeczkę, kiwnąłem łagodnie głową, ruszając w stronę kuchni, z której dochodziły takie ładne zapachy.
- Ależ to ładnie pachnie, co ciekawego przygotowaliście? - Zapytałem, podchodząc do Soreya, chcąc zobaczyć, co tam ma.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Rozumiałem go doskonale, za wszelką cenę chce mi pomagać, mimo że nie jest w stanie, to głupie, ale pamiętam, że i ja czułem się tak samo, kiedy byłem na jego miejscu.
- Doskonale to rozumiem i doceniam to, co dla mnie robisz, ale teraz pora odpocząć, pora, aby skupił się na sobie, a nie na mnie, ja sobie poradzę, a on musi jak najszybciej dojść do siebie.
- Ciągle tylko odpoczywam - Stwierdził, chyba trochę tym faktem zawiedziony, rozumiem go i współczuję mu, ale teraz są rzeczy ważniejsze niż to, co związane jest ze mną.
- I tak ma być, odpoczywaj tyle, ile trzeba, a resztę zostaw mnie - Poprosiłem, całując go w czoło, chcąc wstać z łóżka.
- Nie zostawiaj mnie - Poprosił, chwytając moją dłoń, powstrzymując mnie przed wstaniem z łóżka.
- Już dobrze, zostanę tu z tobą - Obiecałem, siedząc przy nim, trzymając za dłoń, aż nie zasnął, teraz musząc tylko poczekać na Suzue która miała się tu dziś zjawić.
Nie chcąc wybudzić narzeczonego ze snu, cicho wstałem z łóżka, podchodząc do okna, gdzie mogłem obserwować otoczenie, nie mogąc i tak opuścić domu.
A szczerze przyznam, trochę mnie to nudziło, brakowało mi atrakcji, które dałoby mi coś więcej niż tylko siedzenia w domu.
Niesamowite jak bardzo zmieniłem się tylko dlatego, że moje wilcze ja nagle magicznie się objawiło.
Czekając na kobietę, już z oddali słyszałem, że nadchodzi, już nie mogąc się doczekać jej przyjścia.
Suzue otworzyła drzwi, od razu dostrzegając śpiącego Daisuke, cicho zamykając za sobą drzwi.
- Proszę, przyniosłam antidotum, musisz go wypić bez popijania, możesz po tym czuć mdłości, ale powinno być wszystko dobrze - Wytłumaczyła, podając mi flakonik z antidotum, które ponoć miało zadziałać.
- Dobrze, dziękuję bardzo za pomoc - Byłem jej naprawdę bardzo, ale to bardzo wdzięczny, gdyby nie ona wciąż musiałbym ukrywać uszy i ogon. A tak teraz zrobi to za mnie antidotum.
- Nie ma za co - Uśmiechnęła się do mnie, wychodząc z pokoju, dając mi samotnie przez to przejść.
Bojąc się, że mógłbym zwymiotować, ukryłem się w łazience, gdzie napiłem się eliksiru, który faktycznie smakował obrzydliwie i chyba tylko ostatkiem sił udało mi się powstrzymać przed zwymiotowaniem, naprawdę nie chciałbym znów tego powtarzać.
Zniesmaczony zerknąłem w lustro, nadal wiedząc swoje uszy i ogon, załamany tym, że to nie działa, opuściłem łazienkę, spotykając się ze wzrokiem mojego narzeczonego, który już nie spał..
- Suzue już była czy udało ci się samemu ukryć uszy i ogon? - Zapytał, czym bardzo mnie zaskoczył, zerknąłem jeszcze raz w lustro, aby się upewnić, jak wyglądam. No i szczerze powiedziawszy, ja wciąż widziałem uszy i ogon.
- Nie widzisz ich? - Zapytałem, zaskoczony jego pytaniem.
- Nie, a wciąż je masz? - Spytał, zaskoczony moją miną.
- Tak i nawet je widzę, czyli to działa, skoro ty ich nie widzisz, a ja je widzę, to wszystko jest tak, jak być powinno - Zadowolony poderdałem radośnie ogonem, czego na szczęście mój narzeczony nie był w stanie zobaczyć a tu akurat dobrze, bo nie chcę upokarzać się przed nim bardziej niż to konieczne.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Z chęcią zająłem się tym słodziutkim maleństwem, ciesząc się jej wesołością i radością, której od dawna nie widziałem u moich dzieci. Jaki to był piękny czas, kiedy nasze dzieci były na nas otwarte, i z nami dużo czasu spędzały, i mogłem się z nimi bawić, i uczyć, a teraz? Czasem ignorują nawet moje „cześć” po powrocie ze szkoły. Ciekawe, czy teraz się będą do nas odzywać, jak już wrócą od dziadka. Pewnie nie. Ale jakoś to przeżyję, już trochę pogodziłem się, że te wspaniałe czasy już nie wrócą. Najważniejsze teraz, by po prostu nie negowali naszego zdania na każdym kroku, tym się zadowolę w stu procentach. 
Mimo, że byłem zajęty moją wnuczką, z tyłu głowy miałem Mikleo. Mój mąż spokojnie sobie rozmawiał z naszą najstarszą córką, ale i tak musiałem na niego zerkać, i mieć pewność, że on tu jest obok, i że rozmawia z Misaki, a nie z kimś, kto mógłby się mu spodobać. Nie musiałem tego robić, bo przecież cały czas słyszałem, że Misaki z nim rozmawia, czasem nawet udawało mi się usłyszeć, jak Miki jej odpowiada, ale to naprawdę cichutko mówił, i niewiele, ale nawet pomimo tego po prostu musiałem go widzieć co te kilka minut. Dla mojego spokoju. I spokoju mojego dojrzewania. 
Jak Mikleo mi powiedział, co to może być, staram się większą uwagę zwracać na moje działania, i jak jakieś faktycznie takie trochę niecodzienne mi się wydawało, to się starałem tak nie postępować. No ale już teraz mogłem stwierdzić, że mi to nie wychodziło, bo zanim w ogóle o tym pomyślałem, zanim docierało do mnie to, co w ogóle robiłem, ja już to zrobiłem. Chyba faktycznie nie mogłem nic z tym zrobić, tylko po prostu to przeżyć jakoś. Obym tylko Mikleo więcej nie skrzywdził... ale też miałem nadzieję, że teraz, jak i on wie, co mi jest, i na co tak bardzo reaguje, to będzie się starał nie denerwować mojego ego. 
- Mała zasnęła – odezwałem się cicho z młodą na rękach, podchodząc do moich dwóch słodziaków przepięknych. To niesamowite, że Misaki jest tak podobna do Mikiego... przepięknie wyglądała. Tylko nie rozumiem, czemu takie ciemne włosy miała. Powinna mieć białe, z niebieskim podtonem, zupełnie jak jej mama. Wtedy to dosłownie odziedziczyłaby wszystko, co najlepsze. 
- Dziękuję – odezwała się równie cicho Misaki i wzięła ode mnie swoją kruszynkę. Znaczy się, to nie była aż taka kruszynka, jak tak teraz ją wzięła na swoje ręce, to taka trochę się nawet spora zrobiła. Tylko w moich ramionach się taka malutka wydawała, co dziwne było, bo przecież ja jakimś dużym bykiem to nie byłem. – Nie wiem, jak ty to zrobiłeś, ja mam zawsze problem, by ją uśpić. 
- Po prostu się bawiliśmy – wyznałem, wzruszając ramionami. Nie robiłem niczego takiego, czego to nie robiłem już wcześniej. – Zostaniecie na obiedzie? Jeszcze co prawda nie wiem, co na ten obiad bym przygotował, ale coś bym wymyślił. I przygotował coś w miarę zjadliwego, mam nadzieję – zaproponowałem, nie chcąc, by już poszli. Tak rzadko miałem z moimi dziećmi, że teraz nie chciałem, by już szli.

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Czułem, że potrzebowałem pomocy, bo moje ręce drżały tak mocno, że miałem wrażenie, że jak tylko podniosę ten kubek z szafki, to zaraz to wszystko porozlewam wokół. Trochę jednak nie chciałem prosić o pomoc. Gdyby Haru tu przy mnie nie było, to musiałbym sobie radzić, bo nikogo bym o pomoc nie poprosił. Zresztą, zawsze byłem samodzielny, i teraz też taki będę, nawet jakbym tu zaraz miał z bólu zemdleć. Może jak zemdleję, to wtedy nie będę za bardzo czuł tego bólu. Jak tak sobie o tym pomyślę, nie jest to takie złe... 
- Dziękuję, ale muszę dać sobie radę sam – odpowiedziałem, wyciągając trzęsące dłonie w stronę tego nieszczęsnego kubka.
- A to dlaczego? Mogę ci pomóc, dla mnie to nic trudnego – odparł, podchodząc do mnie i mimo moich słów wziął do rąk ten nieszczęsny kubek. – Ty mnie karmiłeś i pomagałeś mi pić, więc ja też ci mogę pomóc. 
- Ty byłeś w znacznie gorszym stanie niż ja, i to, co ci się stało było z mojej winy, więc to zupełnie inna sprawa – odparłem, opierając głowę o jego ramię, naprawdę wyzuty z sił, a przecież nic nie robiłem. Tylko siedziałem przez jakieś... ile, półgodziny? To nie tak dużo, wczoraj przecież więcej czasu spędziłem w takiej pozycji i czułem się całkiem, całkiem. Co prawda, pod koniec dnia już trochę z tego bólu nie mogłem się skupić, ale to zupełnie inna sprawa. To było pod koniec dnia, dlatego też miało prawo mnie trochę boleć. 
- Czy taka inna? Ja wtedy cierpiałem, i mi pomogłeś. Ty teraz cierpisz, i ja ci pomagam. I będę pomagać, o ile tylko będziesz mnie potrzebować – dodał, podsuwając do moich ust kubek. I nie mogłem już z nim dyskutować, tylko musiałem skupić się na piciu, by się nie zachłysnąć. – Zaraz poprawię ci poduszki i się zdrzemniesz trochę. Może ci to pomoże – dodał, kiedy wypiłem ten okropny napój. Myślałem, że po czasie przyzwyczaję się do tego smaku, ale nie, dalej po wypiciu całego picia miałem lekkie mdłości z powodu tego smaku. Gdyby nie to, że działają świetnie na ten ból, odpuściłbym je sobie, bez nich jednak nie dałbym sobie rady. 
- Suzue zaraz wróci – wymamrotałem, nie chcąc za bardzo iść spać. Znaczy się, bardzo chciałem, bo fizycznie ledwo wytrzymywałem i nawet nie chodziło o sen, bo po prostu tak bym się położył, by trochę ten ból mi przeszedł. Psychicznie jednak nie chciałem się położyć. Miałem wrażenie, że tyle tych rzeczy było do zrobienia, że nie mogłem sobie pozwolić na odpoczynek. 
- Możliwe, że tak. Ale nie musisz być przy tym, cokolwiek mi przyniesie wytłumaczy mi, jak z tego korzystać. A ty wypocznij – poprosił, pomagając się położyć. 
- Wypocząłem, przespałem całą noc, teraz muszę działać – mruknąłem, delikatnie pusząc policzki. Okrutnik z niego. 
- Kiedy w końcu zrozumiesz, że musisz odpocząć? Im bardziej naruszasz żebra, tym dłużej będą się one zrastać, i trzeba będzie przełożyć datę ślubu. A tego byś nie chciał przecież – tłumaczył mi, jak małemu dziecku, otulając mnie ostrożnie kołdrą. 
- Chcę coś robić, byś nie czuł, że jesteś w tym sam – wymamrotałem, chcąc mu jak najlepiej przedstawić to, co w tej chwili czuję, co chyba tak średnio mi wyszło. Nic nowego akurat. Jak się całe życie o emocjach nie rozmawiało, to teraz nagłe mówienie o nich było dla mnie ciężkie. 

<Piesku? c:>

niedziela, 26 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

Zgodziłem się na to, kiwając tylko głową, nie mogąc, a bardziej nie chcąc nadwyrężać gardła, które i tak już cierpiało.
Mój mąż opuścił naszą sypialnię, pozostawiając mnie samego z naszym psiakiem.
Zadowolony przytuliłem pieska do siebie, czekając na Soreya który wrócił do mnie po kilku minutach z gorącym kubkiem czekolady?
- Czekolada? A nie miała być herbata? - Zapytałem, zaskoczony tym napojem, natomiast pozytywnie zaskoczony, a nie negatywnie.
- Miałaby, ale bardzo chciałem zrobić ci coś słodkiego do picia - Wyjaśnił, podając mi gorący kubek, który z największą przyjemnością zacząłem pić zachwycone tym słodkim smakiem.
Szczerze powiedziawszy myślałem, że nic lepszego dzisiaj mnie nie spotka.
Oj jak bardzo się myliłem.
Odpoczywając w ramionach Soreya, dostrzegłem dziwne zachowanie naszego psiaka, który za chwilę zaczął szczekać, radośnie merdając ogonkiem.
- Ktoś chyba przyszedł, pójdę to sprawdzić, a ty leż - Ucałował mnie w czoło, opuszczając naszą sypialnię, na szczęście nie zamykając ich za sobą, dzięki czemu mogłem usłyszeć, wszystko, co działo się na dole.
I z tego, co usłyszałem do naszego domu przyszła nasza córka z maleństwem, które niedawno pojawiło się na świecie.
Vanitas ma trzynaście lat, a oni po tylu latach zdecydowali się na drugie dziecko, oczywiście podziwiam ich. Chociaż gdyby tak na to spojrzeć my mając dorosłe dzieci, zdecydowaliśmy się na kolejne potomstwo, a to oznacza, że Misaki idzie w nasze ślady.
Nie mogąc ominąć takiego momentu, od razu wstałem z łóżka, podążając do salonu, aby zobaczyć córkę i naszą śliczną wnuczkę.
- Cześć mamo - Od razu usłyszałem radosny głos córki.
- Cześć Misaki, a kto tu do nas przyszedł - Przywitałem się, zerkając na dziewczynkę.
- Mamo co się stało z twoim gardłem? - Podpytała, zmartwiona tym jak brzmię.
- Nic takiego trochę za bardzo go nadwyrężyłem - Misaki cicho się zaśmiała, oczywiście od razu wiedząc, co mam na myśli, była dorosłą kobietą, a więc doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robią jej rodzice, gdy są sami.
Misaki położyła Ami, która od razu zaczęła płakać.
- Ostatnio cały czas płacze a ja nie wiem czemu - Stwierdziła zmęczona małą dziewczynką.
Wiedząc, a raczej podejrzewając, co takiego jest maleństwu, wziąłem ją do siebie, kładąc na kolana, delikatnie przyciskając jej nóżki do brzuszka, a za chwilę je prostując, taką czynność wykonałem kilka razy, uspokajając takim sposobem dziewczynkę.
- Mamo co to za czary? - Zaskoczona Misaki patrzyła na mnie i Ami, która zaczęła się śmiać, machając swoimi rączkami.
- To nie są czary moja droga, to technika rozluźniania mięśni brzuszka, jeśli za dużo je, a jej brzuszek nie jest masowany to niestety, ale powoduje to kolki - Wytłumaczyłem córce, uśmiechając się do tej małej kruszynki, czując radość z powodu trzymania w ręce tak małej duszyczki, oczywiście mimo tego, że cieszyłem się, to nie chciałbym mieć znów własnych małych dzieci.
Widząc spojrzenie Soreya, miałem nadzieję, że nie jest zazdrosny i aby tak przypadkiem nie było, podałem mu jego wnuczkę śmiejącą się do niego..
Rozczulony dałem mu czas na spędzanie go z wnuczką, a ja mogłem porozmawiać z córką, dać jej kilka rad, bo może i miała wcześniej jedno dziecko, jednak każde jest inne, co doskonale wiem po wychowaniu piątki dzieci.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nie słysząc już zupełnie nikogo, mogłem cicho i ostrożnie tak, aby nikt mnie nie zobaczył wrócić do sypialni. Od razu zauważyłem, że mój panicz czuje się gorzej, no tak, zamiast dać mu spokój, zjawili się tu, a on zapewne coś zrobił, z powodu czego aż tak bardzo cierpi..
- Prosiłem cię, abyś uważał na siebie, ty naprawdę chcesz zrobić wszystko, aby jeszcze dłużej wracać do zdrowia - Mruknąłem niezadowolony i bardzo zmartwiony tym jak źle się czuje i wygląda.
- Nic mi nie będzie - Stwierdził, krzywiąc się przy tym, no tak kto by pomyślał, że go boli, bo tak naprawdę wcale tego nie widać, ale mimo to on i tak będzie uważał, że nic mu nie będzie.
- Oczywiście, że tak - Przewróciłem oczami ciągnąć za dzwoneczek, który miał za zadanie wezwać służbę. - Niech przyniosą ci zioła - Zaleciłem, chowając się w łazience, nie chcąc, aby ktokolwiek mnie widział, już i tak wystarczy, że mój narzeczony i jego kuzynka mnie takiego widzieli, nikt więcej nie musi..
Słysząc wchodzącą służącą, czekałem grzecznie aż opuści pokój, aby móc wrócić do mojego narzeczonego.
- Jak się czujesz? - Zapytałem, mimo że doskonale widziałem i podejrzewałem, jak bardzo w tym momencie cierpi.
- A jak wyglądam? - Zapytał, no, a to pytanie było naprawdę bardzo trudne, ale nie dlatego, że nie potrafiłem na nie odpowiedzieć, a raczej dlatego, że moja odpowiedź może mu się nie spodobać. Mój narzeczony jest bardzo wrażliwy na to, co się do niego mówi, a to zdecydowanie może zaburzyć jego myślenie o sobie samym.
- Wiesz, jeszcze nigdy nie wyglądałeś aż tak okropnie - Przyznałem, naprawdę współczując mu, z powodu tego, jak wygląda i z tego, jak się czuje.
Bojąc się jednocześnie o jego stan psychiczny, który z każdym dniem na pewno się pogarsza.
- Cudownie i teraz to już na pewno będziesz chciał mnie zostawić, znajdując kogoś zdecydowanie bardziej przystojnego - Po jego dziwnej dla mnie wypowiedzi zamrugałem kilkukrotnie swoimi oczami. Chyba nie do końca rozumiejąc, o czym on do mnie mówi, po pierwsze, dlaczego miałbym go zostawiać dla kogoś innego? A po drugie co on w ogóle za bzdury opowiada? Najwidoczniej zbyt długie leżenie i brak kontaktu z innymi ludźmi powoduje, że coś w tej jego głowie źle zaczyna się układać.
- Co ty za bzdury opowiadasz? Ty naprawdę sądzisz, że to jak wyglądasz w tej chwili ma dla mnie jakiejkolwiek znaczenie? Bardzo źle mnie oceniasz, w tej chwili dla mnie najważniejsze jest to, jak się czujesz, a nie to jak wyglądasz, jesteś piękne, ale w tej chwili ważniejsze jest to, abyś, szybciej doszedł do siebie, nie zwracaj uwagi na to, co w tej chwili nie jest najważniejsze, skup się na swoim zdrowiu - Poprosiłem, całując go w czoło. - Kocham cię bez względu na to, jak się czujesz i wyglądasz - Dodałem, uśmiechając się do niego ciepło, musząc znowu schować się w łazience, słysząc nadchodzące kroki służącej.
Łazienkę opuścić mogłem, dopiero gdy kobieta wyszła z pokoju, pozwalając mi na ponowne spędzenie czasu z moim narzeczonym.
- Pomoc ci? - Zapytałem, widząc jego trzęsące się ręce które ledwo były w stanie utrzymać kubek w dłoniach.

<Paniczu? C:>

sobota, 25 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Słysząc jego słowa od razu podniosłem się do siadu. Skoro mój Miki chciał wstać, i się przejść, no to wstajemy i się przechodzimy. Nie są bardzo miałem ochotę na wstawanie z łóżka, ale jeszcze mniej miałem ochotę na puszczanie Mikleo samego, nawet jak miałem go puścić po naszej sypialni. A co, jeżeli upadnie? Albo wyjrzy przez okno, i zwróci uwagę na naszego sąsiada? O nie, nie, nie, to ja wolę już wstać i się przejść. W końcu, przejdziemy się i wtedy znów wrócimy do miękkiego łóżka. Albo on wróci, a ja zrobię mu gorącą herbatę, by go to gardziołko tak nie bolało. Albo gorącą czekoladę. I to gorące, i to, więc powinno pomóc tak samo. 
– Już ci pomagam – powiedziałem energicznie, już gotów mu pomóc. – Chodź, trochę się przejdziemy, tak, jak chciałeś – poprosiłem, wyciągając rękę w jego stronę. 
– Dziękuję – wyznał cicho, chwytając ją i podnosząc się z łóżka. 
Tak jak chciał, zaczęliśmy spacer. Bardzo powolny spacer. Widziałem, jak mój mąż zaciska zęby z bólu, podgryza dolną wargę, ale nie narzekał. Chyba tak odrobinkę przesadziłem. I nawet nie wiem, co robiłem. Chyba było Mikleo dobrze, biorąc pod uwagę jego zdarte gardło, oraz to, że po prostu na mnie nie narzeka, no ale te syknięcia bólu, sine nadgarstki... Nie mogę na nie patrzeć. Patrzenie na niego sprawia, że czuję wielkie wyrzuty sumienia. Czemu moje dojrzewanie sprawia Mikleo ból? Czemu nie może to sprawiać bólu mnie? Będę musiał jakoś uleczyć jego ciało, chociaż jego sine nadgarstki. Nie jestem jakimś ekspertem w leczeniu, mój żywioł nie jest do tego najlepszy, ale coś tam uleczyć mogłem. I miałem nadzieję, że tym razem także mi się uda. 
Po szybkim kółeczku wróciliśmy na łóżko, na które Mikleo usiadł z delikatnym skrzywieniem na twarzy. Tyłek też go bolał. Chociaż, to akurat było do przewidzenia, że skoro go gardło bolało, to taki tyłek tym bardziej. Na to jednak niewiele mogę poradzić, co najwyżej mogę mu pod tyłek poduszkę podłożyć. 
– Wyciągnij ręce – poprosiłem, co Mikleo uczynił, z delikatną dekoncentracją na twarzy. Złapałem delikatnie za jego nadgarstki, gdzie były tak obdarte, że aż sine, i uwolniłem swoją moc. Trwaliśmy w takiej pozycji przez kilka minut, nim w końcu stały się normalne. – Proszę. Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić – odparłem, chwytając jedną z jego dłoni i składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. I czy mi się wydaje, czy ta jego skóra jakaś taka trochę ciepła była? Oby tylko mój mąż nie był chory. Nie może być chory, zima się zbliża, nie dam rady w niej egzystować bez niego, to przecież dla mnie jest niemożliwe. 
– Dziękuję – odpowiedział tym swoim zniszczonym głosikiem. Naprawdę mi się go szkoda zrobiło... no ale musiał robić coś naprawdę dziwnego z tym sąsiadem, skoro aż tak zareagowałem. Bo chyba nie byłbym taki okropny bez powodu, prawda? 
– Połóż się, a ja przygotuję ci herbatę na gardło – dodałem, całując go w nos, i znów zniknąłem na dole, by przygotować mu ów napój z nadzieją, że trochę mu pomoże i ulży w bólu. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Że też dzisiaj musieli się tu pojawić... Przecież medyk mówił im, że potrzebuję odpoczynku, a od czasu złamania mi żeber minęły trzy pełne dni. To zdecydowanie za mało. I jeszcze nie wymyśliłem, co im powiem... w sumie, to nawet dobrze, że Haru mnie wtedy zranił, mam niby dowód, że wilkołak chciał mnie skrzywdzić. I co najwyżej zgonię na problem z pamięcią. Medyk mówił, że coś takiego może się wystąpić. U mnie nie wystąpiło, no ale oni tego nie wiedzą. 
Wpierw do pokoju zapukała służąca z pytaniem, czy wpuścić strażników, na co się oczywiście zgodziłem, mimo, że nie chciałem. Mimo, że Haru kazał mi leżeć, podniosłem się do siadu. Jak trochę im się pokrzywię z bólu może szybciej dadzą mi spokój. 
– Wybacz, że cię nachodzimy – odezwał się jeden ze strażników, wchodząc do środka. – Ale jesteś jedyną ofiarą, która przeżyła, a my jesteśmy w kropce. Może twoje zeznania trochę to ruszą – dodał, podchodząc do łóżka. 
– Niektóre wspomnienia z tamtej nocy dalej są dla mnie nieodkryte, ale postaram się odpowiedzieć najlepiej, jak potrafię – wyznałem, poprawiając się na poduszkach. 
– Dobrze, więc... 
I się zaczęło. Musiałem opowiadać, jak to się wydarzyło, że wilkołak wyszarpał mnie z kanałów, więc zacząłem od początku, że wracając późnym wieczorem do domu zostałem osaczony przed opryszków z gildii złodziei, którzy zaciągnęli mnie do kanałów. Odpowiedziałem także o tym, jak jeden z nich połamał mi żebra i rozwalił mi wargę, a kiedy chciał mnie jeszcze bardziej skrzywdzić, do środka wpadł wilkołak. Wykorzystałem moment, w którym to zajmował się jednym z moich porywaczy, i uciekłem, korzystając z tego zamieszania. I że tuż przed wyjściem dogonił mnie, wyszarpując na zewnątrz. Więcej dodawać nie musiałem. Miałem nadzieję, że moja lekko zmodyfikowana historia nie sprawi Haru kłopotów. 
– Dużo osób zabił? – zapytałem, delikatnie się krzywiąc, bo ból był niesamowity. 
– Znaleźliśmy trzy ciała, dwa przed wejściem do kanałów, jedno już w środku. Myśliwi też zgłosili mnóstwo rozszarpanych ciał w lesie. Tyle dobrego, że po tym aktywność gildii spadła do zera... – wyjaśnił, cicho wzdychając. – Ciekawe książki – dodał, zerkając na moją szafkę. Serce zabiło mi nieco szybciej. Cholera, zapomniałem o nich... Dobrze, że papiery o swojej rodzinie Haru położył gdzieś indziej, bo możliwe, że by połączyli wątki. 
– Jestem ciekaw, co mnie zaatakowało. I jak to zabić – powiedziałem, poprawiając się znów i cicho sycząc pod nosem. Już miałem serdecznie dosyć tego bólu. Mogłem jednak leżeć, wtedy może nie bolałoby aż tak. 
– Rozumiem. Dziękuję za wszystko, i już ci nie przeszkadzamy – wyznał, opuszczając mój pokój. Gdybym tylko mógł, westchnąłbym z ulgą. 
W końcu mogłem powoli się położyć czując, jak klatka piersiowa płonie mi żywym ogniem, a każdy oddech tylko to potęguje. Będę dzisiaj musiał wypić znów te zioła w hektolitrach, by jakoś przeżyć. Chyba jednak siedzenie nie było najmądrzejszym pomysłem... ale też nie chciałem leżeć. To by tylko pokazało, jak słaby w danej chwili jestem, a nigdy nie przepadałem za tym, by to okazywać. Chciałem im tylko pokazać ból, a nie to, że jestem słaby. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Zdecydowanie nic już nie potrzebowałem, miałem gorącą herbatę, męża, który zachowywał się normalnie, przynajmniej na razie i pieska którego mimo wszystko polubiłem, a przecież tak bardzo tego nie chciałem.
Aby odpowiedzieć, musiałem najpierw napić się trochę gorącej herbaty, co ułatwiło mi mówienie przynajmniej na chwilę
- Nie, zdecydowanie niczego nie potrzebuję, chciałbym, tylko abyś położył się obok mnie na łóżku i nie zakładał mi obroży - Wytłumaczyłem, to nie tak, że jej nie tolerowałem, jeśli będzie chciał w łóżku podczas naszych zabaw może mi ją zakładać, ale dziś i na co dzień, wolałbym, aby mi tego nie robił, to nie jest wygodne i do tego strasznie drażniące, mam wrażenie, że przez dłuższe noszenie obroży skóra na szyi mnie strasznie swędzi, a to niczego mi nie ułatwiało.
- Dobrze, bardzo chętnie się obok ciebie położę, a jeśli chodzi o obrożę, niech będzie chociaż tak słodko w niej wyglądasz - Zgodził się, wchodząc na łóżko, siadając za mną, aby od razu się do mnie przytulić, gdy ja piłem herbatę, uważając na Psotkę która wchodząc na moje kolana, chciała za wszelką cenę sprawdzić co takiego mam w kubku.
Po wypiciu gorącego napoju mogłem położyć się na łóżku.
O mój panie jak moje plecy mnie strasznie bolały, spanie na ziemi nie należało do najwygodniejszych, a skutkiem tego jest ból całego ciała, jak dobrze, że w tej chwili mogłem leżeć na łóżku wtulony w ciało ukochanego faceta. Kochając go, mimo jego dziwnego zachowania. I trochę zbyt ostrego traktowania mnie i mojego ciała.
Zmęczony czułem jak głaszcze mnie po włosach, co powoli mnie usypiało, najwidoczniej zmęczenie wczorajszym dniem przełożyło się i na dzień dzisiejszy co nie było aż takie dziwne.

Przebudziłem się, sam nie wiem kiedy, wiedziałem natomiast, że czuję się dużo, dużo lepiej i, że właśnie tego było mi trzeba.
Mój mąż również zasnął, mocno trzymając mnie w ramionach, a to ciekawe, że mimo tak twardego snu nadal potrafi tak mocno trzymać mnie w objęciach.
Poruszyłem się delikatnie, chcąc zmienić pozycję a nawet może wstać, było mi już niewygodnie i trochę zdrętwiało mi cało powodu spania w jednej pozycji.
- Gdzie chcesz iść? - Usłyszałem od razu głos męża który najwidoczniej wcale nie spał, w może spał tylko mój ruch go ze snu wybudził, to również jest bardzo prawdopodobne, odkąd przechodzi ten swój okres dojrzewania, jest strasznie uczulony na to, co robię i to najwidoczniej, nawet gdy śpi.
- Jestem cały zdrętwiały, wszystko mnie boli, muszę zmieniać pozycję albo nawet już wstać - Odpowiedziałem, tym moim żałosnym łamiącym się głosem.
Zdecydowanie tak jak mówił, zrobił wszystko, abym nie mógł przez jakiś czasu mówić, no i pomyśleć, że to ja sam to sobie zrobiłem, gdybym go nie prowokował, on nie zrobił by wszystkiego, abym nie mógł mówić. Chociaż po tym, co mi zagwarantował w łóżku, byłem w stanie znieść ból gardła i tak szczerze powiedziawszy, mógłby mnie tak traktować za każdym razem w łóżku.
Ja wiem, że to jest chore i, że nie powinienem mieć takich upodobań, no ale co ja zrobię, z tym że takie właśnie je mam? No nic i nie planuję raczej tego zmieniać, za dobrze mi z tym.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nie miałem pojęcia, co oni takiego uroczego we mnie widzą, mam wilcze uszy i wilczy ogon którego mieć żaden z nich w życiu by nie chciało, jak ja mam teraz normalnie funkcjonować? Mam tylko nadzieję, że na ogonie i uszach się zakończy, nie chce mieć długich pazurów i ostrych zębów, bo tego naprawdę nie będę w stanie już ukryć.
- Bardzo was proszę, przestańcie sobie ze mnie drwić - Burknąłem, pusząc swoje policzki, naprawdę niezadowolony z tego wszystkiego, Dlaczego nie mogę być taki jak dawniej? Świat po prostu robi mi na złość.
- Nikt sobie z ciebie nie drwi, ty naprawdę wyglądasz uroczo - Suzue dolewała oleju do ognia, źle się czuje w tej postaci jak jakiś pies.
No bo tak właściwie jestem psem tylko trochę bardziej niebezpiecznym i zdolnym do zabicia jednym ruchem łapy lub kłapnięciem pyska.
- Przejście do rzeczy, a nie mnie męczycie - Mówiąc, to zdanie warknąłem pod nosem, czego nawet nie kontrolowałem, muszę się uspokoić gdy za bardzo się denerwuje, zachowuje się jeszcze bardziej jak pies, a tego znieść już nie mogę.
Oboje słysząc moje słowa i widząc zachowanie, dali mi spokój poruszając sprawę, którą od razu mieli poruszyć.
Mój panicz wytłumaczył Suzue, czego potrzebuje, prosząc o dyskrecję, nie chcąc, aby ktoś się o tym dowiedział. Kobieta rozumiała całą tę sytuację, dlatego obiecała się mi pomóc, przynosząc ampułkę tak szybko, jak to było tylko możliwe.
- Spokojnie, przecież powiedziała, że to załatwi, nie musisz chodzić tak nerwowo w kółko - Daisuke od razu zauważył moje nerwowe zachowanie, które nie było spowodowane tą sprawą, problem był inny zdecydowanie bardziej problematyczny.
- Nie w tym tkwi problem - Rzuciłem, nie przestając chodzić w kółko, nerwowo machając swoim ogonem.
- Nie w tym? To w czym? - Mężczyzna chciał się od razu dowiedzieć, co mi dolega, myśląc najwidoczniej, że będzie w stanie mi pomóc, może i będzie, tylko nie wiem, za bardzo jakby miał to zrobić.
- Idzie tu straż - Wyjaśniłem, doskonale słyszał ich głosy i kroki podążające w stronę rezydencji..
Chociaż jeden plus z tej całej mojej przenośny, słyszę, czuje i widzę doskonale, dzięki czemu nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
- Straż? A oni tu po co? - Mój narzeczony zmartwił się tak samo, jak ja, w tech chwil rozumiejąc moje nerwowe kroki.
- Prawdopodobnie będą chcieli cię przesłuchać, muszą zacząć działać w sprawie porwania i potwora, którego spotkałeś w kanałach - Wytłumaczyłem, podejrzewając, że właśnie o to będzie chodzić, z innego powodu raczej by tu się nie zjawili, no, chyba że i w tym się mylę, jednakże tak na chłopski rozum co innego by ich tu sprowadzało? Chcą życzyć mu szybkiego powrotu do zdrowia? No nie wydaje mi się.
- Teraz? Nie mogły sobie wybrać lepszego momentu na to - Burknął niezadowolony, obmyślając co, może z tym zrobić. - Ile mamy czasu nim przyjdą?
- Może koło dwóch minut maksymalnie - Odpowiedziałem, podchodząc do okna, przez które spojrzałem, kładąc uszy po sobie, aby w razie co nie dało się ich dostrzec.
- W porządku, zakryj ogon i uszy, a następnie udaj się do biblioteki a tak dokładnie do tajemnego pokoju, tam nikt się nie znajdzie. Wyjdź dopiero gdy opuszczą rezydencji - Obmyślił doskonały plan, dzięki któremu nie będę musiał martwić się o to, czy ktoś mnie zobaczy.
- Dobrze, kiedy mnie nie będzie, nie ruszaj się za wiele, żebra nie zrosną się, jeśli będą w ciągłym ruchu - Poprosiłem, całując w czoło, nim ubrany opuściłem naszą sypialnię, podążając do miejsca, w którym będę mógł spokojnie przeczekać przybycie strażników.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Dojrzewanie... nie spodobała mi się ta odpowiedź. Dojrzewanie nie kojarzyło mi się z niczym dobrym. A to moje i tak jakieś takie dziwne było, bo miałem dosłownie dziury w pamięci. To chyba tak nie powinno wyglądać, czyż nie? Tak mi się wydaje. Nie wiem, jak wyglądało jego dojrzewanie, nie dość, że przeżyłem to w innym życiu, to jeszcze to było tak dawno, że nawet miałem prawo nie pamiętać. Dzieci też raczej nie mają zaników pamięci. Czemu więc ja je miałem? To chyba nie jest dojrzewanie, jakoś ciężko było mi w to uwierzyć. 
- Ale tak jesteś pewien? Bo raczej podczas dojrzewania nie ma się zaników pamięci – wyznałem, jakoś tak nie do końca przekonany co do jego teorii.
- Każdy z nas przechodzi to nieco inaczej, nie ma zdefiniowanych takich podręcznikowych symptomów. Najwidoczniej twój organizm przed tak gwałtowną zmianą charakteru reaguje zanikami pamięci. Ale nie martw się, teraz, kiedy już wiem, co ci jest, do tego już więcej nie dojdzie – powiedział, delikatnie masując swoje gardło. Skoro ta mówi... to może to jednak jest to całe dojrzewanie? Paskudne ono jest, nie podoba mi się to. Ale co mam poradzić?
- Długo to trwa? – spytałem, trochę przerażony tym, że będzie mi tak odbijać jeszcze bardzo długo. Przecież ja tego absolutnie nie pamiętam. A jak nagle się stanę tak zazdrosny, że mu krzywdę zrobię? Może mnie trzeba pod jakimś kluczem trzymać? 
- To też jest trudne do stwierdzenia – wyznał, i to tak cicho, że ledwo go usłyszałem. 
- Dzisiaj proponuję wolne. I zrobię ci w końcu gorącą herbatę. Ale bez miodu, bo nie lubisz miodu, to jeszcze pamiętam – zaproponowałem, i pocałowałem go w policzek. 
- Nie pogardzę, ledwo mówię – wyznał cichutko, siląc się na lekki uśmiech. 
Nie mówiąc już nic zostawiłem go na łóżku, a samemu udałem się na dół. Poza herbatą dla mojego obolałego męża musiałem także zająć się zwierzakami. Miałem nadzieję, że Psotka nie będzie miała mi za złe tego, że nie pójdziemy dzisiaj na spacer. Nie miałem absolutnie żadnej ochoty na to, by dzisiaj wychodzić. Było brzydko. I zimno. I chciałem spędzić ten czas z Mikleo. Najlepiej bardzo dużo czasu. Mikleo ma zwracać uwagę na mnie i tylko na mnie, i wtedy będę najszczęśliwszy. To znowu przemawia przeze mnie dojrzewanie, czy po prostu potrzebuję trochę atencji męża? Tylko jak ja mam mieć jego atencję, kiedy on mówić nie może? No przecież to tak się nie da. Ale wystarczy mi, że się przytula do mnie, i patrzy się tylko na mnie, i na nikogo innego. 
Tak więc zająłem się zwierzakami, wpuściłem Psotkę z dworu i udałem się na górę, wraz z nią i gorącą herbatą. Psotka, pomimo tego, że stopnie były wysokie, a ona malutka, świetnie sobie poradziła. I jaka szczęśliwa była, kiedy to Mikiego zobaczyła... to naprawdę dobrze, że się w końcu dogadali i polubili. 
- Już wróciłem. Mam herbatę. I małe, słodziutkie i mięciutkie wsparcie – powiedziałem, stawiając kubek na szafce nocnej, a następnie położyłem Psotkę na łóżko, bo bardzo chciała się na nie dostać. – Czegoś jeszcze moja najpiękniejsza Owieczka potrzebuje? – spytałem, patrząc na niego z uwagą, gotów zrobić to, czego ode mnie oczekuje. 

<Owieczko? c:>